Los chciał, że Rob i Julia byli dla siebie stworzeni. Mimo tego, co słyszeliście na temat „przyciągających się przeciwieństw”, zwykle zakochujemy się w ludziach podobnych do nas. Jak napisała Helen Fisher w książce „The New Psychology of Love” (Nowa psychologia miłości), „większość mężczyzn i kobiet zakochuje się w osobach o takim samym pochodzeniu etnicznym, społecznym, religijnym, edukacyjnym i ekonomicznym, o podobnej fizycznej atrakcyjności, porównywalnej inteligencji, zbliżonych postawach, oczekiwaniach, wartościach, zainteresowaniach oraz umiejętnościach społecznych i komunikacyjnych”. Istnieją nawet dowody na to, że ludzie mają tendencję do wybierania partnerów o podobnej szerokości nosa i podobnym rozstawie oczu jak ich własne.
Jednym z efektów ubocznych tego wzorca jest tendencja do nieświadomego wybierania partnerów, którzy przynajmniej przez część życia mieszkali niedaleko nas. (…) Bliskość rodzi zaufanie.
Kopia Marilyn Monroe
Rob i Julia szybko odkryli, że mają z sobą wiele wspólnego. Na ścianach ich pokojów wisiały jednakowe plakaty Edwarda Hoppera. Odwiedzili pewien ośrodek narciarski w tym samym czasie i mieli podobne poglądy polityczne. (…) Przesiadywali w tych samych barach i widzieli te same rockowe kapele podczas tych samych tras koncertowych. Przypominało to układanie zdumiewająco pasujących do siebie puzzli. Ludziom z reguły wydaje się, że ich życie jest bardziej niespotykane niż w rzeczywistości, więc wspólne doświadczenia wydały im się serią cudów. Zbiegi okoliczności nadały ich związkowi aurę spełnionego przeznaczenia.
Nie zdając sobie z tego sprawy, wzajemnie oceniali także swoje zdolności intelektualne. Jak zauważa Geoffrey Miller w książce „Umysł w zalotach”, ludzie najczęściej wybierają małżonków o podobnej inteligencji, a najprostszy sposób, by ocenić czyjąś inteligencję, to zbadać słownictwo. Ludzie z ilorazem inteligencji 80 będą znali słowa takie jak „tworzywo”, „olbrzymi” i „zataić”, ale nie „sentencja”, „konsumpcja” i „komercja”. Ci ze współczynnikiem IQ na poziomie 90 będą znali trzy ostatnie, ale „desygnować”, „deliberować” czy „relewantny” już pewnie nie. Zatem ludzie, którzy dopiero się poznają, podświadomie porównują swoje słownictwo i dostosowują się do poziomu drugiej osoby. (…)
Z kolei komunikacja emocjonalna zachodzi w 90 proc. niewerbalnie. Gesty są podświadomym językiem, którego używamy nie tylko, żeby wyrazić nasze emocje, lecz także po to, by wcielić je w życie. Czyniąc gest, ludzie pomagają wytworzyć wewnętrzny stan. Rob i Julia oblizywali usta, pochylali się do przodu, posyłali sobie ukradkowe spojrzenia i wykonywali wszystkie pozostałe elementy podświadomej choreografii flirtujących z sobą ludzi. Nie zdając sobie z tego sprawy, Julia wykonała ruch głową, za pomocą którego kobiety okazują podniecenie – nieznacznie przechyliła ją na bok, eksponując szyję.
Byłaby przerażona, gdyby mogła w tym momencie zobaczyć w lustrze siebie, rzekomo twardą jak skała. Wyglądała bowiem niczym wierna kopia Marilyn Monroe – potrząsająca włosami, poprawiająca fryzurę i prężąca biust. Julia nie zdawała sobie jeszcze sprawy, jak wielką przyjemność sprawiła jej rozmowa z Robem. Jednak kelner zauważył rumieńce na ich twarzach i ucieszył się, ponieważ mężczyźni na pierwszej randce zostawiają najwyższe napiwki. Dopiero wiele dni później dotarło do nich znaczenie tego posiłku. Po upływie kilku dekad Julia nadal pamiętała najdrobniejsze szczegóły tamtego obiadu, nie tylko to, że jej przyszły mąż wyjadł z koszyczka całe pieczywo.
Czułe słówka
Przez cały ten czas toczyła się między nimi rozmowa. Słowa stanowią siłę napędową zalotów. Pozostałe gatunki zwierząt zdobywają partnerów dzięki serii dynamicznych tańców. Ludzie używają w tym celu konwersacji. Jak zauważył Geoffrey Miller, większość dorosłych korzysta w codziennym życiu z około 60 tys. słów. Aby zbudować tak obszerny słownik, dzieci muszą się nauczyć od dziesięciu do dwudziestu słów dziennie pomiędzy osiemnastym miesiącem a osiemnastym rokiem życia. A jednak to zaledwie sto najczęściej używanych słów składa się na 60 proc. wszystkich rozmów. Najpopularniejsze cztery tysiące słów składa się na 98 proc. konwersacji.
Po co więc ludzie zawracają sobie głowę wyuczeniem się tych dodatkowych 56 tys. słów? Miller uważa, że ludzie uczą się ich po to, aby skuteczniej zaimponować i trafniej wybrać potencjalnych partnerów. Obliczył, że jeśli para rozmawia przez dwie godziny dziennie, wypowiada przeciętnie trzy słowa na sekundę i uprawia seks przez trzy miesiące przed poczęciem dziecka (co stanowiło normę na prehistorycznej sawannie) – zamieni około miliona słów przed spłodzeniem potomka. To mnóstwo słów, a więc i okazji do wzajemnego obrażenia się, znudzenia lub wyprowadzenia z równowagi. Wystarczająco dużo, by się pokłócić, pogodzić, dowiedzieć wszystkiego na swój temat i zmienić.
Jeśli po całej tej gadaninie para nadal jest z sobą, istnieje spora szansa, że zostaną razem dostatecznie długo, by wychować dziecko.
Julia i Rob wypowiedzieli dopiero pierwsze kilka tysięcy słów, które z biegiem czasu miały się zamienić w miliony, i układało się między nimi wspaniale. Jeśli wierzyć kulturowym stereotypom, kobiety są bardziej romantyczną z płci. W istocie jednak istnieje wiele dowodów na to, że mężczyźni szybciej się zakochują i bardziej wierzą w miłość do grobowej deski. A zatem większość rozmów przeprowadzonych podczas tamtego pierwszego wieczoru i przez kilka kolejnych miesięcy służyła temu, by nakłonić Julię do opuszczenia gardy.
Na randkowym rynku
Przyjaciele Roba nie rozpoznaliby go, gdyby go wówczas zobaczyli. Rozwodził się na temat swoich związków. Sprawiał wrażenie nieświadomego swoich fizycznych przymiotów, chociaż w innych okolicznościach potrafił się przez wiele minut dumnie przypatrywać własnym przedramionom. Wszelkie ślady cynizmu zniknęły jak kamfora. Chociaż mężczyźni z reguły poświęcają dwie trzecie konwersacji na mówienie o sobie, tym razem Rob rozmawiał o problemach Julii. Jak wykazują badania psychologa ewolucyjnego Davida Bussa, życzliwość stanowi najbardziej pożądaną – zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety – cechę u partnera seksualnego.
Zaloty w dużej mierze składają się z przejawów sympatii, podczas których partnerzy starają się udowodnić, jacy to potrafią być troskliwi, co może potwierdzić każdy, kto widział parę na randce w otoczeniu dzieci czy psów. Rzecz jasna podczas wybierania partnerów dochodzi także do innych, mniej szlachetnych kalkulacji. Podobnie jak giełdowi wyjadacze ludzie reagują w przewidywalny, choć nieświadomy sposób na wyceny społecznego rynku. Instynktownie szukają możliwie największego zwrotu własnej wartości rynkowej. Im bogatszy mężczyzna, tym młodszą będzie miał prawdopodobnie partnerkę. Im piękniejsza kobieta, tym bogatszy mężczyzna. Kobieca atrakcyjność pozwala niezwykle trafnie oszacować wysokość zarobków partnera.
Mężczyźni mogą zrekompensować braki w jednej kategorii statusu nadwyżką w innej. Badanie dotyczące umawiania się w internecie pokazało, że niscy mężczyźni mogą odnosić takie same sukcesy na randkowym rynku jak wysocy, jeśli będą zarabiać więcej od nich. Günter Hitsch, Ali Hortaćsu i Dan Ariely obliczyli, że mężczyzna o wzroście metr sześćdziesiąt siedem poradzi sobie równie dobrze jak liczący metr osiemdziesiąt trzy, jeśli zarabia od niego rocznie sto siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów więcej. Afroamerykanin ma szansę na umówienie się z białą kobietą, jeśli zarabia sto pięćdziesiąt cztery tysiące dolarów rocznie więcej niż biały mężczyzna o podobnych przymiotach. (Kobiety są znacznie bardziej niechętne partnerom spoza ich grupy etnicznej niż mężczyźni). Rob i Julia nieświadomie dokonywali tego rodzaju kalkulacji – obliczali stosunek zarobków do wyglądu i kapitału społecznego. Wszystko wskazywało na to, że dobrali się idealnie.