Czytaj także: Psi Alzheimer może prowadzić do agresji
Max, trzyletni owczarek niemiecki, godzinami biegał za swym ogonem, kłapiąc zębami jak oszalały. Dwuletni Rocco wyrwał się z domowej klatki, raniąc do krwi nos, a potem porozrywał dywany i połknął szampon. To objawy zespołu chorobowego zwanego separacyjnym zaburzeniem lękowym, na który cierpi blisko 14 proc. zwierząt domowych.
Inne mają napady niepohamowanej agresji, rzucając się nawet na swych właścicieli. Często kończy się to oddaniem zwierzęcia do schroniska czy eutanazją. „Psy i koty żyją w tak samo zwariowanym świecie jak my i cierpią na takie same problemy” – mówi Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, dziennikarka i autorka popularnych książek o zwierzętach. Konie, psy czy koty coraz częściej zapadają na depresję, chorobę afektywną dwubiegunową, fobie, natręctwa, hiperaktywność lub lęki.
W wielu z tych przypadków nie pomoże nawet najlepsza opieka czy układanie – potrzebne są leki. Środki psychoaktywne wchodzą przebojem na rynek farmaceutyków dla zwierząt. Tylko w 2011 roku Amerykanie wydali 7 mld dolarów na wszelkiego rodzaju leki dla swych zwierząt domowych. Wielkie koncerny farmaceutyczne utworzyły oddziały zajmujące się wyłącznie środkami dla zwierząt. Wśród produkowanych tam farmaceutyków znaczny procent przypada na leki psychotropowe. A są sytuacje, w których taka farmakologia czyni cuda.
Bianka, kotka prof. Ewy J. Godzińskiej, badaczki zachowań zwierząt z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Nenckiego PAN w Warszawie, przeszła operację raka sutka, po której zapadła na niewydolność nerek i straciła apetyt. Lekarka przepisała jej środek przeciwdepresyjny, który u kotów działa również jako stymulant apetytu. „Na początku byłam nieco sceptyczna. Skutki podania leku przerosły jednak moje oczekiwania. Bianka zmieniła się jak więdnąca roślina po podlaniu wodą. Już po upływie pół godziny ożywiła się, w jej oku pojawiał się błysk, a po dwóch godzinach zaczynała ładnie jeść. Przez dwa lata podawałam jej więc jedną ósmą tabletki co trzy dni” – opowiada prof. Godzińska.
Depresja. Podobnie jak u ludzi, u zwierząt objawia się gorszym nastrojem, niechęcią do zabaw, małą ruchliwością, spędzaniem dużej ilości czasu na spaniu i brakiem zainteresowania otoczeniem. (Fot. East News)
Pomoc w pigułce
„Nie ma wątpliwości, że lekarstwa stosowane w psychiatrii, które działają u ludzi, działają również u zwierząt. Wykazałem to wielokrotnie” – twierdzi dr Nicholas Dodman z Tufts University w USA, pionier leczenia psychoaktywnego u czworonogów. Dlatego leki psychotropowe dla zwierząt, choć noszą inne nazwy, chemicznie są identyczne z tymi przeznaczonymi dla nas.
U agresywnych zwierząt zmniejszają impulsywność, stabilizują nastrój i obniżają niepokój. Pomagają też przy separacyjnym zaburzeniu lękowym. Podanie leku zmniejsza ich skłonności do niszczenia domu i autoagresji. „Uważam, że w sytuacjach, gdy zwierzę nie umie sobie samo poradzić, jesteśmy zobowiązani mu pomóc. Sama stosuję środki psychoaktywne. Przygarniam zwierzęta rozbite i agresywne. Trzeba u nich tłumić te negatywne reakcje” – mówi Dorota Sumińska.
Lek zamiast uczucia?
Nie dla wszystkich sprawa jest tak oczywista. Cesar Millan, znany „zaklinacz psów” z programu National Geographic Channel, uważa, że zamiast leków lepiej stosować odpowiednią dietę oraz „twardą miłość”. Jasne pokazywanie zwierzęciu, kto tutaj rządzi, ma naprawić większość problemów psychologicznych. Tym bardziej że spora ich część bierze się z nienaturalnych warunków, w jakich pies czy kot muszą żyć. Leki psychotropowe, jakie podaje się zwierzętom domowym, często więc ułatwiają życie tylko ich właścicielom.
Wiele zachowań, jakie się tłumi za pomocą środków farmaceutycznych, to naturalne reakcje. Psy w przyrodzie gryzą, a koty moczem oznaczają swoje terytorium. W ich naturze leży atakowanie obcego przybysza. Na podwórku nikomu to nie przeszkadza, w domu może zostać uznane za objaw choroby. „Pies, który żyje na wsi i gania cały dzień za królikami, będzie bardziej stabilny psychicznie niż ten mieszkający w mieście” – przyznaje dr Dodman. Gatunki kotów, których nie udomowiono, podobno nie cierpią na separacyjne zaburzenie lękowe. U dzikich koni nigdy nie obserwowano bezustannego kręcenia się w kółko, które zdarza się często u ich pobratymców trzymanych w boksach.
Trzeba też pamiętać, że leki psychotropowe nie są wolne od skutków ubocznych – zwierzę może po nich zapaść w letarg lub stracić apetyt. Dlatego Ian Dunbar, weterynarz i założyciel firmy Sirius Dog Training, uważa, że po takie środki powinno się sięgać tylko w ekstremalnych sytuacjach. Jeśli zaś pies, kot czy koń rzeczywiście cierpi na poważne zaburzenie psychiczne, to Dunbar radzi, by zastosować terapię behawioralną. Jednym z jego pacjentów był pies imieniem Claude, który gryzł i pożerał niejadalne rzeczy. Weterynarz dał mu gumową zabawkę wypchaną jedzeniem. Wyciągnięcie całej nagrody ze środka zajmowało psu 45 minut. Jego uwaga przenosiła się na zabawkę, przestawał gryźć i uspokajał się.
Co jednak robić, gdy terapia behawioralna nie zdaje egzaminu albo właściciel nie ma na nią czasu? Kompromisowym rozwiązaniem mogą być feromony. To naturalne substancje wydzielane przez zwierzęta, które w ten sposób modyfikują zachowanie innych przedstawicieli własnego gatunku. Organizm odbiera je zupełnie nieświadomie – poprzez tzw. narząd Jacobsona zlokalizowany w jamie ustnej, między nosem a podniebieniem.
Separacyjne zaburzenie lękowe, czyli lęk separacyjny. Uważa się je za skutek nadmiernego przywiązania człowieka do swego pupila. (Fot. FPM)
Zapach łagodności
Prof. Godzińska opowiada, jak dzięki feromonom udało się jej uspokoić zestresowaną kotkę Biankę. Gdy jej poprzednia pani, dr Zuzanna Stromenger, ciężko zachorowała, trzeba było zabrać zwierzę z opustoszałego mieszkania. „Bianka była bardzo lękliwa. Przez dwie godziny nie udało mi się jej złapać” – mówi prof. Godzińska. Gdy jednak wypuściła ją u siebie, kotka natychmiast się uspokoiła: zapewne wyczuła feromony policzkowe pozostawione tam wcześniej przez inną kotkę. Te specyficzne związki chemiczne, które koty wytwarzają w gruczołach zlokalizowanych na policzkach, a następnie nanoszą na rozmaite obiekty, ocierając się o nie pyszczkiem, mają działanie uspokajające.
Jedna z firm wprowadziła na rynek syntetyczny odpowiednik feromonu policzkowego. „Stosuje się go u kotów, które są awanturnicze, bojowe. Feromon musi być podawany w sposób ciągły” – wyjaśnia Dorota Sumińska. Może to więc być spray, który co jakiś czas rozpyla się w pomieszczeniu, gdzie przebywa kot, albo elektryczny dyfuzor. „Feromony stały się bardzo modne. W nich jest dużo miłości. Suka wydziela je z gruczołów mlecznych, żeby uspokoić swoje maleństwa. Ale takie feromony działają też na dorosłe osobniki” – mówi Dorota Sumińska.
Nic dziwnego, że pojawiają się kolejne preparaty tego typu. W sprzedaży jest już feromon produkowany przez suki. Sprawdza się u psów zdenerwowanych podróżą, nowymi osobami w domu, burzą czy fajerwerkami. Wkrótce też do sprzedaży wejdzie podobny środek dla koni. Zawiera syntetyczny odpowiednik feromonu, który wydzielany jest przez gruczoły znajdujące się po wewnętrznej stronie uda klaczy. Ułatwia on tworzenie więzi między źrebakiem a matką, ale syntetyczna wersja działa uspokajająco także na narowiste ogiery. Wystarczy posmarować im chrapy feromonowym żelem, by stały się łagodne.
Fobie. Cierpiące na nie osobniki wpadają w panikę pod wpływem dźwięków, przedmiotów, ludzi lub innych zwierząt. (Fot. BE&W)
Czas na ludzi
Firmy zaczęły się interesować wykorzystaniem tej technologii także u ludzi. Sutki karmiących kobiet wytwarzają substancje chemiczne, które uspokajają niemowlęta, ale działają też na starsze dzieci. W czasie badań maluchom podawano lalki – jedne nie zawierały żadnych dodatków, drugie nasączono matczynymi feromonami. Dzieci zwykle wybierały te drugie, a potem przytulały się do nich i uspokajały. Udało się już otrzymać syntetyczną wersję tego feromonu, która może niedługo trafić do sprzedaży.
Również dr Nicholas Dodman twierdzi, że doświadczenia z leczenia psów czy kotów można przełożyć na nowe terapie dla ludzi. Prowadzi obiecujące badania nad środkami, które będą leczyć zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (tzw. nerwicę natręctw), zespół Tourette’a czy autyzm. Wygląda więc na to, że – po raz kolejny w historii nauki – eksperymenty na zwierzętach pomogą wielu cierpiącym ludziom.
Warto wiedzieć:
Wiele problemów psychicznych u zwierząt domowych to skutek życia w nienaturalnych dla nich warunkach.Tylko w części przypadków sprawdza się terapia prowadząca do zmiany zachowań.Zachowania agresywne czy destrukcyjne mogą powstrzymać odpowiednio dobrane farmaceutyki.
Najczęstsze problemy
Jeśli podejrzewamy, że nasz ulubieniec cierpi na zaburzenia psychiczne, zawsze należy zabrać go do weterynarza. Tylko specjalista może postawić diagnozę i przepisać leki.
1. Halucynacje
Zwierzęta, podobnie jak ludzie, mogą „postrzegać” rzeczy, które nie istnieją – np. polując na niewidzialne muchy. Takie zaburzenia pojawiają się czasem w przebiegu depresji lub u osobników, które prowadzą zbyt monotonny tryb życia. Mogą też być przyczyną ataków niesprowokowanej agresji.
2. Depresja
Podobnie jak u ludzi, u zwierząt objawia się gorszym nastrojem, niechęcią do zabaw, małą ruchliwością, spędzaniem dużej ilości czasu na spaniu i brakiem zainteresowania otoczeniem. Przyczyną może być inna choroba lub ciężkie doświadczenia z przeszłości. W leczeniu stosuje się podobne leki jak u ludzi – w tym fluoksetynę (czyli słynny prozac), stosowaną też przy lękach separacyjnych i zaburzeniach obsesyjno-kompulsyjnych.
3. Separacyjne zaburzenie lękowe, czyli lęk separacyjny
Uważa się je za skutek nadmiernego przywiązania człowieka do swego pupila. Objawy pojawiają się w czasie nieobecności rodziny lub osoby, z którą zwierzak jest związany. Niszczy on wówczas przedmioty w domu, szczeka, wyje, ślini się i traci kontrolę nad oddawaniem moczu i kału. Czasem do tego dołącza się autoagresja, anoreksja lub depresja.
4. Fobie
Cierpiące na nie osobniki wpadają w panikę pod wpływem dźwięków, przedmiotów, ludzi lub innych zwierząt. Fobii zwierzęta nabywają na wczesnym etapie rozwoju, gdy zabraknie im odpowiedniej ilości bodźców, lub później, w wyniku urazów związanych z danym bodźcem.
5. Zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne (dawniej – nerwica natręctw).
Objawiają się częstym i długotrwałym powtarzaniem określonych czynności, np. bieganiem w kółko za własnym ogonem albo wylizywaniem sierści. W drastycznych przypadkach choroba ta prowadzi do samookaleczania się zwierzęcia. Jedna z przyczyn jest zamykanie ulubieńców w zbyt małych pomieszczeniach.
Dla głodnych wiedzy:
Artykuł w „The New York Times” o lekach psychotropowych dla zwierząt www.nytimes.com/2008/07/13/magazine/13pets-t.html
Książki Doroty Sumińskiej o opiece nad zwierzętami domowymi – „Szczęśliwy kot” (Galaktyka 2008), „Szczęśliwy pies” (Galaktyka 2012).
Książka dr. Nicholasa Dodmana, pioniera stosowania środków psychotropowych u zwierząt – „Pies, który kochał zbyt mocno” (Galaktyka 2006), www.tufts.edu/vet/facpages/dodman_n.html