Administracja prezydenta USA Joe Bidena zatwierdziła projekt Conoco Phillips Willow w północnej Alasce, w ramach którego wydobycie ropy naftowy w tym regionie ma zostać znacznie zwiększone. Decyzja stawia pod znakiem zapytania ekologiczną politykę Bidena – o sprawie donosi między innym agencja Associated Press.
Conoco Phillps Willow będzie projektem wieloletnim. Wydobycie ropy naftowej ma osiągać maksymalnie 180 tys. baryłek dziennie. Jak obliczono, taka ilość wydobytej ropy spowoduje emisję 263 mln ton gazów cieplarnianych przez następne trzy dekady. Dlaczego w ogóle zdecydowano o przyznaniu koncesji na wydobycie ropy w Alasce?
Czytaj też: Takiego złoża w Europie jeszcze nie było. Szwedzi trafili na “zielone złoto”
Złoża ropy naftowej na Alasce będą znów eksploatowane
Przede wszystkim eksploatacja złóż ropy naftowej w północnej Alasce regularnie malała od lat 80. XX wieku, co wprowadzało ryzyko pojawienia się recesji. Wydobycie złóż jest podstawowym źródłem zarobku dla Alaski. Wizja kontynuacji wydobycia czarnego złota podniesie stan z upadku. Dla lokalnych władz i mieszkańców jest to decyzja pozytywna, ale dla reszty świata (i klimatu) już nie tak bardzo.
Trudno jednoznacznie ocenić decyzję prezydenta. Z jednej strony świat powinien zdecydowanymi krokami odchodzić od eksploatacji paliw kopalnych, z drugiej strony rzeczywistość tu i teraz jest zdecydowanie inna. Amerykanie kochają samochody, ale te spalinowe. Produkcja i sprzedaż elektryków nie sprawi, że w ciągu kilku lat wszyscy w USA porzucą swoje stare samochody na rzecz nowych technologii. Również nie każdego Amerykanina będzie na to stać – rozwarstwienie społeczne i ekonomiczne w USA jest nader widoczne.
Czytaj też: Złoża miedzi mogą powstawać inaczej? To odkrycie przyspieszy “zieloną transformację” wielu państw!
Samo wydobycie ropy na północy Alaski radykalnie nie wpłynie na miejscowy ekosystem, ponieważ już teraz region ten jest „oblepiony” rurociągami i wieżami wiertniczymi. Złoża obejmujące warstwy skalne od missisipianu (dolnego karbonu) po paleogen (era kenozoiczna) są ogromne, więc lada chwila ich nie braknie.
Paradoks tkwi w tym, że północ Alaski jest już częścią Arktyki – tej części świata, która najbardziej doświadcza zmian klimatu. Wielkie pożary latem, wysuszenie tundry, zmniejszanie się warstwy wiecznej zmarzliny, rekordowe upały – lista anomalnych zjawisk zachodzących tutaj w ostatnich latach jest bardzo długa. Właśnie w takich warunkach kolejne baryłki ropy będą przesyłane na południe, a potem po rafinacji i innych procesach popłyną m.in. do baków samochodów milionów Amerykanów.
Czytaj też: W Polsce odkryto złoża srebra i miedzi. Wartość? Nawet 60 miliardów dolarów
Czy jest jeszcze ratunek? Tak. Być może administracja Bidena jest świadoma tego, że nie można wylewać dziecka z kąpielą. Jeszcze większa promocja samochodów elektrycznych, rozwój transportu publicznego, zwiększenie nakładów w inwestycje związane z zielonymi technologiami (fotowoltaika, akumulatory, magazyny energii, zielony wodór itd.) mogą zmienić nastawienie amerykańskiego społeczeństwa i przekonać je do tego, że czas pożegnać się ropą. Oczywiście, jeśli tylko nowe alternatywy będą w zasięgu portfela. Jak wiemy, pieniądz po kryjomu rządzi wszystkim – w tym również decyzjami zwykłego Kowalskiego. Również tego w małym, alaskańskim miasteczku.