Wymrzemy tak samo jak dinozaury. Kiedy przyjdzie zagłada?

Ocieplenie klimatu związane ze spalaniem paliw kopalnych to jeden z najpoważniejszych problemów, jakim ludzkość musi w najbliższych latach stawić czoła. Jeżeli nie przejdziemy na odnawialne źródła energii i nie odejdziemy od paliw kopalnych, średnie temperatury na Ziemi będą bezustannie rosły. Z uwagi na to, że klimat to tak naprawdę skomplikowany system naczyń połączonych, może dojść do sytuacji, w której zmiany zaczną napędzać procesy, które z kolei będą prowokowały dalsze zmiany. W pewnym momencie — część naukowców mówi, że to już się stało — dojdziemy do punktu, po którego przekroczeniu nie będziemy w stanie w żaden sposób zatrzymać galopujących zmian.
Wymrzemy tak samo jak dinozaury. Kiedy przyjdzie zagłada?

Zwykle kiedy mówimy o zmianach klimatu, skupiamy się na ich skutkach w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat. Naukowcy przyznają, że bez skoordynowanych działań, będziemy w atmosferze Ziemi obserwować coraz więcej gwałtownych zjawisk pogodowych: powodzi, fali upałów, pożarów itd. Co więcej, na kolejnych terenach znajdujących się w pasie równikowym, nie będzie się dało żyć przynajmniej przez część roku, a linia brzegowa na całym świecie, ze względu na rosnący poziom wód, będzie przesuwała się w głąb lądu. To z kolei oznacza, że będziemy mieli do czynienia z migracjami ludności na niespotykaną dotąd w historii świata skalę. Rzadko jednak zastanawiamy się, jak obecne zmiany mogą wpłynąć na powierzchnię i na klimat na Ziemi w znacznie dłuższej perspektywie rzędu milionów lat.

Zespół naukowców z Uniwersytetu w Bristolu ujawnił właśnie, że rosnący obecnie poziom dwutlenku węgla w atmosferze w długiej skali może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje. Te obecnie niemal niezauważalne zmiany mogą być bowiem preludium do masowego wymierania ssaków, porównywalnego z tym, które miało miejsce 65 milionów lat temu, gdy wymarły dinozaury.

Czytaj także: Ziemia kręci się coraz wolniej i kończy się (bez udziału ludzi). Jak zmieni się mapa świata? [PROGNOZY]

Od razu należy tutaj uspokoić. Żadne masowe wymieranie gatunków na Ziemi nie zachodziło nigdy z dnia na dzień, nawet po uderzeniu potężnej planetoidy. Prognozowane przez naukowców wymieranie miałoby mieć miejsce za jakieś 250 milionów lat.

Aby sprawdzić, do czego doprowadzą obecne zmiany, naukowcy wykorzystali metody modelowania klimatu za pomocą superkomputerów. W symulacjach uwzględniono ewolucję obecnego trendu zmian temperatury, wiatrów, opadów i wilgotności powietrza dla przyszłego, nieistniejącego jeszcze superkontynentu Pangea Ultima.

Celem symulacji była tak naprawdę próba unaocznienia, w jaki sposób wszystkie skrajności klimatyczne nasilą się w świecie, w którym zamiast pięciu kontynentów będzie istniał tylko jeden superkontynent. Wszystko bowiem wskazuje na to, że ten ekstremalnie gorący i suchy ląd w większości nie będzie nadawał się do zamieszkania.

W symulacji uwzględniono także fakt, że na przestrzeni milionów lat Słońce stopniowo będzie stawało się coraz jaśniejsze i będzie emitowało coraz więcej energii. Zważając na to, że orbita Ziemi wokół Słońca nie będzie się zmieniała, wzrosty te będą prowadziły do coraz bardziej intensywnego ogrzewania naszej planety.

Skoro będziemy mieli do czynienia z łączeniem się kolejnych kontynentów, należy także uwzględnić procesy tektoniczne, które z kolei doprowadzą do wzrostu aktywności wulkanicznej na styku poszczególnych płyt tektonicznych. Skoro erupcji wulkanicznych będzie więcej, to i więcej dwutlenku węgla będzie trafiało do atmosfery. O tym, co się dzieje, gdy do atmosfery dostaje się za dużo dwutlenku węgla, uczymy się już obecnie, choć skala jest nieporównanie mniejsza.

Czytaj także: Zmienimy Ziemię we wrogą nam planetę. Za 500 lat będzie wyglądała jak obcy świat

Wszystkie powyższe zmiany wskazują jasno i wyraźnie, że ssaki, które dzisiaj doskonale radzą sobie na wciąż chłodnej Ziemi, nie będą miały szans na przystosowanie się do tak ekstremalnych warunków. To może oznaczać masowe wymieranie gatunków ssaków na całym superkontynencie, na którym do zamieszkania będzie się nadawało maksymalnie 16 proc. powierzchni.

Jeżeli powszechnie występujące temperatury na Ziemi wzrosną do poziomu 40-50 stopni Celsjusza i na dodatek wzrośnie wilgotność powietrza, większość gatunków ssaków nie będzie w stanie wystarczająco wydajnie się chłodzić i z czasem zniknie z powierzchni Ziemi całkowicie.

W toku swoich badań naukowcy uwzględnili modele ruchu płyt tektonicznych, zmiany składu chemicznego oceanu, procesy biologiczne i ich wkład w emisję i usuwanie dwutlenku węgla z atmosfery. Prognozy powstałe na tej podstawie są nieciekawe. Poziom CO2 w atmosferze może wzrosnąć dwukrotnie, Słońce będzie świeciło kilka procent jaśniej niż obecnie, a temperatury na powierzchni superkontynentu położonego w tropikach będą wahały się w zakresie od 40 do 70 stopni Celsjusza.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że wyniki tych badań mogą stanowić cenną informację dla poszukiwaczy życia w przestrzeni kosmicznej. Naukowcy zajmujący się tą dziedziną nauki poszukują planet znajdujących się w ekosferze swojej gwiazdy, czyli w takim przedziale odległości, w którym na powierzchni planety może występować woda w stanie ciekłym. Warto jednak zauważyć, że symulacja wyraźnie wskazuje, że w zależności od tego, czy na powierzchni takiej planety znajduje się kilka kontynentów, czy jeden duży, planeta w ekosferze może albo sprzyjać albo nie sprzyjać istnieniu życia.