Szacuje się, że już do 2020 roku internet rozrośnie się do poziomu 45 Zettabajtów, czyli powiększy swój obecny rozmiar ponad dziewięciokrotnie. Przyszłość to już nie tyle Big, co Huge Data. Potrzebni nam będą badacze danych, którzy złamią ciąg liczb i wskaźników, a następnie wydobędą z nich informacje, które będzie można przekuć na wiedzę.
Sęk jednak w tym, że tego rodzaju specjalistów ciągle brakuje. Do 2020 roku deficyt na rynku pracy w USA wyniesie ponad 1,5 mln stanowisk. Sytuacja wygląda podobnie na polskim rynku. Tymczasem oprócz obiecujących perspektyw zawodowych i gwarancji miejsc pracy w Big Data kuszą także zarobki.
Czytaj więcej:
Big Data jak kapela rockowa
Wyznanie „jestem badaczem danych” w niedalekiej przyszłości będzie wywoływało podobne emocje, co kiedyś „jestem basistą w kapeli rockowej”. Jednak na razie termin „Big Data Scientist” dla większości osób pozostaje tajemnicą.
Za ojców-założycieli terminu „Big Data Scientist” uznaje się Jeffa Hammerbachera oraz D.J. Patila, którzy ukuli tę nazwę ponad siedem lat temu. Po latach obaj zostaną zaliczeni przez amerykański magazyn Forbes do grona siedmiu najbardziej wpływowych „badaczy danych” na świecie.
„Badacz danych” to młody zawód, który nie zdołał jeszcze zakorzenić się w powszechnej świadomości. Według badania LinkedIn w 2008 roku żaden z użytkowników tej sieci społecznościowej nie pracował jako Big Data Scientist. Za to w 2013 roku tę profesję wpisało w swoich profilach 3 440 użytkowników portalu. Dzisiaj to jeden z najczęściej poszukiwanych zawodów w Dolinie Krzemowej. Niestety, wykwalifikowanych pracowników w tej branży na rynku ciągle jest niewielu. Dlatego, jak przekonuje Josh Sullivan, lider niemal pół tysięcznej grupy „badaczy danych” w firmie konsultingowej Booz Allen Hamilton, użytkownicy, w których profilu zawodowym na LinkedIn widnieje wpis „data science”, otrzymują od rekruterów nawet sto maili dziennie z propozycją zmiany pracy. Dlaczego badacze danych są tak rozchwytywani przez headhunterów?
Cyfrowi czarodzieje
Specjaliści od Big Data to pracownicy sektora gospodarki cyfrowej, kluczowej gałęzi w ekonomii społeczeństw postindustrialnych, w których główną rolę odgrywa informacja, a ściślej: dostęp do informacji. To właśnie informacje, czyli dane, są “nową ropą naftową” – jak ujął to Clive Humby. Pracownicy sektora Big Data są specjalistami do spraw pozyskiwania, analizowania, segmentowania i interpretowania informacji, jakie internauci pozostawiają po sobie na witrynach internetowych. Ich wiedza jest kombinatem wiadomości z zakresu ekonomii, matematyki, statystyki oraz nowych technologii. Właśnie do tych nauk nawiązuje termin „scientist” (naukowiec, badacz), używany w nawie tego zawodu.
Według raportu autorstwa McKinsey Global Institute już teraz „Big Data Scientist” jest jednym z najbardziej pożądanych zawodów w USA. Za pięć lat na amerykańskim rynku zapotrzebowanie na specjalistów od badania danych na kierowniczych stanowiskach sięgnie nawet 1,5 mln, a cały deficyt stanowisk powiązanych z Big Data – nawet 4 mln nieobsadzonych stanowisk. Ten niedobór dostrzegły uczelnie wyższe i w odpowiedzi na alarmujące sygnały spływające ze środowisk biznesowych wdrożyły do swojej oferty edukacyjnej studia dedykowane zagadnieniom Big Data.
Magister Big Data
Również w Polsce rynkowa luka w zawodzie badaczy danych powoli staje się wyczuwalna. Już obecnie na portalach z ogłoszeniami o pracę coraz więcej rekruterów poszukuje osób z doświadczeniem w Big Data. Według badania autorstwa InsightExpress 8 na 10 polskich menedżerów IT sądzi, że Big Data stanowiło będzie trzon strategii ich przedsiębiorstw w ciągu najbliższych pięciu lat. Polskie uczelnie też zamierzają wykorzystać ten potencjał.
Szkoła Główna Handlowa w październiku zeszłego roku uruchomiła pierwszą edycję dwusemestralnych studiów podyplomowych: Inżynieria Danych – Big Data. Z kolei Politechnika Warszawska od 2012 organizuje seminaria poświęcone tematyce Big Data. W polskiej nauce pierwsze oznaki zainteresowania potencjałem tej branży są już widoczne.
Nie ulega wątpliwości, że Big Data Scientist będzie niebawem wymieniany jednym tchem obok tak dochodowych i zawsze potrzebnych profesji jak prawnik, chirurg czy dentysta. Pokusą jest tutaj nie tylko chłonny rynek, lecz także zarobki.
Portal DataJobs oszacował średnie wynagrodzenia początkujących badaczy danych w USA w granicach 50 tys. USD – 75 tys. USD. W przypadku doświadczonych analityków mówimy już o widełkach cenowych rzędu 65 tys. USD – 110 tys. USD. Z kolei według Burtch Works mediana zarobków badacza danych ze stażem do 3 lat, który może pochwalić się dyplomem uniwersyteckim, dobrą znajomością języków programowania oraz metod statystycznych, wynosi 80 tys. USD. Ci, którzy pracują w branży dłużej mogą liczyć nawet na 150 tys. USD. Czy to już “Big Money”? Zależy jak na to patrzeć. W USA są to zarobki, które stoją w tym samym rzędzie co pensje lekarzy czy prawników, a także wyspecjalizowanych programistów.
Epoka Big (Smart) Data
W 2008 roku Dr Vinton G. Cerf z Google, znany jako „ojciec internetu”, zapowiadał nadejście czasów, w których koniecznością stanie się poznanie osoby po drugiej stronie kabla po to, by lepiej zrozumieć ją i jej potrzeby. Te czasy już nadeszły.
Dane wskazują, że każdego dnia Google przetwarza już ponad 24 Petabajty danych. Twitter z roku na rok powiększa swoją objętość blisko trzykrotnie. W każdej sekundzie na YouTube 800 mln użytkowników dodaje godzinę nowych filmów. Na Facebooka co godzinę przesyłanych jest blisko 10 mln nowych fotografii, a każdego dnia jego użytkownicy dokonują blisko 3 miliardów rozmaitych aktywności: od komentarzy po udostępnienia i kliknięcia „lubię to”. Według prezesa Google w 48 godzin produkujemy w internecie więcej danych, niż od początku powstania cywilizacji do 2003 roku.
Nie o ilość danych jednak chodzi. Bardziej podstawową kwestią jest ich rozdzielczość czy jakość, a więc to, co można z ich pomocą zrobić. Wówczas na pierwszym planie pojawia się pojęcie „smart data”, czyli danych już uporządkowanych i zinterpretowanych, pogrupowanych w profile behawioralne (profile zachowań) użytkowników internetu. To dane, które przeszły przez warsztat wytrawnego badacza i stanowią solidną podstawę nie tylko do zbudowania konkretnej strategii komunikacyjnej, ale też do personalizacji sieci.
Ilość danych generowanych w internecie jest gigantyczna, a ich przetworzenie przekracza możliwości tradycyjnych, konwencjonalnych systemów. Mimo tego wykorzystywana strategicznie jest stosunkowo niewielka część z nich. Ten procent trzeba zwiększać. A to oznacza tytaniczną pracę oraz to, że stanowiska typu „Big Data Scientist” czy „Big Data Architect” będą coraz szybciej zyskiwały na popularności.