Pamiętacie bajkę La Fontainea o koniku polnym i mrówce? On lekkomyślny i leniwy – nie dożył wiosny. Ona – krzątająca się i skrupulatna – cieszyła się obfitymi zapasami do przednówka. Jak dzisiaj opowiedzielibyśmy tę bajkę? Prawdopodobnie tak: mrówka zachorowała z przemęczenia na depresję i dopadło ją wypalenie zawodowe, a konik polny założył własną firmę i właśnie wchodzi na giełdę. Dlaczego? Ponieważ konik polny dbał o higienę psychiczną i od czasu do czasu robił to, na co miał ochotę. Albo nic. Podobnie jak Iwan Głupi (i setki głupich Jasiów z bajek i baśni), który leżał na piecu, zbijał bąki, a potem i tak dostawał carewiczównę za żonę i pół królestwa. A wszystko z powodu nicnierobienia. Bo nicnierobienie też jest pracą.
Zajęcia domyślne
„Mózg pracuje ciągle. Już około dziesięciu lat temu zbadano tzw. domyślną aktywność mózgu, czyli moment, kiedy mózg znajduje się w stanie spoczynku. I co się okazało? Jeżeli dajemy badanej osobie jakieś zadanie do wykonania, to widać, że w niektórych obszarach aktywność wzrasta, ale tylko o 1-2 proc., czyli naprawdę niewiele” – mówi dr Mateusz Gola, psycholog z Instytutu Psychologii PAN. „W ostatnich kilku latach udowodniono, że w mózgu istnieją różne sieci połączeń. Jedna z nich to sieć stanu domyślnego, obejmująca obszary kory czołowej z przodu i ciemieniowej, bardziej z tyłu mózgu. Aktywność tych obszarów wzrasta, kiedy nie mamy żadnego konkretnego zadania do wykonania”. A zatem wtedy, gdy oddajemy się nicnierobieniu: leżymy na leżaku przy basenie, patrzymy na zachód słońca, a nasze myśli swobodnie krążą.
Okazuje się, że ta sieć jest aktywna u osób z depresją, zaburzeniami lękowymi czy stresem pourazowym. Co doprowadziło badaczy do hipotezy, że prawdopodobnie wtedy, kiedy nic nie robimy, mózg zajmuje się tym, co dla nas najważniejsze. Tyle że w sposób niekontrolowalny i nieuporządkowany” – uważa dr Mateusz Gola. Mózg osoby z depresją będzie więc miał tendencję wracania do przeszłości, mózg człowieka z zaburzeniami lękowymi skupi się na strachu przed przyszłością, a osoby cierpiącej na PTSD powróci do traumatycznych wydarzeń. A u ludzi niecierpiących na żadną z tych dolegliwości mózg w czasie nicnierobienia będzie zajmował się marzeniami, aktualnymi sprawami i fantazjowaniem na tematy najbardziej nas zajmujące. „Jeżeli nie są to problemy, których nie da się rozwiązać, to stan domyślny mózgu może wzmagać kreatywność i przygotowywać do rozwiązania problemów” – uważa dr Gola. Dlatego niektórzy z nas mogą się w samo południe wyciągnąć na leżaku nie tylko podczas wakacji. „W wielu firmach tworzy się strefy relaksu, w których można poleniuchować” – dodaje dr Gola. Po to, by za chwilę znaleźć genialne rozwiązanie zadania.
Genialnie leniwi
Już nikt nie wierzy w to, że po nieprzespanej nocy czy po pełnym stresu dniu można wpaść na odkrywczy pomysł. Newton odkrył prawo powszechnego ciążenia podczas relaksu w ogrodzie, a nie w sali wykładowej przed tablicą (nie jest jednak udowodnione, czy rzeczywiście spadło mu na głowę jabłko). „Innym wielkim myślicielom najlepsze pomysły przychodziły do głowy we śnie, podczas leniwego wylegiwania się w łóżku, na plaży lub podczas wędrówek” – pisze Ulrich Schnabel w książce „Sztuka leniuchowania”.
John Lennon, znany leniwy ekscentryk, apoteozował nicnierobienie w jednej z najlepszych piosenek The Beatles („I’m only sleeping”): „Wszyscy myślą, że jestem leniwy. Nie przeszkadza mi to, wydaje mi się, że to oni są szaleńcami. Biegną gdzieś w pośpiechu do momentu, w którym nie uświadomią sobie, że to nie ma sensu (…). Leżę i gapię się w sufit. Czekam, aż przyjdzie senność”. Takiej piosenki nigdy nie napisałby pracuś Paul McCartney (choć podobno trochę Lennonowi pomagał).
Lennon (znany z tego, że mógłby spać prawie bez przerwy, jedna z dziennikarek nazwała go „prawdopodobnie najbardziej leniwym człowiekiem w Anglii”) ma dużo racji z chwaleniem stanu półsnu. „To najprzyjemniejsze uczucie, kiedy mózg jest w tzw. stanie alfa: na granicy jawy i snu, może porządkować potrzebne nam informacje. Jestem przekonany, że nasz mózg to uwielbia” – mówi Piotr Ławacz, psycholog społeczny. W czasie relaksu, ale także drzemki i medytacji w mózgu aktywne są fale alfa i theta, jak przy treningach twórczości. W tym stanie mózg lepiej kojarzy, zwiększa się komunikacja między lewą a prawą półkulą. Stres z kolei tę komunikację zaburza.
Oczywiście, gdyby Lennon tylko spał, nie byłoby beatlemanii, a on sam zostałby robotnikiem w liverpoolskiej fabryce. „Genialne przebłyski poprzedza zazwyczaj okres intensywnego studiowania i rozmyślania. Mało które olśnienie spada z nieba, nadal bowiem aktualne jest twierdzenie króla wynalazców Thomasa Edisona, iż geniusz to wynik »jednego procenta inspiracji i dziewięćdziesięciu dziewięciu procent transpi- racji«. Jeżeli jednak tego jednego procenta inspiracji zabraknie, to pot, najbardziej nawet obficie wylany, nie pomoże. Decydujący przełom często przychodzi wtedy, gdy się go najmniej oczekuje, a myślenie racjonalne jest czymś zupełnie innym zajęte” – uważa Ulrich Schnabel.
Ale na pytanie: czym wobec tego różni się mózg Steve’a Jobsa wymyślającego iPhone’a od mózgu (jakkolwiek by to seksistowsko zabrzmiało) nastolatki opalającej się nad basenem, dr Mateusz Gola odpowiada: „Między różnymi osobami nie da się tego porównać. Natomiast bez wątpienia aktywność mózgu Steve’a Jobsa wymyślającego iPhone’a od aktywności mózgu Steve’a Jobsa opalającego się nad basenem na Hawajach różni się naprawdę niewiele”.
Co więcej, przez niemal cały czas używamy 100 proc. naszego mózgu, nie mamy w związku z tym żadnych ukrytych zasobów, które pewnego dnia będziemy mogli „odblokować” i stać się geniuszami. Takie opowiadania to mit, który nie znaj duj e potwierdzenia w badaniach. Ta część, której używamy, to jest właśnie nasze 100 proc. Widać to w przypadku ludzi starszych, którzy z biegiem czasu, kiedy ich mózg choćby w części ulegnie uszkodzeniu, nie są w stanie sprawnie funkcjonować. „Warto dawać mózgowi wyzwania, ale trzeba też nauczyć go odpoczywać – to najlepsza recepta na zachowanie sprawnego myślenia do późnej starości” – radzi dr Mateusz Gola.
Drzemka na zdrowie
Lekarze zalecają drzemkę jako receptę na zdrowe serce, szczególnie od czasu badań przeprowadzonych przez dr. Dimitriosa Trichopulosa związanego z Harvard University. Na łamach „Archives of Interna! Medicine” stwierdził on, że mała drzemka w południe zmniejsza ryzyko śmiertelnego ataku serca, zwłaszcza u mężczyzn. Badaniem objęto w ciągu sześciu lat ponad 23 tys. dorosłych Greków. Uczestnikami badania byli głównie ludzie powyżej 50. roku życia. U tych, którzy ucinali sobie półgodzinne drzemki przynajmniej trzy razy w tygodniu, ryzyko zgonu z powodu zawału lub innych problemów z sercem było o 37 proc. niższe niż u tych, którzy na drzemki sobie nie pozwalali.
Drzemka dobrze zrobi też tym, którzy nie mają z sercem problemów. „Każdy człowiek podlega w ciągu dnia określonym wahaniom wydajności organizmu. Najwyższa wydajność występuje do południa. Tego poziomu nie da się utrzymać cały dzień” – pisze w „Sztuce zarządzania samym sobą” Jorg Knoblauch. „Po obiedzie mamy do czynienia z niżem popołudniowym. Jeśli ktoś próbuje pokonać ten niż mocną kawą, musi wiedzieć, że tym samym przedłuża go. Wypadki zdarzają się najczęściej podczas niżu wydajności”. Jest na to rada. „Mała drzemka może zmienić krzywą dziennej wydajności. Są zakony, w których około godziny 18.00. zaleca się 90-mi- nutową drzemkę. Dzięki temu możliwa jest stabilna wydajność i praca do północy. (…) Ludzie kreatywni tak pracują. Czekają na swój wyż wydajności, aby rzucić się w wir pracy z całkowitym oddaniem”. Dowód? Po obiedzie zwykli drzemać Albert Einstein oraz Thomas Edison, a także prezydent Bill Clinton. Winston Churchill mawiał: „Nie myśl, że wykonasz mniej pracy, śpiąc w ciągu dnia. To głupi pogląd ludzi bez wyobraźni. Będziesz mógł dokonać więcej. Masz dwa dni w jednym”.
Mistrzowie relaksu
Badania mózgu pokazujące, że nicnierobienie jest w istocie wykonywaniem odpowiedzialnej pracy, wpłynęły na to, że lenistwo zyskało na wartości. „Widać to w przestrzeni miejskiej: ludzie w samym środku dnia pracy wylegują się na leżakach. Wymyśla się ciągle nowe sposoby na relaks” – mówi Mateusz Gola. „U zwierząt także widać ten naturalny podział na pracę: zdobywanie pożywienia i prokreację, oraz zabawę, która jest ważna i niezbędna do prawidłowego funkcjonowania”. Wtóruje mu Ulrich Schnabel: „To, że istnieje związek między (pozorną) bezczynnością i prawdziwą zdolnością do osiągnięć, demonstrują nam także zwierzęta. Każdy, kto obserwował kiedyś kota, wie, o czym mowa. Koty, na swój sposób, są prawdziwymi mistrzami relaksu – z błogim oddaniem potrafią godzinami wylegiwać się na kanapie. Ale gdy tylko coś zaabsorbuje ich uwagę (odgłos myszy lub znany dźwięk otwieranej puszki z jedzeniem), w jednej sekundzie stają się czujne i całkowicie skoncentrowane”.
Coraz więcej badań pokazuje, że jeśli chcemy być bardziej twórczy i skuteczni, to zamiast brać się w garść, warto czasem wrzucić na luz, choćby… wziąć w środku dnia prysznic. Pozwolenie na wykąpanie się w ciągu dnia pracy (osoby biorące udział w badaniu miały dodatkową przerwę na prysznic) zwiększało kreatywność o 33 proc., a efektywność – o 42 proc. Jeden z mężczyzn przyznał, że dzięki kąpieli się wyciszał, a przebywanie z dala od ciągłych dzwonków telefonów pozwalało mu przemyśleć różne sprawy. I niech nas nie zbija z tropu fakt, że badanie zlecił… producent pryszniców.
W naszym myśleniu o pracy i czasie jej poświęcanym zaszła bowiem znaczna zmiana. „Stefan Klein w książce »Czas. Przewodnik użytkownika« zauważa, że w cywilizacji zachodniej najcenniejszym towarem jest czas” – mówi dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. „Czas stał się wartością samą w sobie, a wysoki poziom j ego świadomości jest wyznacznikiem stylu życia i tworzenia własnej tożsamości. Znaczy teraz więcej niż pieniądz, choć na pieniądze się przekłada”. Z badań CBOS wynika, że od 1988 r. systematycznie tracą na znaczeniu takie rodzaje działalności jak zdobywanie pieniędzy czy politykowanie. Zyskały natomiast: zdobywanie wykształcenia, korzystanie z życia, podróżowanie, życie rodzinne i lenistwo!
„Podczas 25 lat kapitalizmu mówiono nam tylko, jak ciężko należy pracować” – podkreśla dr Sobierajski. „Wychowano rzesze ludzi, którzy mają być może szacunek dla pracy, ale nie mają szacunku dla siebie. Pracując codziennie po kilkanaście godzin, po kilku latach wypalili się. Nie umieli odpoczywać, złapać dystansu, mieli po kilkaset dni zaległego urlopu. Ani pracownicy, ani pracodawcy nie rozumieli, że bez przerw i umiejętnego z nich korzystania wiele nie osiągną”.
Arenda Oetkera, niemieckiego przedsiębiorcę (to ten od kisielu i sernika w proszku dla leniwych), zapytano kiedyś, na jaki zbyteczny luksus najchętniej by sobie pozwolił. Powiedział: „na kontemplowanie przyrody i przyglądanie się w ogrodzie przy domu rodziców, jak drzewa odbijają się w tafli stawu”. Oddawajmy się więc temu luksusowi nie tylko podczas wakacji.
DLA GŁODNYCH WIEDZY:
Jeśli podczas leniuchowania chcecie poczytać o pożytkach z nicnierobienia, zajrzyjcie do tych książek:
» Ulrich Schnabel, „Sztuka leniuchowania”, Muza SA, Warszawa 2014,
» Tom Hodgkinson, „Jak być leniwym”, W.A.B., Warszawa 2014.