Rewolucja przemysłowa zmieniła całą ludzkość i umożliwiła powstanie świata, w którym za pomocą urządzenia, które mamy w kieszeni, jesteśmy w stanie się skomunikować w czasie rzeczywistym z dowolną osobą znajdującą się na drugim końcu świata. Więcej, staliśmy się cywilizacją, która zajrzała niemal na drugi koniec wszechświata i sama wyruszyła w podróż w przestrzeń kosmiczną. Można zatem powiedzieć, że nic lepszego naszej cywilizacji nie mogło spotkać. Problem w tym, że jednak nie ma nic za darmo. Rewolucja przemysłowa doprowadziła do powstania przemysłu, który wykorzystując do produkowania energii paliwa kopalne, wyemitował do atmosfery kolosalne ilości gazów cieplarnianych. Przez całe dekady i stulecia nikt na to nie zwracał uwagi. Dopiero kilka dekad temu naukowcy uświadomili sobie, że emitując olbrzymie ilości gazów takich jak dwutlenek węgla, powoli ogrzewamy naszą planetę, co może za jakiś czas doprowadzić do poważnych problemów.
Tak właśnie znaleźliśmy się w obecnej sytuacji. Niemal co miesiąc słyszymy o tym, że poprzedni miesiąc, czy kolejny rok był rekordowo ciepły. Informacje o rekordach temperatur stały się już naszą codziennością. Co więcej, zmiany klimatu spowodowane emisją dwutlenku węgla do atmosfery prowadzą także do bardziej nieprzewidywalnych zdarzeń pogodowych. W rejonie równika pojawiają się obszary na tyle gorące i na tyle pozbawione wody, że praktycznie nie nadają się do zamieszkania przez kilka miesięcy roku. Częstotliwość występowania suszy i powodzi bezustannie rośnie, huragany są coraz silniejsze, a pożary coraz trudniejsze do opanowania. Zmiany dotykają także oceanów. Wraz ze wzrostem temperatury wód gatunki zaczynają migrować ku biegunom, a prądy oceaniczne ulegają stałym modyfikacjom. Sytuacja jest zatem poważna.
Czytaj także: Ponura przyszłość. Będziemy musieli zasłonić sobie słońce
Tutaj pojawia się jeszcze jeden problem. Wszystko wskazuje, że za zmiany klimatu odpowiadają kraje rozwinięte głównie globalnej północy. Jako pierwsi, skutki uboczne tychże zmian odczuwają jednak ubogie kraje Afryki i Azji. Co więcej, kraje te odczuwają skutki zmian klimatycznych znacznie dotkliwiej niż reszta świata.
Walka ze zmianami klimatu to absolutny priorytet
Powszechnie uważa się, że najważniejszym zadaniem ludzkości jest przejście z paliw kopalnych na odnawialne źródła energii, a tym samym zaprzestanie emisji gazów cieplarnianych. Problem jednak w tym, że nawet gdybyśmy dzisiaj dokonali niemożliwego, to wyemitowany dotąd do atmosfery węgiel wciąż by tam był, a jego usuwanie trwałoby długie dekady, jeżeli nie stulecia. Przestalibyśmy zatem pogarszać sytuację, ale zostalibyśmy ze stanem obecnym.
Aby poprawić sytuację, konieczne byłoby powzięcie dodatkowych działań. Jedną z alternatyw od kilku lat w różnych formach omawianych w kręgach naukowych jest geoinżynieria słoneczna polegająca na sztucznym ograniczaniu ilości promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi. Na przestrzeni lat naukowcy proponowali rozsiewanie aerozoli w górnych warstwach atmosfery, czy też zwiększanie zdolności chmur do odbijania promieniowania z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Logika stojąca za tymi rozwiązaniami jest prosta: im więcej promieniowania słonecznego odbijemy w przestrzeń kosmiczną, tym chłodniej się na powierzchni Ziemi zrobi. W ten sposób moglibyśmy zatem przynajmniej tymczasowo powstrzymać ocieplanie klimatu do momentu, gdy ilość węgla w atmosferze spadnie wskutek ograniczenia spalania paliw kopalnych.
Problem w tym, że klimat to jest system naczyń połączonych i nie sposób ustalić z wyprzedzeniem, w jaki sposób działania geoinżynieryjne wpłyną ostatecznie na klimat. Problem w tym, że to droga jednokierunkowa. Rozpylenie aerozoli, które miałyby odbijać promieniowanie słoneczne w atmosferze, jest stosunkowo proste. Natomiast, gdyby się okazało, że działanie to ma poważne skutki uboczne, zebranie aerozoli z powrotem ze stratosfery byłoby już niemożliwe.
Z tego też powodu naukowcy ostrzegają przed stosowaniem takich metod, a w wielu miejscach na świecie powstają nawet przepisy prawa zabraniające prowadzenia prób z zakresu geoinżynierii słonecznej.
W najnowszym artykule opublikowanym w magazynie The Conversation naukowcy zajmujący się klimatu zwracają jednak uwagę na jedno zagrożenie. Otóż kraje najbardziej narażone na najbardziej dotkliwe skutki zmian klimatycznych mogą po prostu uznać, że nie mają wyjścia i muszą zrobić wszystko, aby powstrzymać dalsze ocieplanie klimatu. Jakby nie patrzeć, dla krajów z ograniczonymi zasobami finansowymi, geoinżynieria słoneczna byłaby dużo łatwiejsza do sfinansowania niż kosztowne przestawianie przemysłu ze źródeł kopalnych na odnawialne źródła energii.
Czytaj także: Unia Europejska kontra geoinżynieria. Dlaczego wspólnota chce kontrolować walkę ze zmianami klimatu?
Problem w tym, że granice krajów istnieją tylko na powierzchni Ziemi. Atmosfera nie zna granic. Rozpylone w atmosferze aerozole będą zatem wpływały na temperatury i ilość opadów w krajach sąsiadujących, ale także i w skali globalnej. Nie wiadomo, czy zmiany te byłyby korzystne dla wszystkich.
Co więcej, jak zauważają autorzy artykułu, w takiej sytuacji pojawi się jeszcze jeden istotny problem. Wina za wszystkie następne problemy związane ze zmianami klimatu nie będzie później przypisywana jedynie emisji gazów cieplarnianych, ale może być spychana na wszelkie działania geoinżynierii słonecznej podjęte przez ten czy inny kraj, a to już może doprowadzić do poważnych kryzysów, czy nawet konfliktów. Konieczne jest zatem jak najszybsze opracowanie regulacji międzynarodowych wymuszających koordynację działań mogących mieć wpływ na klimat Ziemi. Możliwe, że z czasem uda się w sposób bezpieczny przeprowadzić projekty geoinżynieryjne, jednak powinne być one prowadzone transparentnie i przy udziale i zgodzie wszystkich zainteresowanych stron. Jakby nie patrzeć, nie potrzeba nam na powierzchni Ziemi dodatkowych konfliktów międzynarodowych.