Życie Christiane zu Salm, czterdziestoletniej dyrektorki kanału muzycznego MTV Central Europe i kolekcjonerki sztuki, zmieniło kurs, kiedy dziesięć lat temu umierała pod kilkoma metrami śniegu. Podczas jazdy na nartach przywaliła ją lawina, ściągnęła 250 metrów w dół. „Świat wokół mnie był ciemny i nudny, a w mojej świadomości robiło się coraz jaśniej” – opowiadała tygodnikowi „Die Zeit”. – „Pamiętam, że pomyślałam: »Właśnie teraz umrę«. To była spokojna, świadoma myśl, bez strachu i emocji”.
Nie umarła, trafiła do szpitala, a potem przez jakiś czas leczyła się z lęków i koszmarów. Zostawiła swoją pracę. Przestała dowodzić MTV i prowadzić programy telewizyjne. Kilka lat temu zdecydowała się na pracę w niemieckich hospicjach. „Czułam potrzebę towarzyszenia umierającym, rozmawiania z nimi, trzymania ich za rękę, słuchania ich. Podczas tych spotkań widzę niezliczone przewody i urządzenia, które mogą przedłużyć tym ludziom życie, ale często nie ma przy nich nikogo, kto ma czas na rozmowę z nimi albo po prostu siedzenie obok” – mówi Christiane zu Salm. – „Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wiele ludzi umiera samotnie, w naszej kulturze nie mamy czasu na towarzyszenie w śmierci”. Zeszłej jesieni Christiane zu Salm opublikowała książkę „Tym człowiekiem byłam ja”. Chce w niej pokazać, jak wielu ludzi zaprzepaszcza szansę na ostatnie bycie z umierającym członkiem swojej rodziny, ostatnie słowa, pożegnanie, pogodzenie się.
Zmiana życiowego kursu – z hedonistycznej bywalczyni salonów i lwicy medialnej w osobę towarzyszącą innym ludziom w umieraniu – jest spektakularna. Zwykle jednak zmiany nie mają takiego rozmachu. Może i dobrze. „Przychodzą do mnie ludzie w różnych momentach swojego życia. Często po jakiejś zmianie, która wywołała wstrząs. W takiej sytuacji wiele osób myśli, że nie ma co odkładać na później życia, o którym marzymy, które przeczuwamy, że powinno być inne niż do tej pory. To paradoks choroby czy śmierci: ona silnie uświadamia ulotność i kres naszego życia, ale – z drugiej strony – jego wartość. Każe się nam zatrzymać i utwierdza w przekonaniu: jeśli nie teraz, to kiedy? Ludzie chcą się zmienić wówczas, gdy ich coś dotyka, coś nimi wstrząsa. Jeżeli czują się bezpieczni i szczęśliwi, to nie ma potrzeby zmiany” – pisze terapeutka Małgorzata Liszyk-Kozłowska w książce „Lepiej żyć po swojemu”.
Zmienić coś, ale co?
Grażyna Paturalska, przedsiębiorca i polityk (posłanka do Sejmu z ramienia Platformy Obywatelskiej w latach 2001-2005), jako dojrzała kobieta i pracownik została bez pracy. Firmę budowlaną, którą prowadziła wspólnie z mężem, zajął syndyk. Po pierwszym szoku zmierzyła się z rzeczywistością – zaczęła intensywne poszukiwania pracy, ale okazało się, że nikt nie ma jej nic do zaoferowania. „Moja biegła znajomość języków, doświadczenie w branży, nawet znajomości z ław sejmowych w niczym nie pomogły” – wspomina Grażyna Paturalska. – „Byłam w panice, wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na siedzenie w domu, bo nabawiłabym się depresji”.
Michał Gieroń, trzydziestoparolatek, absolwent socjologii (a wcześniej przez trzy miesiące student prawa), po dwóch próbach podjęcia pracy siedział przed telewizorem, jadł zupki chińskie, oglądał serial „Labirynty namiętności”, zastanawiając się nad swoim życiem i dotychczasowymi niepowodzeniami.
„Moja pierwsza praca była typowo urzędnicza, wypełnianie papierków. Nie znosiłem jej, chociaż ze wszelkich sił próbowałem znaleźć dobre strony: wmawiałem sobie, że mamy piękną świeżo wyremontowaną stołówkę, że mam własny pokój, a ludzie, z którymi pracuję, są sympatyczni. Ale nie udało się, odszedłem – wspomina Michał. – I znalazłem sobie równie nudną, a może jeszcze nudniejszą, bo w księgowości. Dałem sobie wmówić, że przecież wszyscy pracują, a ZUS jest najlepszym przyjacielem człowieka. Tę pracę też rzuciłem. I kompletnie nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić”.
Anna Daszuta, kiedyś szefowa HR w jednej z firm branży IT, dziś coach, po zachłyśnięciu się karierą w warszawskim biznesie nagle zaczęła odczuwać pustkę. „Pracowałam po 12-14 godzin na dobę, nie widywałam swojej córeczki, moje ciało także odmówiło mi posłuszeństwa: poważnie zachorowałam – opowiada Anna Daszuta. – Wiedziałam, że czas na zmiany, ale nie wiedziałam, w którą stronę mam iść. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zacznę robić filmy, uczyć się jeździć na motocyklu i pisać powieść z wątkiem erotycznym”.
Iluminacja – czy to jest to?
Zmiany kursu w życiu zawodowym, podobnie jak wszystkie zmiany, to coś, do czego powinniśmy (chociaż to trudne) się przyzwyczaić. „W związku z dynamicznie zmieniającym się rynkiem pracy, powstawaniem nowych technologii i coraz częstszymi migracjami będziemy częściej, niż to się działo do tej pory, zmuszani do zmiany nie tylko pracy, ale i zawodu.
Co więcej, w związku z tym, że żyjemy dłużej i będziemy pracować dłużej, te zmiany – czyli przekwalifikowanie – będą konieczne, ponieważ nasze zdrowie, kondycja czy wiek nie pozwolą nam na wykonywanie danego zawodu” – uważa dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, autor książki „Doradztwo zawodowe”. „Niestety, wybierając studia w wieku 18 lat, człowiek zazwyczaj ma dość mgliste pojęcie o tym, jak będzie wyglądało jego życie zawodowe. Do pewnych rzeczy dojrzewamy później; wskutek różnych wydarzeń zmienia się nasz system wartości. Dlatego też nietrudno wyobrazić sobie znakomitą finansistkę po SGH, która po dziesięciu latach pracy na giełdzie mówi »dość«, kończy studia z hodowli koni na SGGW i zakłada stadninę, zaszywając się na Warmii. Studia nie są przepustką do kariery – również te prawnicze i medyczne. Jeśli pójdziemy na studia, bo tak chcieli inni albo dlatego że były modne, albo dlatego, że po nich będziemy zarabiać dobre pieniądze, to możemy się rozczarować. Wystarczy, że młody człowiek spojrzy wokół siebie, poczyta biografie ludzi, którzy kierują bankami lub krajem. Większość z nich to wcale nie ekonomiści i inżynierowie, tylko humaniści. Studia nie dają nam kwalifikacji – dają nam wiedzę, umiejętności, ale jak je wykorzystamy, zależy tylko od nas. Jeśli nie będziemy lubić tego, co studiujemy, to jak mamy później lubić wykonywany w następstwie studiów zawód?”.
Ofiarą myślenia o modnych studiach był Michał Gieroń, który rozpoczął prawo, bo naciskali na niego rodzice – oboje prawnicy pragnący, żeby przejął po nich firmę.
„Prawo kompletnie mnie nie interesowało, ale kiedy zaczynałem studia w 1999 roku, wszyscy mi wmawiali: prawo, prawo i nic innego. A ja zawsze lubiłem występować, nie peszyło mnie publiczne pokazywanie się, odgrywanie ról. Ale nigdy nie myślałem, że mógłbym poważnie pomyśleć o aktorstwie – wyklarowało się to u mnie około trzydziestki, za późno, żeby pójść do szkoły aktorskiej. Trochę żałowałem straconego czasu” – wyznaje Michał. „Dużo myślałem, poszedłem na kilka kursów, poradziłem się coacha. Pomogło”.
U Grażyny Paturalskiej wystarczyła także drobna podpowiedź zaprzyjaźnionej trenerki. Obie wybrały się na zakupy po gdyńskich i sopockich sklepach. Grażyna doradzała znajomej, co powinna kupić. „W pewnej chwili, kiedy oglądałyśmy ubrania, ona stanęła i powiedziała mi: »Wiesz, powinnaś to robić zawodowo«” – opowiada Grażyna Paturalska. „I wtedy uświadomiłam sobie: ależ tak, przecież ja całe życie ubierałam męża, dzieci, przyjaciół i znajomych. Uwielbiam to robić. Robiłam przecież głośne pokazy mody w czasie mojej kadencji w Sejmie. Może to jest ten trop, którym warto pójść? I wtedy zaczęłam… się bać”.
Strach jest naturalnym etapem podczas zmieniania kursu. Do tego dochodzi presja otoczenia, któremu także najczęściej nie podoba się to, co się dzieje. Nawet najbliżsi (a czasem szczególnie właśnie oni) dążą do zachowania za wszelką cenę status quo. Zmiana kursu u bliskiej osoby także oznacza zmianę dotychczasowej sytuacji, co może u nich spowodować uczucie dyskomfortu. „Uświadomieniu tego, że wiemy już, w którą stronę mamy zmienić kurs, towarzyszy oprócz lęku także ukryty konflikt polegający na braku wiary we własne siły; wtedy często mamy do czynienia ze spadkiem motywacji” – mówi Anna Daszuta. „Dobrze jest wówczas otaczać się ludźmi, którzy wierzą w nas i nasze zmiany”.
„Ludzie z mojej bajki” – tak nazywa ich w książce terapeutka Małgorzata Liszyk-Kozłowska. Niech będą to osoby wyznające podobne jak my wartości. I niekoniecznie muszą dawać nam błyskotliwe rady, mogą po prostu słuchać. „Dobrze jest zapytać: czego ode mnie potrzebujesz? Chcesz mi po prostu coś powiedzieć i usłyszeć siebie mówiącego? Czy wolisz, żebym ci powiedział/powiedziała, co słyszę między wierszami? Zapominamy, ile razy sami chcieliśmy się przed kimś po prostu otworzyć, wygadać, często przede wszystkim po to, by usłyszeć samych siebie. I nie potrzebowaliśmy wtedy porad, tylko życzliwego i uważnego słuchacza, który nas nie odrzuci. A teraz ktoś siedzi przed nami, tak jak my wtedy przed kimś innym, i uważamy, że wysłuchanie go to za mało, bo trzeba mu dostarczyć konspekt do działania. Jeśli nie mamy takiego »gotowca«, to zaczynamy się spinać i myślimy sobie: »Co ja mam teraz zrobić? Muszę powiedzieć coś sensownego«. A wystarczy po prostu być w tej relacji. I słuchać. Może ten ktoś po prostu chce się wygadać?” – pisze Małgorzata Liszyk-Kozłowska w książce „Lepiej żyć po swojemu”.
I do działania!
Grażyna Paturalska wiedziała, że nie będzie wiarygodna, jeżeli prosto od konstrukcji stalowych wejdzie nagle w snobistyczną skórę stylistki i personal shoppera. Uznała, że musi zdobyć wykształcenie w tym kierunku. Zapisała się na podyplomowe studium zarządzania sektorem modowym na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, realizowane w partnerstwie z najbardziej prestiżowymi zrzeszeniami mody włoskiej: Polimoda i Viamoda. „Kiedy je skończyłam, wiedziałam, że to był dobry plan. Pojechałam do Włoch, gdzie zakochałam się w pięknych miękkich skórach. W tej chwili moje stylizacje bazują przede wszystkim na kobiecej odzieży skórzanej” – mówi Grażyna Paturalska. „Niedługo na rynku pojawi się album Ubierz duszę z metamorfozami, których jestem autorką. Interes kwitnie”.
Michał Gieroń kupuje sobie właśnie flet, bo potrzebuje go na zajęcia – jest na drugim roku studium aktorskiego i czuje się świetnie. Uważa, że niepotrzebnie trząsł się nad sobą i szukał bezpieczeństwa w życiu. „A życie wcale nie jest bezpieczne i trzeba w nim robić to, czego naprawdę się chce. Zauważyłem, że wiele osób chce coś zmienić, ale najlepiej, żeby zostało po staremu” – mówi Gieroń. Niedawno dowiedział się, że nie ma już limitów wieku na egzaminy na wyższe studia aktorskie – zastanawia się, czy to nie sygnał dla niego.
Pokolenie „only sky is the limit”
A co z tymi, dla których zmiana kursu nie może być aż tak radykalna i powinna zmieścić się w ramach do tej pory wykonywanej pracy? Dotyczy to i będzie za kilka lat dotyczyło kilkudziesięciu tysięcy menedżerów, którzy teraz jako czterdziestokilkulatkowie zajmują wysokie szczeble w hierarchii korporacyjnej. Dotyczy to wszystkich pięknych i młodych, którzy na początku lat 90. świeżo po studiach trafili na rynek pracy.
Pokolenie „only sky is the limit” niedługo zacznie odczuwać nieubłagany upływ czasu i najzwyklejsze ludzkie zmęczenie. „Organizm ludzi w wieku 55 plus nie może już tyle pracować, zmienia się jego wydolność, zmieniają życiowe preferencje. Krótko mówiąc: tym ludziom przydałoby się zwolnienie tempa pracy. Ludzie w tym wieku zaczynają sobie zadawać pytania: co ja o sobie wiem po tylu latach pracy? Co tak naprawdę lubię robić? A może skupiłbym się tylko na tym, co najbardziej mnie pociąga” – mówi Artur Rzepecki, coach. „Ale okazuje się, że korporacja na takie pytania odpowiada: poddajesz się! Chcesz poleniuchować! Wypaliłeś się! Nie ma społecznego przyzwolenia, żeby wojownicy wolnego rynku odłożyli broń. Muszą walczyć do końca na tych samych pozycjach”.
Zdaniem Rzepeckiego akceptujemy wyłącznie radykalne zmiany: szybciej zrozumiemy dyrektora banku, który rzuca wszystko i wyjeżdża w Bieszczady lepić garnki, niż tego samego człowieka, który schodzi o szczebel niżej w hierarchii. Uważamy, że dla niego to na pewno porażka. W wielu korporacjach traktuje się takich ludzi jak przegranych. Gdy tymczasem dla nich może to być zwycięstwo. Tak stało się z jedną z jego klientek, która w wieku 53 lat jako dyrektor logistyki w firmie farmaceutycznej poprosiła przełożonego o »degradację« i zredukowanie obowiązków. Jej miejsce zajął jej bezpośredni zastępca, a ona objęła okrojoną działkę, w której czuła się znakomicie.
Dostała mniejszą pensję i przez kilka miesięcy widziała współczujące oczy współpracowników, którzy w kuluarach szeptali jej: „Jakie to niesprawiedliwe, że zostałaś zredukowana”. Nie próbowała nawet tłumaczyć: „sama tak chciałam”, bo wiedziała, że i tak jej nie uwierzą. Najważniejsze, że jest zadowolona ze swojej minimalnej (ale jakże znaczącej) zmiany kursu w pracy. „Bo przede mną inne zmiany, te bardziej radykalne. Muszę je tylko dobrze zaplanować” – mówi, uśmiechając się tajemniczo.
GDYBYŚ MÓGŁ WSZYSTKO
- TATUAŻE (autorskie narzędzie Anny Daszuty, coacha)
Wyobraź sobie, że od jutra tracisz możliwość komunikacji werbalnej, a świat będzie porozumiewał się za pomocą obrazów na ciele – tatuaży. Co, gdzie i jak byś zamieścił? Co najważniejszego chciałbyś powiedzieć ludziom o sobie: Co jest dla ciebie ważne, wartościowe, kim jesteś? Mogą być cytaty, obrazy – małe, duże itp.
- KUPIEC WARTOŚCI
Wyobraź sobie, że masz określoną sumę pieniędzy, przypuśćmy, milion złotych. Na jakie rzeczy, które lubisz, wydałbyś je?
- LISTA WARTOŚCI
Przypomnij sobie konkretne życiowe sytuacje, które cię szczególnie irytują. Co jest w nich dla ciebie trudne? Jakie ważne dla ciebie wartości są w tych sytuacjach zagrożone?
Przypomnij sobie konkretne sytuacje, które napawają cię szczęściem, momenty, w których zapominasz o upływającym czasie i o całym otaczającym cię świecie. Co jest dla ciebie charakterystyczne/cenne/ważne w tych sytuacjach? Jakie ważne dla siebie wartości realizujesz w tych momentach?
- MARZENIA Z DZIECIŃSTWA
- Przypomnij sobie swoje marzenie z dzieciństwa. Kim chciałaś/chciałeś być? Jak chciałeś/chciałaś żyć?
- Przypomnij sobie możliwie dokładnie wszystkie aspekty tego marzenia. Zobacz w wyobraźni obraz tego marzenia, poczuj zapach, kształt itd.
- A teraz pomyśl o tym, co jest „esencją” tego marzenia, jakie wartości się z nim wiążą. Na ile te wartości twojego dziecięcego marzenia są obecne w twoim dorosłym życiu? Co by się stało, gdyby te wartości w twoim dorosłym życiu się pojawiły w większym stopniu? Co i jak by zmieniły? W jaki sposób mógłbyś wprowadzić je do swojego dorosłego życia? Czego mógłbyś robić więcej/mniej/ /inaczej?