Kiedy nie wiesz, ile jest 12 razy 7, co to są perowskity albo jak ugotować szparagi, wystarczy, że otworzysz okienko wyszukiwarki, wpiszesz pytanie… i voilà! Po chwili otrzymujesz precyzyjne odpowiedzi bez potrzeby wytężania pamięci, żmudnych obliczeń czy dzwonienia do przyjaciela. Google i inne podobne do niego internetowe mechanizmy sprawiają, że praktycznie każda wiedza, nawet najbardziej specjalistyczna, dostępna jest w mgnieniu oka.
Nic więc dziwnego, że dzięki przeszukiwaniu sieci czujemy się mądrzejsi, niż jesteśmy w rzeczywistości. Co więcej, złudzenie wszechwiedzy pojawia się nawet wtedy, kiedy wyszukiwanie nie daje pozytywnych rezultatów – dowodzą eksperymenty przeprowadzone przez badaczy z Yale University. „Internet jest niezwykłym miejscem. Możesz zadać dowolne pytanie i praktycznie od razu dostajesz dostęp do całej wiedzy ludzkości. W ten sposób można jednak pomylić to, co sam wiesz, z tym, co jest w sieci” – mówi Matthew Fisher, szef zespołu, który przeprowadził badania. Według niego ludzie kompletnie nie zdają sobie sprawy, w jakim stopniu są uzależnieni od informacji płynących szerokim strumieniem z wyszukiwarek. „Daje to złudne poczucie bezpieczeństwa, a nawet supermocy. Trochę tak, jakbym dzięki posiadaniu peleryny Supermana uwierzył, że potrafię latać” – mówi dr Krzysztof Krejtz, badacz internetu z Uniwersytetu SWPS w Warszawie i Ośrodka Przetwarzania Informacji – PIB.
Szukajcie, a znajdziecie
W serii dziewięciu eksperymentów, w których w sumie wzięło ponad tysiąc osób, czyli naprawdę sporo jak na standardy tego typu badań, uczeni z Yale sprawdzali, w jaki sposób dostęp do wyszukiwarek wpływa na samoocenę wiedzy uczestników. W jednym z eksperymentów grupa „internetowa” miała w sieci znaleźć odpowiedź na jedno z czterech pytań, np. „Jak działa zamek błyskawiczny?”, i podać link z najlepszą ich zadaniem odpowiedzią. Grupa kontrolna (bez szukania w internecie) otrzymała wyjaśnienie tych samych zagadek pochodzące ze strony najczęściej wskazywanej przez „internetowców”. Następnie wszyscy uczestnicy eksperymentu mieli ocenić swoją zdolność odpowiedzi na pytania niezwiązane z poprzednimi tematami, np. „Dlaczego po-chmurne noce są cieplejsze?”. Okazało się, że osoby, które używały wyszukiwarek, w każdym z przypadków oceniały się jako lepiej poinformowane i wiedzące więcej niż osoby, które z internetem nie miały do czynienia.
Co ciekawe, w innym eksperymencie przedstawiciele grupy „internetowej” czuli się bardziej pewnie nawet wtedy, gdy posługując się wyszukiwarką nie potrafili znaleźć w sieci odpowiedzi na zadane przez badaczy bardzo trudne pytania. „Wpływ »pozostawania w trybie wyszukiwania« na funkcje poznawcze jest więc tak potężny, że ludzie czują się mądrzejsi, nawet gdy ich wyszukiwanie nic nie daje” – mówi współautor badań prof. Frank Keil z Yale University. Co więcej, są przekonani, że używanie Google’a powoduje, iż mają więcej wiedzy w głowach. W kolejnym badaniu grupa „internetowa”, której pokazywano zdjęcia różnych mózgów pochodzące z rezonansu magnetycznego, jako swoje wybierała te, gdzie było wyraźnie widać większą aktywność. Ci ludzie byli więc przekonani, że ich umysły działają sprawniej.
Według dr. Krejtza badania naukowców z Yale pokazują, jak bardzo jesteśmy zżyci z wyszukiwarkami i internetem w ogóle. „Kompletnie zinternalizowaliśmy te narzędzia, uważamy je za naszą własną cechę. Skoro mamy dostęp do wyszukiwarek, to znaczy, że wiemy” – mówi polski badacz.
Umysł grupowy
Dlaczego używanie Google’a daje nam poczucie intelektualnej supermocy? Zespół z Yale twierdzi, że ludzie traktują go jako odmianę tzw. pamięci transakcyjnej. Termin ten został ukuty w 1987 roku przez amerykańskiego psychologa prof. Daniela M. Wegnera, który badał kwestię „umysłu grupowego”, sposobu przechowywania informacji przez określoną grupę jednostek. Pamięć transakcyjna polega na rozproszeniu wiedzy eksperckiej na różne tematy wśród członków danej społeczności. W ten sposób jeden z nich wie, gdzie znaleźć pożywienie, drugi, jak je przyrządzić, a trzeci, z jakim winem podać. Brzmi znajomo? Tak właśnie działają rodziny i paczki przyjaciół. Podstawowe pytania, jakie zadaje sobie jednostka funkcjonująca w takiej grupie, brzmią: „Co wiem?”, „Co wie ktoś inny?”. Systemy pamięci transakcyjnej znakomicie funkcjonują również w zespołach współpracujących ze sobą w firmie, a nawet w małżeństwie, umożliwiając efektywne dzielenie się obowiązkami domowymi.
Internet działa jednak inaczej niż tradycyjne sieci pamięci transakcyjnej. Po pierwsze nie wymaga od człowieka, by cokolwiek pamiętał czy dysponował określoną częścią wiedzy eksperckiej tak potrzebną do funkcjonowania grupy. Nie będzie też zadawał żadnych pytań związanych z jakimkolwiek obszarem informacji, bo sam zawiera wszystkie możliwe odpowiedzi. Użytkownik wyszukiwarki czuje się więc zwolniony z odpowiedzialności za to, by cokolwiek wiedzieć. Potwierdzają to badania zespołu dr Betsy Sparrow z Columbia University, z których wynika, że ludzie najczęściej po prostu zapominają informacje, które bez trudu mogą znaleźć w internecie. I zazwyczaj lepiej pamiętają miejsce, gdzie są owe dane, niż same dane. Po drugie skoro dzięki Google’owi można znaleźć tyle informacji, po co pytać innych, czyli współpracować z ludźmi. Oderwanie się od rzeczywistości może jednak doprowadzić do zerwania więzi społecznych i osamotnienia jednostki.
Pompowanie ego
Największym jednak zagrożeniem związanym z użytkowaniem wyszukiwarek, na które zwracali uwagę badacze z Yale, jest zacieranie się granicy między tym, co rzeczywiście znajduje się w głowie internauty, a tym, co jest w sieci. Stąd według dr. Krejtza może brać się poczucie wszechwiedzy, pewność w wypowiadaniu się na każdy temat, brak zrozumienia granic własnych kompetencji u niektórych osób. „Wzrost samooceny powinien iść w parze z umiejętnościami i rzeczywistą wiedzą. Bez tego jest niebezpieczny” – mówi polski uczony. Dobrym przykładem niewłaściwego „pompowania ego” są programy afirmacyjne prowadzone w latach 70. XX w. w Stanach Zjednoczonych.
Ich celem było podnoszenie samooceny podczas edukacji dzieci. „I ona rzeczywiście rosła, ale nie skutkowało to wcale wzrostem umiejętności, bo stanowią one zupełnie inny, głównie poznawczy aspekt funkcjonowania człowieka. Efektem tego rozdźwięku były m.in. częstsze depresje” – mówi dr Krejtz. Niewykluczone, że podobne zjawisko daje się zaobserwować także wśród młodych ludzi nazywanych powszechnie cyfrowymi tubylcami, czyli osób, które urodziły się i dorastały w erze internetu. Wiele wskazuje, że stały dostęp do wyszukiwarki daje im niekiedy złudne poczucie wiedzy i buduje pustą – niepopartą rzeczywistymi umiejętnościami – samoocenę. „A potem idą do pracy i okazuje się, że ocena własnych kompetencji nie przystaje do rzeczywistych umiejętności. Więc albo szybko się uczą, albo odpadają” – mówi polski uczony.
Dowodem potwierdzającym tezę, że buszowanie w sieci daje złudne poczucie wiedzy, są również badania przeprowadzone parę lat temu przez dr. Krejtza. Dotyczyły one wpływu internetu oraz innych źródeł wiedzy na oceny otrzymywane przez studentów. Tuż przed sesją egzaminacyjną uczony pytał ankietowanych, co stanowi podstawę ich nauki: treści dostępne w internecie, podręczniki, a może dodatkowe materiały dostępne w uczelnianej bibliotece. Co ciekawe, im częściej studenci korzystali ze źródeł internetowych, tym wyższych ocen się spodziewali. Czyli było dokładnie tak, jak opisywali naukowcy z Yale: wyszukiwanie i zdobywanie informacji sprawiało, że czuli się bardziej pewnie. „Po sesji egzaminacyjnej zapytałem w dziekanacie o prawdziwe oceny tych studentów. I okazało, że ci, którzy przeglądali internet, wcale nie byli najlepsi. Jedynie częstość wizyt w bibliotece oraz czytanie książek miały wpływ na rzeczywiste stopnie” – mówi dr Krejtz.
Gramatyka Google’a
Co ciekawe, wiele badań pokazuje również, że młodzi ludzie, którzy powinni być za pan brat z możliwościami, jakie daje przeszukiwanie internetu i staranne odfiltrowywanie niepotrzebnych treści, kiepsko radzą sobie z tym zadaniem. Niewątpliwie ma to związek z pośpiechem. Z raportu Biblioteki Brytyjskiej, na który powołuje się amerykański psychiatra prof. Elias Aboujaoude w książce „Wirtualna osobowość naszych czasów”, wynika, że szukanie danych przez brytyjskich studentów „ma charakter po-bieżnego przeskakiwania, sprawdzania i przeglądania(…)”. Na lekturę znalezionej e-książki poświęcają cztery minuty i pędzą dalej.
Ale nie tylko brak czasu stoi za nieumiejętnością selekcji informacji. Po prostu młodzi ludzie nie potrafią wykorzystywać wszystkich możliwości, jakie dają internetowe wyszukiwarki. Dowodem tego są obserwacje i wywiady przeprowadzone w ramach projektu Etnograficznych Badań Akademickich Bibliotek w Illinois. Uczeni sprawdzali, jak z pracą w bibliotece radzą sobie studenci różnych uczelni. Okazało się, że nie mieli pojęcia, jaka logika stoi za googlowym procesem wyszukiwania i wyświetlania wyników w określonej kolejności. Nie potrafili też zawęzić otrzymanych linków poprzez używanie tak prostych narzędzi jak kliknięcie działu „Wiadomości”, nie wspominając już o nieco bardziej zaawansowanych mechanizmach, np. Google Scholar czy Google Search Books. „Byliśmy zaskoczeni, że nie mieli najbardziej podstawowych umiejętności wyszukiwania, które, jak zakładaliśmy, powinni opanować w liceum” – skomentował wyniki swych badań prof. Andrew Asher z Bucknell University. Prawda okazała się więc bolesna: być może współcześni studenci znają język ery informacyjnej, ale bez wątpienia nie mają pojęcia o jego gramatyce.
Nowy rodzaj inteligencji
Mimo że czasami nie wiemy, jak szukać, uzależnienie od wyszukiwarek oraz wiedzy uzyskiwanej za ich pośrednictwem jest faktem. Zamiast pamiętać, o tym ile jest 7 razy 12 albo co to są perowskity, zaglądamy do Google’a. Jak to wpłynie na przyszłe pokolenia? Według Susan Blackmore, psycholożki z Uniwersytetu Zachodniej Anglii, radykalnie zmieni model edukacji, który do niedawna polegał na umieszczaniu określonej wiedzy w umysłach dzieci. Teraz należy je po prostu nauczyć po-ruszania się po e-świecie. Niewykluczone, że konsekwencją zmian w systemie edukacji będzie tworzenie się zupełnie nowych, nieobserwowanych wcześniej połączeń nerwowych w mózgu.
Z kolei według Adriana F. Warda z University of Colorado włączenie zasobów internetu do pamięci transakcyjnej może dać dwa rezultaty. W pierwszym scenariuszu ludzie kom-pletnie się pogubią, nie będą w stanie rozróżnić tego, co mają w głowie, od tego, co jest w sieci. Przestaną więc zapamiętywać jakiekolwiek dane, a w końcu zaczną unikać informacji. Ludzie poszukują bowiem wiedzy, gdy chcą zredukować niepewność tego, co się z nimi dzieje, lub z czystej ciekawości. Kiedy będą przekonani, że wiedzą wszystko – te potrzeby znikną. Niewykluczone jednak, że przeładowanie sieci informacjami będzie działało na użytkowników jak superstymulant umożliwiający rozwiązywanie codziennych problemów znacznie wydajniej niż do tej pory. Możliwe więc – twierdzi Ward – że powszechna dostępność całej wiedzy świata doprowadzi do pojawienia się nowego rodzaju ludzkiej inteligencji, opartej nie na zapamiętywaniu informacji, lecz na zdolności do jej lokalizowania w źródłach zewnętrznych i przetwarzania za pomocą wrodzonych cech umysłu. „Byłbym w tym przypadku optymistą. Dwa i pół tysiąca lat temu Platon twierdził, że poprzez wynalazek pisma cywilizacja upadnie, bo gdy wszystko zostanie zapisane, ludzie zapomną o tym, co jest w książkach. Tak się jednak nie stało. Mam na-dzieję, że poradzimy sobie też z internetowymi wyszukiwarkami” – mówi dr Krejtz.
A teraz informacja dla tych, którzy pod-czas lektury tego tekstu nie zajrzeli jeszcze do Google’a: perowskity to grupa nieorganicznych związków chemicznych, soli o ogólnym wzorze ABX3. Z badań polskiej badaczki Olgi Malinkiewicz wynika, że mogą one zastąpić krzem przy produkcji tanich ogniw słonecznych.
10 sposobów, by Google skutecznie znajdywał to, czego szukasz
1.Więcej słów – lepsze dopasowanie Zamiast jednego, dwóch kluczowych wyrazów, warto wpisać więcej. Na przykład jednym z najczęściej wyszukiwanych terminów w zeszłym roku była „Ukraina”. Problem w tym, że jest to ogólne hasło, które dostarcza podstawowych informacji. Ale już np. „Ukraina, wojna, Rosja” daje znacznie ciekawsze rezultaty.
2. Czasami warto zadać pytanie Zamiast wpisywania słów: „ból głowy, leki”, lepszym rozwiązaniem jest wpisanie pytania: „co na ból głowy” albo „ jaki jest skuteczny lek na ból głowy?”, Dla osób, które mają włączoną geologalizację w smartfonie czy komputerze, użyteczne mogą być pytania, np. „gdzie jest najbliższy ogród botaniczny?”.
3. Cytaty Jeśli nie pamiętamy autora piosenki, wiersza czy powiedzenia, warto użyć cudzysłowu, by odszukać dokładną frazę, np. „Chcemy być sobą” od razu daje nam informację o tym, że jest to utwór Perfectu.
4. Podstawowe filtry By zawęzić otrzymane informacje, warto skorzystać z filtrów widocznych tuż pod okienkiem do wpisywania zapytań. Już użycie „Wiadomości” pozwala na znalezienie najnowszych danych odnośnie szukanych informacji. Warto również zajrzeć do „Za-awansowane”, gdzie istnieje możliwość wyszukiwania np. w określonych językach.
5. Dla uczniów i studentów Jeśli szukamy specjalistycznej wiedzy do napisania referatu czy przygotowania prezentacji, warto skorzystać z opcji wyszukiwania „books.google.com” czy „scholar.google.com”. Pierwsza daje możliwość przeglądania zawartości googlowej biblioteki, druga – naukowych publikacji, dostępnych jako książki albo artykuły czy też linki do stron z treściami naukowymi.
6. Minus robi różnicę Użycie matematycznego znaku „–” sprawia, że można wyeliminować część wyszukiwań w przypadku słów mających wielorakie znaczenie. Na przykład: „syrena –samochód”, daje nam rezultaty inne niż popularna przed laty „syrenka”.
7. Konkretne dane na konkretnej stronie Za pomocą Google’a można przeszukiwać pojedyncze strony internetowe. Na przykład zapytanie „si-te:Focus.pl małpy” przyniesie nam informacje o zamieszczonych na stronie „Focusa” tekstach, w których pojawia się słowo „małpy”.
8. Definicje Czasami interesuje nas znaczenie konkretnego terminu. Warto wtedy posłużyć się opcją wyszukiwania definicji, na przykład „define:perowskit”. Otrzymamy wtedy tylko te strony internetowe, gdzie pojawia się informacja, co to jest „perowskit”.
9. Zapomnij o kalkulatorze Wyszukiwarka Google po-zwala nam liczyć nawet najtrud-niejsze rzeczy. Wystarczy wpisać w jej okienko operacje matematyczne, która chcemy wykonać, na przykład „12/5”. Po chwili otrzymujemy wynik „2,4”.
10. Dalej może znaczyć ciekawiej Warto przejrzeć więcej niż dwie pierwsze strony wyników. Algorytmy Google’a dopasowują kolejność wyświetlanych linków do stron, które wcześniej przeglądaliśmy. Oznacza to, że jeśli jesteśmy fanami Barcelony i często wyszukujemy informacje na te-mat meczów, informacje o sporcie dostaniemy w pierwszej kolejności, kiedy wpiszemy w okienko „Barcelona atrakcje”. A przecież chodziło nam o zabytki!