Samemu Muskowi chodzi o zabezpieczenie istnienia naszej ludzkości w nadchodzących stuleciach. Istnieje jednak znacznie większa skala czasowa, w której przetrwanie życia ludzkiego warunkowane jest ucieczką z Ziemi prędzej lub później.
Nasze Słońce ma około 4,5 miliarda lat i znajduje się dopiero w połowie swojego życia. Za około 5 miliardów lat przejdzie ono w etap czerwonego olbrzyma, w którym powiększając swoje rozmiary, pochłonie Merkurego, Wenus i Ziemię, aby z czasem odrzucić swoje zewnętrzne otoczki gazowe i przejść w stadium białego karła, w którym to stanie przez setki miliardów lat stopniowo będzie stygło.
Czytaj także: Ziemia kręci się coraz wolniej i kończy się (bez udziału ludzi). Jak zmieni się mapa świata? [PROGNOZY]
Problem jednak w tym, że wszystko wskazuje na to, że już za 800 milionów lat, czyli stosunkowo szybko aktywność Słońca zmieni się na tyle, że z powierzchni Ziemi zniknie woda w stanie ciekłym. To z kolei oznacza, że albo ludzkość będzie już na innej planecie, albo nie będzie jej już wcale.
Powstaje jednak pytanie o to, czy jakiekolwiek inne życie może istnieć na planecie takiej jak Ziemia już po tym całym chaosie, gdy ze Słońca zostanie już tylko stabilny biały karzeł.
Odpowiedź nie jest wcale taka oczywista. Biały karzeł wciąż jest bardzo gorący, ale nie ma już rozmiarów Słońca (1,4 miliona kilometrów), a raczej rozmiary Ziemi (13 000 km). To pewien problem, bowiem taki obiekt ma ekosferę (czyli przedział odległości, w których woda może istnieć w stanie ciekłym na powierzchni planety skalistej), ale znajduje się on 100 razy bliżej niż w przypadku Słońca, czyli w odległości ok. 1,5 miliona kilometrów od białego karła. Problem jednak w tym, że zanim taki biały karzeł powstanie, wszystkie obecne planety skaliste zostaną dosłownie usmażone przez czerwonego olbrzyma.
W trakcie zakończonego niedawno 244. spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego astronomka Juliette Becker z Uniwersytetu Wisconsin-Madison wskazała jednak, że planety skaliste, które przetrwają „koniec Słońca” wskutek migracji pływowej, teoretycznie mogłyby przedostać się w bezpośrednie otoczenie białego karła, gdzie wciąż mogłyby mieć wodę w stanie ciekłym na swojej powierzchni.
Badaczka przekonuje, że w takiej sytuacji, w której Słońce znacząco zmienia swoją masę, pojawiłyby się niestabilności orbit istniejących planet, które doprowadziłyby do wejścia tychże planet na orbity eliptyczne, na których te zbliżałyby się co chwilę do białego karła. Z czasem takie orbity mogłyby zostać ukołowione przez grawitację i ustalić się na nowej, znacznie bliższej orbicie wokół białego karła.
Czytaj także: Naukowcy zobaczyli koniec życia Słońca. To czeka naszą gwiazdę
Autorzy najnowszego opracowania wskazują, że białe karły nie były dotychczas celem poszukiwań egzoplanet, szczególnie tych posiadających wodę na swojej powierzchni. Aby jednak sprawdzić powyższą teorię, naukowcy planują przyglądać się białym karłom nieco dokładniej, licząc na dostrzeżenie charakterystycznych spadków ich jasności wywoływanych przelatującymi na ich tle planetami.
Gdyby jednak badaczom udało się odkryć planetę przechodzącą na tle białego karła, możliwe byłoby wykorzystanie metod spektroskopii do zbadania, czy na jej powierzchni lub w jej atmosferze istnieje woda. Oczywiście odkrycie takiej wody nie wskazywałoby zaraz na istnienie życia na powierzchni planety. Wskazywałoby natomiast na to, że planety są w stanie przetrwać śmierć gwiazdy podobnej do Słońca i na dodatek są w stanie utrzymać wodę na swojej powierzchni, stając się ponownie potencjalnym domem dla nowego życia.
Kto zatem wie, być może za 6-7 miliardów lat, gdy już Słońca dawno nie będzie, ludzi dawno nie będzie, na wypalonej i podsuszonej Ziemi, krążącej wokół białego karła powstanie nowe życie, które nawet nie będzie świadome istnienia wcześniejszego życia i wcześniejszej zaawansowanej cywilizacji, która istniała na tej planecie miliardy lat wcześniej.