Potrzebowała pieniędzy i przygód, a ogłoszenie obiecywało, że dostanie 15 zł za sześćdziesiąt minut stania bez ruchu. Tyle że praca jest w „nieludzkich godzinach”, bo od 8.45 do 13.30, i pracuje się… nago. Poszukiwano modelki do pracowni malarstwa na poznańskiej ASP. Studiowała zaocznie, miała czas i odwagę, by rozebrać się przed grupą nieznanych osób, które godzinami będą się wpatrywać w każdy fragment jej ciała.
„Pierwsze godziny to był totalny stres” – opowiada 29-letnia Magda. „Stojąc nago przed nieznajomymi, spociłam się, jakbym właśnie zdawała test na prawo jazdy. Nie mogłam patrzeć im w oczy, chociaż czułam, że oni patrzą wszędzie. Ale chciałam sprawdzić, czy dam radę. Zawsze ciągnęły mnie niekonwencjonalne sytuacje”.
Z biegiem czasu przywykła do swojej nagości, zrozumiała, że nie ma powodów do wstydu, bo nie jest obiektem oceny, tylko odwzorowań. Mimo początkowego zdenerwowania dorabiała tak przez trzy następne lata. „Na ASP moja nagość była pożądana, a pierwotny stres związany z nową sytuacją po jakimś czasie zniknął. Wtedy pomyślałam, że wstyd jest określony przez normy, które się zmieniają” – dodaje Magda.
Wstyd działa jak czerwone światło – ostrzega przed nadmiernym odsłonięciem się, pomaga stawiać granice, doradza, czy warto podejmować ryzyko zwierzenia się komuś i zdradzenia swoich tajemnic. Z pewnością chroni też przed skakaniem do symbolicznego basenu, jakim jest nowy związek, bez sprawdzenia, czy jest w nim woda. Nadmiar wstydu ogranicza, ale jego brak – ośmiesza. Jak znaleźć złoty środek?
Od skrytości do ekshibicjonizmu
Zaczerwienienie twarzy, głównie policzków i uszu, szyi i dekoltu, odwracanie wzroku, pochylenie głowy i to poczucie, że zrobiliśmy coś niewłaściwego – to główne objawy wstydu. Zdaniem psychologów ewolucyjnych wstyd jest wrodzoną, uniwersalną emocją, której funkcją jest równoważenie ludzkiej skłonności do skupiania się na sobie. „W naturalnych sytuacjach sygnalizuje, że zbliżamy się do tego, co jest zbyt osobiste, żeby mogło być pokazane wszystkim” – mówi dr Martyna Goryniak, psychoterapeutka.
„Wstyd pozwala chronić granice. Buduje poczucie intymności”. Z tego powodu na pierwszej randce opowiadamy zazwyczaj o sukcesach, zaletach i marzeniach – wstyd podpowiada nam, by intymne i bolesne doświadczenia pozostawić chwilowo ukryte. Niestety, nadmierny wstyd może doprowadzić do sytuacji, w której rezygnujemy z zabrania głosu, wypowiedzenia swojego zdania lub zrobienia czegoś, czego naprawdę pragniemy, na przykład pocałowania tej drugiej osoby na do widzenia, chociażby w policzek.
Zupełne zrezygnowanie ze wstydu bywa jednak toksyczne i może prowadzić do dramatycznych lub żałosnych sytuacji. Takich do jakiej doszło na przykład na międzynarodowym festiwalu filmowym Kinopolis w Irlandii. Podczas promocji filmu „1920 Bitwa warszawska” Łukasz Garlicki, grający ks. Ignacego Skorupkę, zapytany o to, co zapamiętał z pracy u boku reżysera Jerzego Hoffmana, wyznał: „drinking and fucking women”.
Z kolei Paris Hilton, skazana m.in. za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu, bez prawa jazdy i za posiadanie kokainy, sprawia wrażenie, jakby w ogóle pozbawiona była funkcji odczuwania wstydu. Mówi o sobie: „Z reguły nic nie myślę, tylko sobie idę i ładnie wyglądam”.
Zgodnie z teorią społecznego uczenia się to, jak bardzo i jak często się wstydzimy, zależy od sposobu, w jaki zachowywali się wobec nas w dzieciństwie rodzice, nauczyciele i inne znaczące osoby. Jeśli jako środka perswazji używano wobec kogoś takich metod jak wywołanie na środek sali, wyśmiewanie, zdradzanie innym intymnych przeżyć, to człowiek ten wyrósł na osobę o większym poziomie wstydu. Jeśli metodą wychowawczą było zawstydzanie (mówienie do dziecka „jesteś niedobry, jak ci nie wstyd” zamiast „nie podoba mi się to, co robisz”), mogło to doprowadzić do obniżenia poczucia wartości. W dorosłym życiu taka osoba może hamować swoje potrzeby, nie podejmować nowych wyzwań, rezygnować z bliskości, bo to wymaga odsłonięcia swoich myśli, uczuć oraz ciała, i oznacza ryzyko zranienia. Wstyd tworzy granice, które potrzebne są każdemu; powstrzymuje przed zachowaniami nieakceptowanymi w środowisku, w którym przebywamy. „Z drugiej strony w intymnej relacji przekraczanie granic jest podniecające” – zauważa dr Martyna Goryniak. „Kiedy nie ma wstydu, nie ma też granic i związek przestaje być dla ludzi ekscytujący”.
Laboratorium emocji
Badanie wstydu bywa kłopotliwe. Aby przeprowadzić eksperyment, trzeba doprowadzić do sytuacji, w której człowiek się wstydzi, a zatem przeżywa skrępowanie i inne nieprzyjemne uczucia, od których zazwyczaj chce uciec lub pozostać z nimi sam na sam, a nie w towarzystwie osoby w białym kitlu. W latach sześćdziesiątych XX wieku aby w badanych wywołać wstyd, kazano im ssać publicznie dziecięcy smoczek.
Metoda ta, z silnym seksualnym podtekstem, nie była idealna i budziła wiele etycznych kontrowersji, dlatego dekadę później Howard Garland z Cornell University w Nowym Jorku, zajmujący się psychologią wstydu, postanowił przeprowadzić własny – w jego poczuciu łagodniejszy – eksperyment. Garland mówił badanym, że chodzi o przetestowanie programu komputerowego, który pomaga muzykom ocenić głos.
Należało zaśpiewać piosenkę, a za każde pięć sekund wokalnego popisu badani dostawali centa. Otrzymali informację, że ich głos najpierw oceni komputer, a później słuchacze. Garland wybrał kiczowatą balladę „Love is a Many-Splendored Thing”, z powodu jej dużego „potencjału zawstydzającego”. Po krótkiej próbie badani wykonywali swoją wersję utworu przed nieistniejącym komputerem, a ich występ był losowo oceniany jako dobry lub fatalny.
Następnie przechodzili do pomieszczenia z lustrem weneckim, za którym miała się znajdować publiczność. Ci, których utwór został oceniony jako dobry, śpiewali przed publicznością średnio 132 sekundy. Pozostali, którzy usłyszeli, że śpiewają fatalnie – zaledwie 82 sekundy. Gdy badani sądzili, że za lustrem są ich znajomi, śpiewali zdecydowanie krócej niż wtedy, gdy wierzyli, że znajdują się tam obcy ludzie.
Co interesujące, kobiety śpiewały zaledwie 16 sekund, gdy wierzyły, że publiczność stanowią kobiety, i aż cztery razy dłużej, gdy myślały, że śpiewają dla mężczyzn. Stało za tym ich przekonanie, że mężczyźni nie znają się zbytnio na muzyce i nie zauważą różnicy pomiędzy fałszem a poprawnym wykonaniem, więc nie ma się czego wstydzić.
„Wstyd pojawia się, kiedy jesteśmy w stanie rozpoznawać normy społeczne i gdy rozumiemy już, że je przekraczamy. Jest reakcją na to, że złamaliśmy jakąś zasadę i że spotka nas za to ocena czy kara ze strony innych ludzi” – komentuje dr Martyna Goryniak. Nikt nie odczuwa wstydu, śpiewając czy nawet jodłując pod prysznicem, ale przekonanie o byciu ocenianym, dodatkowo przez znajomych, znacznie podnosi poziom tej emocji.
Wina i wstyd
Wstyd mylimy czasem z poczuciem winy. Mimo że zdarza nam się wstydzić za innych, na przykład za rodziców, partnera albo szefa, poczucie winy przeżywamy wyłącznie wobec siebie. „W rozwoju wstyd pojawia się przed poczuciem winy. Kiedy normy nie są jeszcze uwewnętrznione, interesuje nas to, czy zostaniemy przyłapani”– mówi dr Martyna Goryniak. Gdy zostaniemy przyłapani albo obawiamy się tego, odczuwamy wstyd.
Kiedy zaś normy zostaną uwewnętrznione, czyli nasz stosunek do takich wartości jak uczciwość, wierność, praca zostanie indywidualnie określony – odczuwamy poczucie winy niezależnie od tego, czy zostaniemy przyłapani na gorącym uczynku. Wystarczy, że zrobimy coś, co uważamy za złe. Wstyd pojawia się także, gdy nie możemy osiągnąć określonych celów, bo np. nie pracujemy wystarczająco ciężko albo nie zdobyliśmy oczekiwanego uznania. „Kolejna różnica dotyczy konsekwencji poznawczych każdej z emocji.
Poczucie winy motywuje ludzi do brania odpowiedzialności za swoje życie, do zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy i hamuje agresję interpersonalną” – wyjaśnia dr Jarosław Kulbat, trener i wykładowca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. „Wstyd natomiast wpływa na obniżenie poczucia własnej wartości”. Poza tym poczucie winy możemy smakować w samotności, powracać do konkretnego zachowania, analizować je i w związku z tym zwiększać to doznanie, a wstyd jako emocja społeczna doświadczana jest częściej i intensywniej, gdy istnieją świadkowie naszej porażki.
Pożądane rumieńce
„Człowiek, na którym żadnego wrażenia nie robi to, że postąpił źle, wywołuje u innych bardziej negatywne emocje niż ktoś, kto w podobnej sytuacji czerwieni się, kuli i unika spojrzenia, dowodząc, że zdaje sobie sprawę z popełnionego błędu” – mówi dr Jarosław Kulbat.
Psychologowie z University of California w Berkeley dowiedli, że ludzie, którzy częściej się wstydzą, budzą większe zaufanie. Już chociażby z tego powodu warto pozwolić sobie na okazjonalne czerwienie się zamiast uznawać je za dziecinne i zbędne. Widoczne na twarzy objawy wstydu postrzegamy jako wyraz cnoty, a to zazwyczaj przyciąga ludzi i ułatwia nawiązywanie relacji. Ludzie skłonni do wstydu są również… bardziej hojni.
Naukowcy z Berkeley zaprosili studentów do „gry w dyktatora”, która bada między innymi poziom altruizmu oraz sposób, w jaki współpracujemy z innymi. Jeden z ochotników wchodzi w rolę dyktatora i otrzymuje pewną sumę pieniędzy albo losów na loterię, które ma podzielić według własnego uznania. Może wszystko zatrzymać dla siebie albo oddać część partnerowi. Okazało się, że osoby wstydliwe miały zdecydowanie większą tendencję do obdarowania innych.
„Ludzie, którzy łatwo się wstydzą, są jednocześnie bardziej skłonni do kooperacji” – podsumowuje dr Jarosław Kulbat. Mimo że słowo bezwstydny brzmi w naszym języku pejoratywnie, to często zazdrościmy tym, którzy potrafią bez zażenowania odrzucać konwenanse. Sami również chcielibyśmy bez wstydu tańczyć na ulicy, gdy się zakochamy, czy mówić otwarcie, co czujemy, zamiast milczeć z lęku przed odrzuceniem. I warto zdobywać się na odwagę, pamiętając jednak słowa Monteskiusza: „wstydliwość zdobi każdego człowieka, dlatego musisz umieć ją przezwyciężać, nie tracąc jej”.