Nie trzeba daleko szukać. 10 maja 2024 roku do Ziemi dotarła grupa co najmniej sześciu obłoków plazmy wyrzuconych z powierzchni Słońca w ciągu poprzednich kilku dni. Taka nawałnica spowodowała burzę geomagnetyczną, jakiej na Ziemi nie obserwowano od kilku dekad. Powstała w jej wyniku zorza polarna była widoczna z obszarów, na których normalnie zorzę polarną ogląda się jedynie na zdjęciach lub w internecie. Dla tysięcy obserwatorów będzie to noc, którą zapamiętają na naprawdę długo.
Czytaj także: Szokujące informacje o ostatnich zorzach polarnych. Nie widziano takich od kilkuset lat
Równie ciekawa zorza pojawiła się także na nocnym niebie 25 grudnia 2022 roku. Z jednej strony zorza była widoczna na zaskakująco dużym obszarze, z drugiej – co ciekawsze – nie przypominała typowej zorzy polarnej.
Czym bożonarodzeniowa zorza polarna z 2022 roku różniła się od wszystkich innych?
Co do zasady, gdy mamy okazję obserwować zorzę polarną, widzimy ją pod postaci świateł układających się w swoiste słupy i falbany powolnie mieniące się na nocnym niebie. W tym jednak wypadku zorza wyglądała zupełnie inaczej. Obserwatorzy, którzy mieli okazję obserwować ten nietypowy spektakl świetlny zauważyli, że niebo było pokryte jednolitym i niezmiennym płaszczem zielonej poświaty. Zwykle dynamiczna zorza polarna w tym przypadku była zawieszona nieruchomo na niebie. Warto takze zauważyć, że nie było to zjawisko lokalne, bowiem tak nietypowy widok obserwowany był na ogromnym obszarze arktycznego nieba rozciągajacym się na cztery tysiące kilometrów.
W najnowszym artykule naukowym możemy przeczytać wyjaśnienie tego nietypowego zdarzenia. To, co obserwowano 25 grudnia 2022 roku na arktycznym niebie to nic innego jak deszcz polarny, czyli łagodne i niezaburzone opadanie strumienia elektronów, który najpierw został wyemitowany przez Słońce, potem przebył 150 milionów kilometrów, aby ostatecznie podążyć wzdłuż linii pola magnetycznego Ziemi i opaść wzdłuż nich ku biegunom naszej planety.
Chcąc dowiedzieć się więcej o tym zdarzeniu, naukowcy przeanalizowali dane zebrane w trakcie obserwacji przez satelity należące do amerykańskiego Departamentu Obrony i poruszające się po orbitach biegunowych, czyli takich, w których satelita podczas każdego okrążenia naszej planety przelatuje nad jej biegunami.
Czytaj także: To zjawisko miało być rodzajem zorzy polarnej. Okazało się czymś zupełnie innym
To właśnie w tych danych udało się znaleźć wyjaśnienie całego zdarzenia. Okazało się bowiem, że akurat wtedy, gdy do Ziemi docierały elektrony ze Słońca, strumień wiatru słonecznego spadł niemal całkowicie do zera. Na powierzchni naszej Gwiazdy Dziennej natomiast doszło do powstania dziury koronalnej. To właśnie przez nią elektrony mogły wyrwać się ze Słońca i nie ulec rozproszeniu wskutek interakcji z wiatrem słonecznym. Tak powstały zaskakująco jednorodny i uporządkowany strumień elektronów potem dotarł do Ziemi i spowodował powstanie bardzo nietypowej jednorodnej zorzy polarnej.
Warto tutaj zauważyć, że o ile satelity obserwowały już tego typu zorze z przestrzeni kosmicznej, o tyle zorza z 25 grudnia 2022 roku była pierwszym przypadkiem obserwowania jej z powierzchni Ziemi, co tylko świadczy o jej wyjątkowości.
Nie sposób ustalić, kiedy pojawi się kolejna okazja do zaobserwowania deszczu polarnego. Na tym wszak polega piękno obserwacji zorzy polarnej. Nie da się nigdy do końca przewidzieć tego, co się będzie działo w najbliższych dniach, czy tygodniach na powierzchni Słońca, ani tego, jaki to będzie miało wpływ na atmosferę naszej planety. Z drugiej strony, w tej nieprzewidywalności leży cały urok zjawiska zorzy polarnej. Można na nią polować, ale nigdy nie wiadomo, z czym się wróci do domu.