Badacze zwracają naszą uwagę także na wiry polarne. Takie struktury stosunkowo łatwo przeoczyć, zastanawiając się nad tym co nas czeka kolejnego lata, zimy, czy też za 5-10 lat. Jakby nie patrzeć, z perspektywy Europy kontynentalnej wir polarny nad biegunem północnym zdaje się być nieistotny. Problem w tym, że jest dokładnie odwrotne. Te silne wiatry wiejące na obszarze okołobiegunowym na wysokościach od 16 do 48 kilometrów w kierunku przeciwnym do kierunku wskazówek zegara istotnie wpływają na klimat także na niższych szerokościach geograficznych. Analogiczną strukturę znajdziemy zresztą na biegunie południowym.
Czytaj także: Niebo nad Europą już nie tak bezpieczne. Turbulencje w samolotach efektem nieodwracalnej zmiany
Zazwyczaj nie mamy do czynienia bezpośrednio z wirem polarnym, bowiem jego zewnętrzne granice wyznaczane są przez polarny prąd strumieniowy, czyli silne wiatry wiejące dokoła niego na wysokościach od 8 do 14 kilometrów. Owe prądy napędzane są przez zetknięcie chłodnych mas powietrza schodzących z Arktyki i wznoszenie ciepłego powietrza z rejonów tropikalnych ku biegunom. W efekcie polarny prąd strumieniowy stanowi na swój sposób granicę między ciepłym obszarem na niższych szerokościach geograficznych i arktycznym powietrzem na wyższych.
Tak to powinno wyglądać: wir polarny powinien niczym dysk wirować nad biegunem północnym, a polarne prądy strumieniowe powinny blokować mu drogę ku tropikom.
Wystarczy zatem zastanowić się, co się stanie gdy polarne prądy strumieniowe ulegną rozerwaniu.
W takiej zdecydowanie niekorzystnej sytuacji wir polarny zacznie rozlewać się przez przerwaną granicę i zimne powietrze zacznie spływać coraz bardziej na południe.
Wystarczy tu przypomnieć zimę sprzed 4 lat (przełom lat 2019/2020), kiedy to właśnie doszło do takiej sytuacji. Strumień zimnego powietrza z wiru polarnego dotarł wtedy do środkowych Stanów Zjednoczonych, niosąc ze sobą temperatury rzędu -45°C. Dokładnie tak jak teraz w przypadku upałów na Sycylii, tak wtedy w Stanach Zjednoczonych pojawiły się ofiary śmiertelne, jak i poważne obciążenia sieci energetycznej, która akurat w tej sytuacji była ludziom bardzo potrzebna.
Czytaj także: Ludzkość dokręca Ziemi śrubę. Co wydarzy się w 2038 roku?
O tym, że to kwestia niezwykle ważna niech świadczy fakt, że według badań prowadzonych z orbity Arktyka jest obecnie najszybciej ocieplającym się rejonem naszej planety. To powoduje bardzo szybkie zmiany w ilości lodu morskiego i stabilności wirów polarnych. Mimo lat badań naukowcy nie są w stanie powiedzieć, jak zmiany klimatyczne na całym globie wpłyną na wiry polarne i otaczające je polarne prądy strumieniowe.
Aktualnie najlepsze modele wskazują, że rosnące temperatury powietrza w Arktyce spowodują intensywniejsze falowanie prądów strumieniowych. To z kolei oznacza, że coraz częściej zimne powietrze z Arktyki będzie sięgać zimą na coraz niższe szerokości geograficzne. Paradoksalnie zatem cieplejsza Arktyka będzie powodowała coraz zimniejsze zimy. Czy tak faktycznie będzie, dowiemy się już w najbliższych latach. Tak czy siak, możemy się przygotować na to, że na nasze własne życzenie, klimat będzie nam się dawał we znaki zarówno latem, jak i zimą.