Zespół stresu pourazowego (ang. Post-Traumatic Stress Disorder – PTSD) stał się chorobą naszych czasów. Dotyka już nie tylko żołnierzy wracających z Iraku czy Afganistanu, nie tylko uczestników katastrof samolotowych czy molestowane dzieci albo maltretowane żony. Niektórzy psychiatrzy zaczęli twierdzić, że nawet oglądanie wiadomości telewizyjnych może być traumatycznym doświadczeniem, wymagającym specjalnego leczenia. Nic dziwnego, że naukowcy zaczęli traktować to schorzenie z dystansem. Jak stwierdził Robert Spitzer, redaktor „Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders”, swoistej biblii amerykańskich psychiatrów: „PTSD, jak żadna inna diagnoza psychiatryczna, niesie ze sobą wątpliwości co do samej definicji schorzenia, kryteriów klinicznych oraz częstości występowania w różnych populacjach”.
Prof. Paul R. McHugh, psychiatra z Johns Hopkins University School of Medicine, uważa wręcz, że PTSD nie jest jednostką chorobową, ale naturalną emocjonalną odpowiedzią na wydarzenia wywołujące lęk – choć faktycznie czasami tak silną, że jej wyciszenie wymaga pomocy specjalistów. Zespół stresu pourazowego w tym ujęciu przypomina objawami inne tzw. emocje dostosowawcze, takie jak np. żałoba, nostalgia czy zazdrość. Utrata bliskich wywołuje głęboki żal, a doświadczenie grozy prowadzi do PTSD. Wiadomo jednak, że żałoba czasem może przejść w depresję, która jest już stanem patologicznym, na co wskazują chociażby zmiany widoczne w mózgu (m.in. w obrębie hipokampu – obszaru związanego z utrwalaniem wspomnień). Podobne zjawiska udało się zaobserwować także u ofiar urazu psychicznego, co dowodzi, że może on wywołać chorobę z prawdziwego zdarzenia.
ZNISZCZYĆ MAGAZYN GROZY
Zgodnie z definicją, PTSD polega na niezdolności do wygaszenia lękowych wspomnień, które zaczynają dręczyć chorego i przeszkadzają mu w normalnym funkcjonowaniu. Badania z użyciem tomografii pozytonowej (PET) i funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) wykazały, że mózgi pacjentów cierpiących na tę chorobę działają inaczej właśnie w obszarach związanych z pamięcią i lękiem. Gdy osoby takie patrzą na zdjęcia przestraszonych twarzy, skanowanie ujawnia nadmierną odpowiedź na ten bodziec w ich ciele migdałowatym (części układu limbicznego, która uczestniczy w procesach związanych z emocjami). Z kolei ich kora środkowa przedczołowa reaguje słabiej niż u zdrowych ludzi.
Być może istnieje zatem sprzężenie zwrotne, w którym kora hamuje ciało migdałowate, a jego „wyregulowanie” może sprawić, że pacjenci wyjdą ze swego chorobliwego lęku. Wielu weteranów wojny w Wietnamie doznało uszkodzeń w tych właśnie dwu obszarach mózgu, a objawy PTSD występowały u nich znacznie rzadziej niż u tych, u których uszkodzony został np. płat skroniowy. Naukowcy z Emory University udowodnili, że ciało migdałowate i kora przedczołowa uczestniczą w wygaszaniu wspomnień lękowych, gdy w ich obrębie aktywne są receptory neuroprzekaźnika zwanego kwasem N-metylo- asparaginowym (NMDA). Z badań na zwierzętach wynika, że działanie tych receptorów można pobudzić za pomocą antybiotyku o nazwie D-cykloseryna. Substancja ta jest już testowana jako potencjalny lek na zespół stresu pourazowego.
Przypominanie sobie czegoś przenosi wspomnienia z dość trwałego „magazynu” do mniej stabilnego obszaru pamięci. Z czasem niektóre informacje mogą być coraz bardziej niestabilne i wymagają ponownej konsolidacji. Gdyby udało się zablokować ten proces, złe wspomnienia po prostu znikną. Grupie pacjentów z PTSD podawano propranolol (lek wykorzystywany w terapii nadciśnienia i migrenowych bólów głowy), a potem proszono ich o opisanie swych traumatycznych wspomnień. Okazało się, że pamiętali informację związaną z traumą, ale nie towarzyszyło temu to samo pobudzenie emocjonalne, jakie obserwowano u nich przed eksperymentem. Propranolol w jakiś sposób zaburza emocjonalną rekonsolidację wspomnień, choć detale dotyczące samego przebiegu zdarzeń pozostają nienaruszone.
STRACH MA WIELKIE WZGÓRZE
Dzięki badaniom prowadzonym m.in. w amerykańskim Center of Excellence for Research on Returning War Veterans wiadomo już, że w powstawanie PTSD zaangażowane są także inne obszary mózgu. Szczególnie interesujące są te związane z odpowiedzią na stres, w tym wzgórze. To swoisty filtr, który przeformatowuje dane docierające do mózgu z narządów wzroku i słuchu, a następnie wysyła je do kory czołowej i układu limbicznego, gdzie powstają nasze wspomnienia.
PTSD – worek z objawami
Problem z definicją zespołu stresu pourazowego zaczyna się od przyczyny – choroby nie można rozpoznać, jeśli pacjent nie przeszedł urazu psychicznego. Tego typu warunek bardzo rzadko występuje w psychiatrii. Co gorsza, badania wykazały, że objawy PTSD można stwierdzić u bardzo dużego odsetka pacjentów cierpiących np. na depresję, którzy żadnego urazu nie mają na koncie. Bierze się to zapewne z bardzo liberalnej definicji tego zespołu. Do jego głównych symptomów należą:
Natrętne wspomnienia i koszmary senne.Poczucie odrętwienia i przytępienie emocji.Reakcje lękowe na bodźce przypominające sytuację stresową.Zaburzenia snu (bezsenność, „sny na jawie”).Nadmierne pobudzenie, wzmożona czujność.Depresja, brak motywacji do działania.Niezdolność do przeżywania przyjemności.
Lista ta cały czas się wydłuża. Niedawno dodano do niej np. chroniczne bóle pleców…
Okazuje się, że we wzgórzu osób cierpiących na ciężką depresję czy PTSD jest więcej komórek nerwowych – są to więc filtry o większej przepustowości. Gdy dotrze to nich informacja o traumatycznej sytuacji, dochodzi do silniejszej reakcji emocjonalnej i powstania większej ilości wspomnień. Ale dlaczego wzgórze u tych ludzi jest bardziej rozbudowane? Można to powiązać z pewnym zespołem genów w naszym DNA – są one odpowiedzialne za transport neuroprzekaźnika zwanego serotoniną. Może to wskazywać na istnienie jakiejś genetycznej predyspozycji do PTSD.
Oczywiście choroba może też być skutkiem mechanicznego urazu, np. w następstwie fali uderzeniowej po wybuchu. Zniszczenia w obrębie głęboko położonych struktur neuronalnych mogą prowadzić do podwyższonej podatności na PTSD. Jak temu zapobiec? Zastosowanie może tu znaleźć progesteron, powszechnie uważany za hormon wyłącznie „kobiecy”. Potrafi on jednak także chronić nasze neurony, ograniczając tzw. kaskadę cytotoksyczną – masowy i długotrwały proces śmierci komórek nerwowych, także tych oddalonych od miejsca urazu. Gdy szczurom podawano progesteron zaraz po uszkodzeniu mózgu, zniszczenia w układzie nerwowym były mniejsze. Ten hormon jest już stosowany eksperymentalnie w terapii PTSD u ludzi.
KOMPUTER ALBO KORAN
Badania neuropsychologiczne wykazały już dawno, że droga do wygaszenia lęków obejmuje konfrontację z traumatycznymi wspomnieniami, swoiste stawienie im czoła (inaczej niż w depresji, gdzie taka psychoterapia mogłaby być wręcz szkodliwa). Jak jednak sprawić, by pacjent z PTSD mógł doświadczyć ponownie traumy w sposób „namacalny”, a zarazem bezpieczny? Naukowcy z Institute for Creative Technologies na University of Southern California stworzyli aplikacje rzeczywistości wirtualnej leczące lęk wysokości i lęk przed lataniem, a niedawno także „Wirtualny Irak”. Znerwicowany weteran zasiada w skomputeryzowanej kapsule i może znów przeżyć np. atak partyzantów na konwój. Nie wiemy, co się dzieje w mózgu osoby poddawanej takiej terapii, ale wiadomo, że to działa!
Nie jest to jednak opcja dla ofiar wojen i terroryzmu w biednych i zacofanych rejonach świata. Im pozostają religia i magia, które nadal okazują się zadziwiająco skuteczne. Dowodzi tego przykład Kaszmiru – kraju, w którym zespół stresu pourazowego występuje rekordowo często.
To skutek trwającej od dziesięcioleci wojny partyzanckiej islamskich separatystów z indyjską armią. Lekarstwem na PTSD jest tu sufizm – powstała w XIV w. w Azji Środkowej odmiana islamu. Jej wyznawcy wierzą w niezwykłą moc uzdrawiania „wybrańców”. Ich rytuały polegają na głośnym odczytywaniu wersetów Koranu, dmuchaniu w butlę z wodą i przeciąganiu paciorków modlitewnych nad miejscem chorym, np. głową czy plecami, aby uwolnić je od napięć. Dla uspokojenia uzdrowiciele palą na węglu drzewnym specjalne zioła i wykonują amulety, które składają się z zapisanych wersetów Koranu noszonych na piersi, by „uleczyć wątpiące serce”.
Pomoc „wybrańców” staje się mniej magiczna, kiedy uświadomimy sobie, że w wielu przypadkach przypomina regularną psychoterapię. Ale jedno i drugie jest czasochłonne, a na dodatek bardzo wiele zależy tu od terapeuty. Dlatego ofiarom PTSD pozostaje oczekiwanie na pigułkę, która skutecznie pomoże im rozstać się z koszmarem.
Żołnierz idealny?
Osoba pozbawiona ciała migdałowatego nie bałaby się niczego, byłaby całkowicie pozbawiona pamięci emocjonalnej i nieludzko obojętna na wszystko. Czy tak będzie wyglądać żołnierz przyszłości? „Żołnierz powinien mieć sumienie, a zarazem musi myśleć efektywnie” – mówi Gary Hazlett, psycholog z Yale University. Takie efekty może dać zażywanie dwóch substancji – dehydroepiandrosteronu (DHEA ) i neuropeptydu Y (NPY). Chronią one mózg przed szkodliwym wpływem hormonów stresu, ale nie niwelują ich pobudzającego działania. Być może taka profilaktyka w przyszłości będzie chronić żołnierzy także przed PTSD, które znacznie częściej występuje u tych, którzy łatwo „tracą głowę” na polu walki.