Pogoda jak zwykle zawodzi, mój szef to idiota, wszyscy myślą tylko o sobie (i tylko ja myślę o mnie). W krzyżu łamie, pieniędzy mało, a rząd nic nie robi, aby temu zaradzić. Ogólnie jestem szczęśliwy – tak mogłaby brzmieć odpowiedź Polaka na pytanie, jak się ma. Bo szczęście po polsku to szczęście na przekór.
Na przekór kulturze
Polska znajduje się na 58. miejscu wśród 149 państw ujętych w Światowej Bazie Szczęścia (World Database of Happiness) opracowanej przez Ruuta Veenhovena z Uniwersytetu Erasmusa w Rotterdamie. W dodatku z roku na rok jesteśmy coraz bardziej zadowoleni z życia – w porównaniu z 1988 rokiem liczba Polaków uważających się za szczęśliwych wzrosła dwukrotnie (do 33 proc.), a ogólną satysfakcję życiową deklaruje 70 proc. z nas – podaje CBOS. Mimo to wciąż niezmiennie narzekamy. 61 proc. Polaków często lub bardzo często rozmawia o wysokich cenach, 56 proc. o chamstwie, a 47 proc. o nieudolności polityków – wynika z badań Bogdana Wojciszke ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Wiesława Baryły z Uniwersytetu Gdańskiego. Choć taka postawa może być niezrozumiała dla przedstawicieli kultury amerykańskiej, narzucającej poczucie szczęśliwości lub przynajmniej deklarowanie szczęścia, to my świetnie odnajdujemy się w zbiorowych seansach biadolenia. To zjawisko nazwano polską normą negatywności.
Amerykanie celebrują Święto Dziękczynienia, a we współczesnej angielszczyźnie słowo “sad” oznacza nie tylko smutny, ale także nieudolny, nudny, niemodny. My świętujemy nieudane powstania, a osoby patetyczne uznajemy za wiarygodne i poważne. Oczywiście fakt, że żyjemy w takiej kulturze, to doskonały powód do narzekania. Tymczasem kultura polska i amerykańska są w gruncie rzeczy tak samo niedorzeczne. Badania Dariusza Dolińskiego z SWPS wykazały, że polscy studenci najczęściej czują się gorzej niż zwykle. Amerykańscy z kolei mają lepsze samopoczucie niż zwykle – dowiodły badania Winifreda Benta Johnsona. Logiczne jest, że te deklaracje są naznaczone normami kulturowymi, nie mogą realnie oddawać rzeczywistości.
Wbrew pozorom kultura narzekania ma zalety. Narzekanie pomaga pozbyć się nieprzyjemnych emocji, bywa napędem do wprowadzenia zmian, porządkuje świat. Pozwala także zachować dobrą opinię o sobie: utyskując na skorumpowanych egzaminatorów, zdejmujemy z siebie odpowiedzialność za oblany egzamin na prawo jazdy, a wredny szef i głupi politycy to jedyne powody naszych problemów finansowych. Biadolenie jest także elementem tworzącym naszą tożsamość i poczucie wspólnoty. „Narzekacz może być pewien, że jego zachowanie zostanie ocenione jako adekwatne i stosowne, a co więcej, będzie uchodził za mądrzejszego od tych, którzy mówią dobrze o świecie” – piszą Wojciszke i Baryła w książce „Jak Polacy przegrywają, jak Polacy wygrywają”. Narzekanie, wbrew wynikom wielu amerykańskich badań, przyczynia się do naszego dobrego samopoczucia.
Na przekór autorytetom
„Człowiek idzie poprzez swoje ziemskie życie w taki lub inny sposób drogą cierpienia” – pisał Jan Paweł II. „Naprawdę szczęśliwe są tylko dzieci do ukończenia czwartego roku życia, dopóki nie staną się bardziej świadome” – twierdził Leszek Kołakowski. Podmiotem lirycznym najpiękniejszych wierszy i piosenek jest nieszczęśliwie zakochany romantyk. Mimo że szanujemy autorytety i od lat solowo, w duetach i chórkach nawołujemy, aby dziewczyna spojrzała wreszcie na nieszczęśliwego białego misia i nie żałowała tej ostatniej niedzieli, bo „dzisiaj się rozejdziemy na wieczny czas”, to na co dzień nie bierzemy sobie tego do serca.
Jak tłumaczyć fakt, że najwięksi polscy myśliciele postrzegają życie jako drogę przez mękę, a jak pisał Kołakowski, „prawie cała literatura, prawie cała poezja, prawie cała sztuka wyrosły z ludzkiego bólu; w niebie chyba sztuki nie ma”? Jednej z odpowiedzi mogą udzielić dziennikarze – odbiorców mediów dużo trudniej zainteresować radosnymi informacjami. Nasze atawistyczne skłonności do wyłapywania informacji o potencjalnych niebezpieczeństwach powodują, że wiadomości o tym, iż świat jest piękny, a ludzie szczęśliwi, puszczamy mimo uszu. Aby przykuć uwagę odbiorców, trzeba wywołać w nich niepokój. To dlatego rekordowe nakłady mają gazety wydawane po tragediach – ataku na WTC, śmierci papieża, katastrofie w Smoleńsku. Czytelnicy potrzebują informacji, wyjaśnienia tragedii, pomocy w odbudowaniu świata, który zadrżał w posadach. Wtedy przydają się światłe rady i złote myśli uczonych. Ponadto filozofia, czyli refleksja nad rzeczywistością, nigdy nie rozwinęłaby się w wielką naukę, gdyby konkluzja brzmiała „świat jest OK i nie ma już nic do zrobienia”. „(…) Intelektualiści pokroju Schopenhauera muszą zapewnić sobie niszę w polu kulturowym, a przecież nie wysnują żadnych ciekawych wniosków, wychodząc z przesłanki, że wszystko jest w zasadzie w najlepszym porządku” – pisze Daniel Nettle w książce „Szczęście sposobem naukowym wyłożone”. Dodaje, że większość intelektualistów wywodzi się z najbardziej skłonnej do przemyśleń, samotności i poczucia nieszczęścia grupy społeczeństwa, czyli spośród neurotyków. Pozostali mogą się zająć spokojną egzystencją, pozbawioną codziennych wiwisekcji i analiz światowych konfliktów, ale za to beztroską.
Na przekór badaniom
Polacy są szczęśliwi, nic sobie nie robiąc z badań, według których nie mają do tego żadnych podstaw ani nawet predyspozycji. Zgodnie z zachodnimi badaniami osoby, które chcą być szczęśliwe, powinny być optymistami, wierzyć w świetlaną przyszłość, ufać innym i mieć poczucie kontroli nad własnym życiem. Tymczasem z polskiej Diagnozy Społecznej wynika, że w Polsce występuje tzw. pesymizm ekspansywny, czyli przekonanie, że los uśmiechnie się raczej do innych niż do nas. 80–90 proc. z nas twierdzi, że na ogół nie można ufać innym. Coraz mniej Polaków jest zdania, że mogą wpływać na to, jak potoczą się ich losy. Być może taka postawa ma nas chronić przed rozczarowaniami. Może szczególnie uważnie przerabialiśmy dzieła Bolesława Prusa, który radził: „Nie myśl o szczęściu. Nie przyjdzie – nie zrobi zawodu; przyjdzie – zrobi niespodziankę”. Inna korzyść, jaką możemy czerpać z faktu, że większość z nas nie wierzy, iż przydarzy im się coś dobrego, jest związana z grami liczbowymi. W USA w różnych zakładach obstawia ponad 60 proc. dorosłych, w Polsce taką szansę losowi daje nie więcej niż 40 proc. osób. Dzięki temu w Polsce jest znacznie mniejsze prawdopodobieństwo, że w wypadku wygranej będziemy musieli się z kimś podzielić.
W niemieckich badaniach, w których wzięło udział 24 tys. osób, wykazano, że małżeństwo zwiększa zadowolenie z życia, ale już po dwóch latach satysfakcja wraca do poziomu wyjściowego. Brytyjczycy wyliczyli nawet, że ślub można zastąpić pieniędzmi. Małżeństwo w takim samym stopniu i na tak samo długi czas zwiększa szczęśliwość jak 72 tys. funtów – podaje Liz Hoggard w książce „Jak być szczęśliwym”. W Polsce małżeństwo bardziej się ceni – żonaci i mężatki są najbardziej zadowoloną z życia grupą społeczną, niezależnie od tego, ile lat upłynęło od ślubu i jaki jest ich status materialny. Nie znajdują u nas potwierdzenia głośne niedawno badania Centre for Disease Control and Prevention, według których najszczęśliwsi są ludzie najstarsi. W Polsce za najszczęśliwszych uważają się ludzie w wieku 18–34 lat.
Przekora Polaków nie zna granic. W kraju nad Wisłą nie sprawdza się nawet jedna z najlepiej udokumentowanych teorii naukowych – teoria perspektywy, za którą Daniel Kahneman, jeden z jej twórców, otrzymał Nagrodę Nobla. Zgodnie z tą koncepcją ludzie są skłonni do podejmowania ryzyka, żeby odrobić poniesioną stratę, natomiast unikają ryzyka, które ma na celu powiększyć już zdobyte zyski. Tymczasem Polacy unikają ryzyka zarówno w warunkach straty (79 proc.), jak i zysków (76 proc.) – wynika z badań prof. Janusza Czapińskiego. Być może jest to związane z faktem, że znacznie mniejszy odsetek Polaków niż na przykład Amerykanów wierzy w możliwość odniesienia życiowego sukcesu, więc wolimy nie podejmować żadnego ryzyka. Ale ta nasza narodowa cecha szczególna ma także zalety: chroni nas przed niebezpieczeństwem, że coś zaburzy nasz dobrostan. „Niewykluczone, że dzięki temu jesteśmy bardziej odporni na uzależnienie od hazardu (…) W Polsce nie ma też tradycji »hazardowych« zagrań władzy, prowadzących do eskalacji kryzysów (…)” – pisze Czapiński w książce „Jak Polacy przegrywają, jak Polacy wygrywają”.
Na przekór sobie
Niestety podobnie jak inne narody mamy tendencję do koncentrowania wysiłków na tych aspektach życia, które nie wspierają naszego dobrostanu. Najwięcej satysfakcji czerpiemy z relacji z innymi – rodziną, przyjaciółmi. „Najważniejszy czynnik decydujący o tym, że nie jesteśmy szczęśliwi, to samotność. Kiedy nie mamy ludzi, z którymi możemy dzielić radości i smutki, znacznie trudniej jest cieszyć się życiem i radzić sobie z porażkami” – mówi Dorota Jasielska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Ale na pytanie IPSOS o to, co najbardziej uszczęśliwiłoby nas w nadchodzącym roku, najwięcej osób (44 proc.) odpowiedziało: pieniądze. Miłość wskazał jedynie co ósmy respondent.
Badania CBOS wykazały, że w poprawę sytuacji materialnej inwestujemy najwięcej energii. W dodatku największa grupa deklarująca, że ich cele są związane z finansami, to ludzie najlepiej sytuowani. Ciekawą ilustracją dystansu, a nawet niechęci klasy średniej i niższej do dużych pieniędzy jest historia Ryśka z Wydmin, który wygrał w lotto 13,3 mln zł. „Tutaj ludzie nie wiedzą, co zrobić z większym spadkiem, a co dopiero z taką fortuną. Idzie się załamać z taką wygraną” – mówił kolega Ryśka Jerzemu Ziemackiemu z tygodnika „Wprost”. „Tak olbrzymia wygrana to nieszczęście” – dodała Monika Łapicka-Gij, wójt gminy. Takie pieniądze budzą zazdrość, znacznie utrudniają tworzenie i utrzymanie dobrych relacji z rodziną i znajomymi, zmniejszają poczucie bezpieczeństwa – prawdziwe warunki szczęścia.
Większości z nas wydaje się jednak, że to pieniądze uczynią nas szczęśliwszymi. Mamy rację – wydaje nam się. „Większe mieszkanie, wymarzony samochód, luksusowe wakacje poprawią nasz nastrój, ale tylko na chwilę. Nasze niesamowite zdolności adaptacyjne sprawiają, że bardzo szybko przyzwyczajamy się do zmiany na lepsze. Zatem żadne z działań, które koncentruje się wyłącznie na poprawie sytuacji, nie podniesie trwale poziomu szczęścia” – wyjaśnia Jasielska. Najbogatsi Amerykanie z listy „Forbesa” i pasterze z plemienia Masajów deklarują ten sam poziom zadowolenia z życia. Gonitwa za pieniędzmi oddala od szczęścia. Stawiany nam przez niektórych za wzór amerykański model wielokrotnego przeprowadzania się, aby zdobyć lepiej płatną pracę, znacznie zmniejsza poczucie szczęśliwości tych mobilnych „ludzi sukcesu” – pisze ekonomista Richard Layard w książce „Happiness: Lessons from a New Science”. „Ludzie są tak zajęci chceniem różnych rzeczy, że zapominają o tym, co sprawia im przyjemność” – pisze Daniel Nettle.
Recepta na szczęście
Coraz więcej z nas wyciąga jednak wnioski z badań dowodzących, że prawdziwą radość dają dobre relacje z innymi. W dodatku coraz częściej w tych relacjach chcemy robić coś dobrego dla innych. „Prowadząc badania nad szczęściem Polaków, zauważyłam, że jako warunki szczęścia pojawiły się działania na rzecz innych: dawanie szczęścia innym, cieszenie się ich szczęściem. Jak pokazują badania, umiejętność wyjścia poza swoje potrzeby, skupienie na pomaganiu innym jest cennym źródłem poczucia szczęścia” – mówi Dorota Jasielska. Liczba osób zajmujących się wolontariatem rzeczywiście rośnie. W 2001 r. bezinteresownie na rzecz innych pracowało 10 proc. z nas, a w 2010 r. już 16 proc. – podaje stowarzyszenie Klon/Jawor. Szczęście daje nam też pokonywanie problemów. „W moich badaniach pojawiły się odpowiedzi, że źródłem szczęścia są dla niektórych sukcesy w pokonywaniu przeciwności losu. Stwierdzenie Nietzschego, że »co nas nie zabije, to wzmocni«, sprawdza się w wypadku wielu osób” – dodaje Jasielska.
Na czym jeszcze warto się skupić? „Najskuteczniejsze metody pozwalające nam poczuć się szczęśliwymi to ćwiczenie czerpania radości z życia, wyrażanie wdzięczności, ćwiczenie optymizmu, robienie tego, co nas naprawdę wciąga, realizowanie celów z zaangażowaniem. Badacze stworzyli także listę sześciu cnót, czyli właściwości, które sprawiają, że postrzegamy życie jako bardziej wartościowe i szczęśliwe. Te cnoty to mądrość, odwaga, człowieczeństwo, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość i transcendencja” – mówi Dorota Jasielska.
Listę najszczęśliwszych państw otwierają Kostaryka, Dania, Islandia, Szwajcaria, Finlandia i Meksyk. Stany Zjednoczone zajęły 21. miejsce. Za najbardziej nieszczęśliwych uważają się mieszkańcy krajów Afryki: Zimbabwe, Burundi, Tanzanii i Togo. My jesteśmy tak samo szczęśliwi jak postrzegani jako szczególnie poszkodowani przez los Chińczycy, ale także podobnie jak bogaci Japończycy czy uznawani za uosobienie szczęścia Tajowie i Indonezyjczycy. Nie warto szukać argumentów na to, że innym żyje się lepiej. Lepiej pójść za wskazówką Anthony’ego de Mello: „W życiu nie ma takiej chwili, abyśmy nie mieli wszystkiego, co potrzebne, aby czuć się szczęśliwymi. Pomyśl o tym (…). Jeśli jesteś nieszczęśliwy, to dlatego, że cały czas myślisz raczej o tym, czego nie masz, zamiast koncentrować się na tym, co masz w danej chwili”.
Ministerstwo
Szczęścia
Celem polityki rządu Bhutanu nie jest zwiększanie produktu narodowego brutto, lecz szczęścia narodowego brutto. Liczne badania naukowe pozwalają także rządom innych krajów opracować politykę społeczną, której wprowadzenie spowoduje awans państwa na liście najszczęśliwszych na świecie.
1. W wiadomościach warto mówić o przykrych wydarzeniach z przeszłości i przyjemnych współczesnych – to ograniczy tendencję społeczeństwa do idealizowania przeszłości i niedoceniania teraźniejszości.
2. Status społeczny ludzi żyjących na danym terenie powinien być wyrównany. Pieniądze szczęścia nie dają, ale podwyżka może poprawić nam nastrój. Niestety tylko do momentu, kiedy dowiemy się, że pensja innego pracownika została podniesiona jeszcze bardziej.
3. Warto przeprowadzić kampanię społeczną, nawołującą do tego, aby kryterium sukcesu osobistego było osiągnięcie „dobrej”, a nie „lepszej” pensji, pozycji społecznej, sylwetki, stworzenie „dobrej” rodziny itp. Rywalizacja, porównywanie się z innymi utrudniają osiągnięcie szczęścia.
4. W dniu badania poczucia szczęśliwości warto rozrzucić w okolicy miejsca przeprowadzania ankiet mnóstwo drobnych monet. Dowiedziono, że znalezienie monety przed badaniem przekłada się na deklarowanie poczucia zadowolenia z całego życia. Tego zabiegu nie należy nadużywać, bo przewidywalny fart przestaje cieszyć.