Czy ktoś z was wie, kiedy wynaleziono stetoskop? W roku 1816! W 2016 roku lekarze nie będą już przechadzać się ze stetoskopami – mawia dr Eril Topol, amerykański kardiolog i genetyk. Topol może mieć rację: być może już niedługo lekarzom wystarczy iStethoscope – aplikacja na iPhone?a.
Aplikowanie aplikacji
iStethoscope został opracowany przez informatyka z University College London dr. Petera Bentleya. „Program filtruje sygnał audio z wbudowanego w telefon mikrofonu, pozwalając użytkownikowi bardzo wyraźnie usłyszeć bicie własnego serca po przyłożeniu aparatu do klatki piersiowej. Automatycznie nagrywa też dźwięk, który można przesłać e-mailem do lekarza” – wyjaśnia Bentley. Jak przyznaje naukowiec, aplikacja na razie służy do celów rozrywkowych, nie medycznych, ale prace nad tym, by to zmienić, już się rozpoczęły.
Dziś takich kontrolujących stan naszego ciała i ducha telefonicznych aplikacji jest blisko 20 tys., a niektóre z nich mogą budzić podziw. Program AirStrip OB daje położnikom zdalny dostęp w czasie rzeczywistym do zapisu akcji serca płodu czy występowania skurczów, dzięki czemu medycy nie muszą być obok pacjentki, by dokładnie znać stan jej i dziecka. System Catra składa się z oprogramowania i dołączanej do telefonu przystawki, która po przyłożeniu do oka wykrywa kataraktę i przesyła wyniki do specjalisty. Inna przystawka zwana MobiUS pozwala lekarzom na wykonanie komórką USG.
Kolejny program badawczy jest w przygotowaniu: technologia STI2, która ma wykorzystywać wpinany do telefonu czip. Gdy naniesiemy na niego próbkę śliny lub moczu, urządzenie samodzielnie wykona test pod kątem chorób wenerycznych.
Wykorzystanie telefonów komórkowych w medycynie nosi angielską nazwę mHealth. Według firmy badawczej Arthur D. Little w ciągu najbliższych 5 lat rynek takich usług osiągnie wartość 10 mld dolarów. ,,Kontrola diety, kalorii, ćwiczeń. Terapia cukrzycy, astmy, zaburzeń pracy serca i innych przewlekłych chorób. Edukacja zdrowotna: HIV, choroby weneryczne, szczepienia. Kontrola przyjmowania leków” – wylicza niektóre zastosowania mHealth dr Neal Sikka z George Washington University.
W Polsce – m.in. w Polsko-Amerykańskiej Klinice Serca w Mielcu i Szpitalu Wojewódzkim w Rzeszowie, a ostatnio też w krakowskim Szpitalu św. Rafała – działa system telemedyczny dla zawałowców Lifenet. To będący na wyposażeniu zespołu pogotowia ratunkowego defibrylator-monitor z EKG podłączonym do telefonu komórkowego. Podczas transportu choremu robi się badanie, a następnie wysyła jego zapis przez komórkę do Medycznej Stacji Odbiorczej. Dzięki temu, gdy karetka zajedzie na miejsce, od razu wiadomo, co zrobić z jej głównym pasażerem, a to pozwala zaoszczędzić cenny czas.
Nad własną ofertą usług typu healthcare pracują u nas operatorzy sieci Orange i T-Mobile. ,,W całej grupie Deutsche Telekom obszar ochrony zdrowia, w szczególności telemedycyny, to jeden z kluczowych obszarów rozwoju. Obecnie prowadzimy z prywatnymi i publicznymi jednostkami medycznymi kilka pilotażowych wdrożeń, które mają na celu wypracowanie najlepszych rozwiązań dla polskiego rynku” – zapowiada Wojciech Strzałkowski z T-Mobile. ,,W Niemczech firma testuje system GlucoTel dla diabetyków przesyłający wyniki stężenia glukozy we krwi z glukometru przez Bluetooth na komórkę, skąd trafiają do bezpiecznej bazy online. Dzięki temu lekarz może sam wezwać pacjenta na wizytę, jeśli na podstawie wyników uzna, że to niezbędne dla prawidłowego przebiegu kuracji” – wskazuje Strzałkowski.
Powstają też firmy technologiczne proponujące autorskie rozwiązania. Jedną z nich jest Baltronic założona przez prof. Andrzeja Czyżewskiego z Politechniki Gdańskiej, laureata Nagrody Heweliusza za osiągnięcia naukowe i wdrożeniowe w dziedzinie technologii multimedialnych. Baltronic ma do zaoferowania aplikacje do badania wzroku i słuchu.
,,Z kolei Medicalgorithmics, którą tworzą notabene koledzy prof. Czyżewskiego z tej samej uczelni, oferuje rozwiązanie, na które zwracają się właśnie oczy świata – zaawansowany system telemetryczny do diagnostyki zaburzeń rytmu serca PocketECG. Składa się z przenośnego, wyposażonego w elektrody urządzenia, które monitoruje pracę serca, przesyła zebrane dane na telefon, a ten dzięki specjalnemu oprogramowaniu dokonuje analiz. System charakteryzuje się dużą skutecznością w wykrywaniu groźnych komorowych zaburzeń rytmu, porównywalną z najlepszymi systemami holterowskimi. Należy jednak podkreślić, że PocketECG dokonuje analizy w czasie rzeczywistym, podczas gdy analiza systemów holterowskich przebiega offline” – głosi raport profesorów Ryszarda Piotrowicza i Franciszka Walczaka z Instytutu Kardiologii im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego, gdzie testowany był wynalazek gdańskich naukowców.
Na swoim pomyśle zarabiają oni podobnie jak operatorzy telefonii komórkowej: za korzystanie z systemu diagnostycznego pobierany jest miesięczny abonament. Przede wszystkim w dolarach. ,,Głównymi odbiorcami spółki są amerykańskie niezależne centra monitorowania IDTF, które zaopatrują w PocketECG placówki medyczne w skali regionalnej” – mówi dr Marek Dziubiński, prezes zarządu Medicalgorithmics SA.
Dotykać czy nie dotykać?
Zagadnieniu badania zdrowia przez komórkę towarzyszą kontrowersje. Pierwsza dotyczy zajmowania się chorym bez osobistego kontaktu z nim, na co zwraca uwagę Komisja Europejska. Polski Kodeks Etyki Lekarskiej rozstrzyga np., że „lekarz może podejmować leczenie jedynie po uprzednim zbadaniu pacjenta”, a do wyjątków zalicza się sytuacje, gdy „porada lekarska może być udzielona wyłącznie na odległość”.
Na ten temat pisał już w 1997 r. w „Gazecie Lekarskiej” internista Tadeusz Zielonka. „Zapis ten jest anachronizmem. W obowiązkach, jakie stawia się lekarzom, bardziej należałoby położyć nacisk na adekwatność stosowanych metod w stosunku do potrzeb, a nie na metody same w sobie”.
Druga kontrowersja dotyczy braku wystarczających dowodów na skuteczność i opłacalność rozwiązań mHealth. Rok temu w czasopiśmie naukowym „New England Journal of Medicine” uczeni z Yale University opublikowali sprawozdanie z sześciomiesięcznego badania, które objęło 1600 pacjentów hospitalizowanych w związku z dolegliwościami sercowymi. Wniosek: zdalny monitoring tych chorych z użyciem technologii mobilnych nie przyniósł żadnych korzyści.
Bieg przez płotki
W tym samym czasie dr Neal Sikka ogłaszał wstępne – bardzo zachęcające – wyniki badań poświęconych precyzji diagnozowania ran na podstawie zdjęć przesłanych przez pacjentów komórką. Ludzie przywożeni do szpitala z rozcięciami, infekcjami skóry czy wysypkami dokumentowali je fotograficznie, wypełniali kwestionariusz historii chorób i objawów i przesyłali cały pakiet informacji na konto e-mail. Lekarze diagnozowali dolegliwość na podstawie obrazów oglądanych na ekranie komputera, a następnie szli zobaczyć się z pacjentem, by sprawdzić, czy się nie pomylili. 90 proc. rozpoznań było słusznych. Na ostateczne wyniki przyjdzie jednak jeszcze poczekać. „Właśnie je przedłożyliśmy, czekają na publikację” – mówi dr Sikka.
W 2008 r. w szkockim NHS (tamtejszym odpowiedniku NFZ) wszczęto śledztwo po śmierci pacjenta, który został źle zdiagnozowany podczas wykonywania usługi NHS24, (otwarta całą dobę linia telefniczna udzielająca porad i informacji zdrowotnych). Uznano, że nie ma znaczenia, czy porada została udzielona na odległość, czy też nie. Co istotne, równie błędnego osądu w sprawie tego pacjenta dokonał na żywo lekarz pierwszego kontaktu.
Jednak następstwa prawne, jakie mogą powstawać w przypadku takich błędnych osądów w wyniku telekonsultacji, są jedną z kluczowych barier dla rozwoju mHealth. Do tego dochodzą inne kwestie natury prawnej: brak krajowych i międzynarodowych uregulowań dotyczących świadczenia usług zdrowotnych przez komórki, brak zapisów co do bezpieczeństwa danych i ochrony prywatności, brak rozwiązań systemowych umożliwiających refundację kosztów leczenia. Na te problemy zwraca uwagę WHO. I nie tylko.
Dwa światy
Jak czytamy w raporcie na temat mHealth sporządzonym przez firmę Arthur D. Little, co innego decyduje o rozwoju tej branży w krajach rozwijających się, a co innego w rozwiniętych. Problem tych pierwszych polega na niedoborze wyszkolonego personelu medycznego, a co za tym idzie – niemożności uzyskania przez pacjentów pomocy nawet w najprostszych przypadkach. WHO notuje taki niedobór w 57 krajach – jest w nich o niemal 2,5 mln lekarzy, pielęgniarek i położnych za mało.
Problemem rozwiniętych krajów jest starzejące się społeczeństwo, które wymaga długofalowej opieki z powodu przewlekłych chorób – a ta staje się coraz droższa. Szacuje się, że osoby po 65. roku życia wymagają czterokrotnie więcej badań i konsultacji lekarskich. Według OECD do roku 2030 takie osoby w Europie będą stanowić 40 proc. całej populacji. To nie wszystko: w roku 2080 średnie wydatki na służbę zdrowia na świecie będą równe 40 proc. globalnego PKB. Wniosek: trzeba pilnie znaleźć sposób na cięcie kosztów, poszerzenie dostępu do opieki zdrowotnej i polepszenie jej jakości.
To wszystko można będzie osiągnąć dzięki mHealth. Po pierwsze, tylko wprowadzenie zdalnego monitoringu chorych – eliminującego np. ryzyko rehospitalizacji – już za trzy lata przyniesie światu oszczędności szacowane przez firmę Juniper Research na 2–6 mld dolarów. Po drugie, dzięki powszechności telefonów komórkowych mHealth może dotrzeć do najodleglejszych zakątków globu i uratować tych, którzy przegrywają w starciu z biegunką, malarią, odrą czy zapaleniem płuc. Po trzecie, ułatwi życie pacjentom cierpiącym na choroby przewlekłe: skoro np. opieka nad cukrzykiem i tak w dużym stopniu polega na zlecaniu dalszych badań na podstawie zgromadzonych przez niego danych, to czemu by nie sprawować jej zdalnie?
Telekomy w natarciu
Brytyjski Vodafone, francuski Orange, amerykański Verizon, szwedzki Doro, japoński NTT DoCoMo – to tylko garstka spośród wiodących operatorów komórkowych, którzy snują dalekosiężne plany w związku z rynkiem mHealth. Vodafone, największy gracz mobilny na świecie, trzy lata temu kupił udziały w spółce t+Medical, powstałej w murach szacownego University of Oxford i zajmującej się technologiami monitorowania pacjentów na odległość. Rok później wraz z Rockefeller Foundation i Fundacją Narodów Zjednoczonych dołączył do członków-założycieli think tanku mHealth Alliance i powołał do życia osobny dział w łonie firmy: Vodafone Health Solutions. Podobny założył we Francji w 2007 roku Orange.
Jak pokazują tegoroczne badania firmy Informa, niemal połowa wszystkich telekomów zamierza uszczknąć dla siebie kawałek tego obiecującego rynku. Skąd tak duże zainteresowanie? Rzecznik T-Mobile Polska Wojciech Strzałkowski tłumaczy je w imieniu firmy standardowym „stałym wprowadzaniem nowych usług i produktów dla klientów”. Analitycy z firmy Tellabs twierdzą co innego – operatorzy z krajów rozwiniętych mogą przestać generować zyski w ciągu dwóch do czterech lat, jeśli nie zmienią swojego modelu biznesowego. „Czyli znacznie szybciej, niż przewidywano” – mówi Pia Eerikäinen z Tellabs. „Koszty budowy, modernizacji i utrzymania sieci rosną, bo konsumenci mają duży apetyt na dane, a dochody spadają” – tłumaczy.
Nie ulega wątpliwości, że gracze pokroju Vodafone czy Orange mogą rozwijać usługi mHealth na mocnych fundamentach. Pod koniec zeszłego roku, zgodnie z danymi Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego, na świecie było ponad 5 mld aktywnych kart SIM (w telefonach komórkowych czy modemach bezprzewodowych). Dziś w zasięgu sieci komórkowych żyje 90 proc. ludzi – więcej niż w zasięgu sieci drogowej. Wielu z nich po prostu łatwiej będzie do lekarza zadzwonić niż dojechać.