Zafascynowany Pragą Umberto Eco podczas wizyty w stolicy Czech otrzymał od swego tłumacza Zděnka Frýborta XIX-wieczny przewodnik po mieście z opisem praskich ulic i zabytków, jeden z pierwszych, jakie się w ogóle ukazały. „Jeśli kiedykolwiek będzie pan myślał o napisaniu kolejnej powieści, to znajdzie pan tu sporo ciekawych historii” – powiedział tłumacz. Był to miły gest, zważywszy, że Frýbort nigdy nie uważał Włocha za geniusza, raczej za „naukowca, który odkrył, jak zarabiać na literaturze, którego trudno jednak porównać do Alberta Moravii czy Elsy Morante”. Tak się składa, że szósta, napisana dokładnie trzydzieści lat po „Imieniu Róży”, powieść Eco nosi tytuł „Praski cmentarz”. Książka ukazała się 29 października 2010 roku we Włoszech, w najbliższych miesiącach zostanie przetłumaczona na 40 języków, w tym na arabski, chiński, japoński, koreański oraz hindi. Akcja bestsellera nie toczy się jednak – jak można by przypuszczać – w Pradze. Bohater powieści Simonino Simonini – w przeciwieństwie do autora – nigdy nie był w stolicy Czech i jedynie na ilustracji widział stary cmentarz żydowski. Ta, zlokalizowana w XV wieku w obrębie getta i użytkowana do połowy XVIII wieku nekropolia, jest jedną z najciekawszych w Europie (według niektórych źródeł pod 13 tysiącami nagrobków pochowano tu ponad sto tysięcy osób – ze względu na ciasnotę, zmarłych grzebano warstwami).
CZYSTA POSTAĆ OSZUSTA
Większość opisanych w „Praskim cmentarzu” osób to postaci historyczne. Autor wymyślił jedynie głównego bohatera, choć i ten – jak zapewnia Eco – jest wynikiem kolażu. Przypisuje mu się słowa i czyny kilku istniejących ludzi. Simonino Simonini urodził się w Turynie i był wychowywany przez dziadka, zaciekłego antysemitę. To dziadek straszył go w dzieciństwie Żydem Mordechajem, ubabranym krwią chrześcijańskich niewiniątek. W okresie dojrzewania za sprawą wyznawców judaizmu Simonini znienawidził kobiety – mieszkająca w turyńskim getcie dziewczyna ze śmiechem odtrąciła jego zaloty; doświadczenie to sprawiło, że stał się nie tylko mizoginistą, ale i seksualnym abstynentem, odbył w swoim życiu tylko jeden stosunek, do którego doszło w dość niechlubnych okolicznościach – podczas mszy satanicznej. Żydzi to nie jedyny wróg Simoniniego. Nienawidzi też Niemców – „to naród cierpiący na wzmożoną aktywność jelit ze szkodą dla aktywności umysłowej. Przeciętny Niemiec produkuje średnio dwa razy więcej ekskrementów niż Francuz”. Nie cierpi Włochów. „Włoch jest niewierny, kłamliwy, podły, zdradziecki, przedkłada sztylet nad szpadę, jest oślizły w rokowaniach i zawsze gotów do zmiany flagi w zależności od wiatru”. Nie mogąc znieść tego, że był Włochem, Simonini przyjął obywatelstwo francuskie, ale… nienawidzi także Francuzów. Zresztą nienawidzi wszystkich. Łącznie z księżmi, masonami, jezuitami, komunistami itd. Jedyną przyjemność sprawia mu jedzenie. Jest znawcą dobrego jadła i wybornym kucharzem, ale jego pasja graniczy z bulimią.
Zawodowo Simonini zajmuje się fałszerstwem. Fachu nauczył go notariusz dziadka, niejaki Rabaudengo, u którego zaczął pracować po ukończeniu studiów. O ile nieuczciwy rejent dorabiał sobie podrabianiem testamentów, o tyle uczeń przerósł mistrza, stając się głównym fałszerzem XIX-wiecznej Europy. Fabrykował dokumenty dla wielu rządów i władców i szpiegował dla tych, którzy zaoferowali więcej. Organizował też spiski, bo „nic tak przecież nie uwierzytelnia konfidenta jak zdemaskowanie konspiracji”. Karierę rozpoczął w ojczyźnie z takim powodzeniem, że gdy Giuseppe Garibaldi dotarł z tysiącem swych żołnierzy do Palermo, dając początek zjednoczeniu Włoch, służby specjalne króla Piemontu i Sardynii wysłały Simoniniego na Sycylię pod płaszczykiem żurnalisty, pracującego dla poczytnego dziennika. Miał zaskarbić sobie przyjaźń poety Ippolita Nieva, którego przywódca Czerwonych Koszul nominował zastępcą intendenta. Tak naprawdę Nievo, autor „Wyznań Włocha” i wielki zwolennik zjednoczenia, zginął w nocy z 4 na 5 marca 1861 roku podczas swej ostatniej misji. Przewoził wtedy z Palermo do Turynu dokumenty i rozliczenia finansowe dotyczące wyprawy. Niewielki statek o nazwie „Ercole”, którym płynął, poszedł na dno w okolicach Sorrento, tuż przed Zatoką Neapolitańską. Nigdy nie udało się wyjaśnić przyczyn katastrofy, tym bardziej że noc była spokojna. Umberto Eco uczynił odpowiedzialnym za to tajemnicze zatonięcie Simoniniego, który miał za zadanie wykraść literatowi dokumentację. Chciał w ten sposób zasiać ziarno podejrzeń, że „Garibaldi to nie kryształowy bohater, któremu wdzięczna będzie cała Italia, ale miłośnik przygód, który zwyciężył wroga, kupując go”.
Ponieważ zatonięcie wzbudziło wiele podejrzeń (Eco nie odbiega tu od prawdy historycznej), Simonini musiał opuścić kraj. Z listem poleconym do szefa francuskich służb specjalnych wyjeżdża do Paryża, gdzie zaczyna budować swój autorytet znakomitego fałszerza. Fabrykuje dokumenty dla Francuzów, Niemców, Rosjan. W Europie nic nie dzieje się bez jego udziału. To on sporządził falsyfikat oskarżający Alfreda Dreyfusa, alzackiego Żyda służącego we francuskiej armii, o szpiegostwo na korzyść Niemców .
SZATAŃSKIE WERSETY
Dziełem życia Simoniniego było jednak spreparowanie sprawozdania z tajnego spotkania rabinów na cmentarzu żydowskim w Pradze, które stało się prototypem „Protokołów Mędrców Syjonu” – jednej z najbardziej kontrowersyjnych broszur w historii. Wynika z niej, że sprawcami wszystkich przewrotów społecznych są Żydzi, spodziewający się osiągnąć dominację nad światem. To, że spotkanie nigdy się nie odbyło, nie miało dla Simoniniego żadnego znaczenia – „wystarczy o czymś mówić, a stanie się to faktem, w który wszyscy uwierzą. Cechą charakterystyczną ludzi jest to, że są gotowi uwierzyć we wszystko”. Tę literacką tezę potwierdza historia. Protokoły bardzo długo były – a w wielu krajach ciągle są – uważane za autentyk. Historią broszury, której autorzy przekonują, że od stuleci istnieje spisek mający na celu ustanowienie żydowskiego superrządu (do osiągnięcia tego celu prowadzą ponoć: inspirowanie rewolucji, wywoływanie zamieszek i buntów oraz rozkład społeczeństwa przez upijanie go), zajmowało się wielu badaczy. Już w 1920 roku książkę na ten temat napisał Lucien Wolf. Rok później Philips Graves, korespondent „Timesa” w Konstantynopolu, opublikował serię artykułów ukazujących, że „Protokoły” są praktycznie plagiatem książki francuskiego satyryka Maurice’a Joly „Dialog w piekle między Monteskiuszem i Makiawelem”. W wydanym w Brukseli w 1864 roku dziele agresywny publicysta potępił Napoleona III za to, że drastycznie ograniczył prawa parlamentu, zlikwidował wolności obywatelskie, zakneblował prasę.
Surowej kontroli podlegały nawet kawiarnie, w których dyskutowano na tematy publiczne. Cynicznego despotę w broszurze Joly’ego uosabiał Makiawel, a zasad liberalizmu bronił Monteskiusz (jak widać Żydzi się tam w ogóle nie pojawiają). Maurice Joly za napisanie tej książki został skazany na 15 miesięcy więzienia. Jak wykazał profesor Janusz Tazbir w pracy „Protokoły Mędrców Syjonu. Autentyk czy falsyfikat”, zamiast nazwisk Makiawel i Monteskiusz wprowadzono „gojów” oraz Żydów, a 25 dialogów zastąpiono 24 protokołami (w ośmiu z nich zapożyczenia stanowią więcej niż połowę tekstu, a siódmy protokół został przepisany prawie w całości. Aż 1040 z 2560 wierszy zostało wykorzystanych bez wprowadzenia jakichkolwiek zmian!).
ANATOMIA SPISKU
Ciekawe, że i Maurice Joly miał swój pierwowzór. Dokumentuje to z historyczną ścisłością Umberto Eco. Bohater „Praskiego cmentarza”, przebiegły i chytry Simonino Simonini, dostawszy wiosną 1865 roku od szefa francuskich służb specjalnych opublikowane rok wcześniej „Dialogi w piekle między Makiawelem i Monteskiuszem”, od razu zdał sobie sprawę, że Joly zaczerpnął inspirację czy raczej dosłownie przytoczył list Rodina do ojca Roothana z książki „Ludzkie tajemnice” Emila Sue, w którym spiskowcami są jezuici. Simonini – mistrz matactwa i kompilacji – obydwie te książki wykorzysta, przygotowując antyżydowskie dossier. Wychowany na powieściach Aleksandra Dumasa skonstruował swą fałszywkę, wzorując się na światowym spotkaniu masonów na górze Donnersberg w Nadrenii Palatynacie z powieści „Józef Balsamo” (jej bohaterem jest książę Cagliostro, magik i alchemik, który przepowiedział Marii Antoninie śmierć na szafocie). Jego zdaniem scena ta to prawdziwe arcydzieło – uniwersalna formuła tajnego sprzysiężenia. Fałszerz zmienił jedynie tło – w jego dossier rabini spotykają się na praskim cmentarzu, gdzie spoczywa twórca golema. Simonini, obejrzawszy ilustracje nekropolii w paryskiej bibliotece, uznał, że trudno o bardziej sugestywną scenerię dla globalnej intrygi. To tu pod osłoną nocy rozlegają się głosy rabinów: „Gdy będziemy posiadać złoto całego świata, cała władza przejdzie w nasze ręce”. „Handel i spekulacja nie mogą nigdy wyjść z naszych rąk”, „Przejmijmy sądy i adwokaturę” „Nie możemy pominąć żadnego zawodu, który cieszy się uznaniem społeczeństwa – wszystkie gałęzie nauki,sztuki, literatury”. „Jeśli pierwszą potęgą na tym świecie jest złoto, drugą jest prasa. Nasi muszą objąć dyrekcję wszystkich dzienników w każdym kraju”. Ta kluczowa scena, będąca w pewnym sensie największym dokonaniem Simoniniego, kosztowała go wiele pracy. Przed jej napisaniem spotkał się z wieloma antysemitami, bywał w literackich klubach i salonach, w których dyskutowano głównie o żydowskim zagrożeniu, odwiedzał antyżydowskie redakcje, jak chociażby „La Libre Parole”, gdzie poznał Jakuba Brafmana, notabene z pochodzenia Żyda nawróconego na protestantyzm. Historyczny Brafman, tajny agent rosyjskiej policji politycznej, napisał – bazującą na aktach kahału w Mińsku – książkę o tym, że na terenie całej Rosji działa tajna organizacja żydowska związana z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Żydów, które powstało w 1860 roku w Paryżu. Sponsorowane przez państwo wydawnictwo ukazało się w 1869 roku. W książce Eco pojawia się też Alphonse Toussenel, francuski pisarz i dziennikarz, uczeń Charles’a Fouriera, zaciekłego antysemity. To on poradził Simoniniemu, że projekt zdobycia dominacji nad światem powinien bazować na złocie. Fałszerz posłużył się też blisko sześćsetstronicowym tomem o Żydach, wydanym w 1869 roku przez Gougenota des Mousseaux, który otrzymał błogosławieństwo papieża Piusa IX i odniósł ogromny sukces u czytelników. Żeby sprostać zamówieniu, Simonini zaznajomił się z autorem książki „La France juive” Edouardem Drumontem, ale szybko zorientował się, że napisał to samo, co 15 lat wcześniej objawił Gougenot.
W kalejdoskopie postaci, z których – przypomnijmy – tylko Simonino Simonini jest wymyślony, pojawia się też Hermann Goedsche, któremu fałszerz usiłuje sprzedać antysemickie dossier. Ale tym razem trafiła kosa na kamień. Goedsche, podstępem, nie płacąc ani złotego, opublikował w swej książce pod tytułem „Biarritz” rozdział pod tytułem „Żydowski Cmentarz w Pradze i Rada Przedstawicieli Dwunastu Plemion Izraela”. Goedsche był zaciekłym antysemitą i niemieckim szpiegiem wysługującym się tajnej policji pruskiej. Pisząc powieść „Biarritz” zaczerpnął pełną garścią nie od Simoniniego, który jest postacią fikcyjną, ale oczywiście od Joly’ego i Dumasa.W bardzo zatłoczonej galerii bohaterów powieści włoskiego semiologa i beletrysty jest nawet niejaka pani Glinka. Simonini, chcąc za jej pośrednictwem zainteresować swym antysemickim dossier rosyjską tajną policję polityczną, dyskretnie się doń zalecał, „nie bez pewnego wysiłku, bo choć nie był dobrym sędzią niewieściej urody, zdawał sobie sprawę, że miała pyszczek łasiczki i oczy osadzone zbyt blisko nosa”. Historycznie Justyna Glinka była damą cesarskiego dworu, której niektórzy badacze przypisują przewiezienie rękopisu „Protokołów Mędrców Syjonu” z Paryża do Petersburga. Ale nie wiadomo (Simonini też tego nie wie), czy rzeczywiście pracowała dla carskiej ochrany.
NIENAWIŚĆ ROZGRZEWA
Kolejną postacią „wypożyczoną” przez Umberta Eco z historii jest Piotr Iwanowicz Raczkowski, zwierzchnik zagranicznych placówek ochrany, dla którego Simonini przygotował ostateczną wersję swej antyżydowskiej broszury. W 1892 roku Raczkowski, uważany za mistrza intrygi politycznej, ogłosił w Paryżu, gdzie przebywał przez 18 lat, książkę o anarchizmie i nihilizmie, w której pojawiają się tezy zamieszczone później w „Protokołach”. Na kartach książki włoskiego pisarza tak tłumaczy swoje zainteresowanie Żydami: „Lud jest niezadowolony i kieruje swą niechęć przeciwko carowi. Potrzebuje wroga. Nie ma sensu szukać wroga daleko. Wróg, aby był rozpoznawalny i aby się go bano, musi być w domu, musi stać na progu. Oto dlaczego Żydzi. Boska opatrzność dała nam ich, więc na miłość boską wykorzystajmy to i módlmy się, aby zawsze był jakiś Żyd, aby się go bać i by go nienawidzić. Wróg jest potrzebny, aby dać ludowi nadzieję. Nikogo nie kocha się przez całe życie. Ale nienawidzić można. Nienawiść rozgrzewa serce”. Z historycznego punktu widzenia wielu badaczy przypisuje autorstwo „Protokołów Mędrców Syjonu” pochodzącemu ze zubożałej arystokracji Matwiejowi Gołowinskiemu, rosyjskiemu współpracownikowi cara Mikołaja II. Zatrudniony w departamencie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji, którego zadaniem był nadzór nad prasą, po śmierci swego szefa, zaciekłego antysemity Michaiła Sołowiowa, Gołowinski wyjechał do Paryża, gdzie zatrudnił go Raczkowski. To najprawdopodobniej na jego zlecenie napisał „Protokoły”.
Zwolenniczką tej tezy była również popularna polska publicystka i pamiętnikarka Katarzyna z Rzewuskich Radziwiłłowa. Stwierdziła, że Gołowinski pokazał rękopis broszury gościom prowadzonego przez nią w Paryżu salonu literackiego. Jak można się spodziewać, na kartach „Praskiego cmentarza” Gołowinski jest jedynie współautorem broszury. Raczkowski przydzielił go do pomocy Simoniniemu. Gdy spotkali się po raz pierwszy, fałszerz wszech czasów zdziwił się, że zwierzchnik zagranicznych placówek ochrany zlecił tak ważne zadanie młodemu, „źle ubranemu krótkowidzowi, sprawiającemu wrażenie najgorszego ucznia w klasie”. Szybko jednak zorientował się, że jego współpracownik odznacza się nie lada bystrością. Pracując ramię w ramię, zmienili, zgodnie z życzeniem zamawiającego, sugestywną scenerię praskiego cmentarza, na którym spotkali się rabini z całego świata, na bardziej realistyczne tło – kongres syjonistyczny w Bazylei, który notabene rzeczywiście się odbył w 1897 roku i był otwarty dla publiczności. „Kto wie, co zrobią w Moskwie. Możliwe, że moje »Protokoły« zmienią w dokument suchy i biurokratyczny, pozbawiony oryginalnego tła. Nikt nie będzie chciał go czytać. Choć może w tej właśnie postaci idee moich rabinów rozejdą się na cały świat, prowadząc do ostatecznego rozwiązania” – myślał Simonini, ukończywszy prace nad dossier. Czekało go ostatnie zadanie: miał na zlecenie ochrany podłożyć bombę w tunelu kopanym dla paryskiego metra. Cóż mogło bardziej uwiarygodnić zagrożenie żydowskim spiskiem? Był rok 1898. Dokładnie sobota, 20 grudnia. I ten epizod nie został wymyślony przez Umberta Eco. Literacką fikcją jest jedynie fakt, że zamachu dokonał kapitan Simonini, fałszerz wszech czasów.
POSŁOWIE
Umberto Eco na 531 stronie swej książki przytacza trzy historyczne wydarzenia: rok 1905 – w Rosji ukazała się książka Siergieja Nilusa, w której opublikował manuskrypt oparty na wykładach I Kongresu Syjonistycznego w Bazylei (1897), opatrując go komentarzem, że z „niebywałą precyzją i nadzwyczajną jasnością opisuje przygotowany przez Żydów plan globalnego spisku”. Rok 1921 – londyński „Times” odkrył związki „Protokołów Mędrców Syjonu” z książką Joly’ego i stwierdził, że „Protokoły” to falsyfikat. Rok1925 – Hitler wydał „Mein Kampf”, w którym uznał „Protokoły” za autentyk. Ten jednostronicowy rozdział jest skróconą opowieścią o tym, jak będący prowokacją anonimowy pamflet wpłynął na dzieje ludzkości, prowadząc do Holokaustu. Zgodnie z jego własnymi słowami Eco zaadresował swą najnowszą powieść do dwóch różnych typów odbiorcy – pierwszy nie zdaje sobie sprawy, że wszystkie opisane w książce wydarzenia są częścią historii. To czytelnik, który bierze na serio nawet Dana Browna. Drugi rodzaj odbiorcy to ten, który wie lub przynajmniej podejrzewa, że wszystko to zdarzyło się naprawdę. Czytelnik, który oglądając się ukradkiem za siebie, zaświeciwszy wszystkie światła w mieszkaniu, myśli – zgodnie z wolą autora – to wszystko mogłoby się dziś znów wydarzyć – co więcej, właśnie się wydarza. Pomimo że pisarz ustami swego bohatera jak mantrę powtarza słowa, że antysemickie dossier to kompilacja, fałszerz Simonini nie ukrywa inspiracji – Dumas, Sue, Joly, Toussenel i oczywiście jego duchowy przewodnik ojciec Augustyn Barruel (jezuita występujący przeciwko masonom i iluminatom). Nie tai, że kopiuje – to, co było tajnym sprzysiężeniem masonów, a potem jezuitów, staje się zmową wyznawców judaizmu; anatomia spisku jest przecież jedna, a uniwersalna formuła prowokacji ciągle ta sama, zmieniają się tylko bohaterowie.
Nie wszyscy odebrali książkę jako demistyfikację „Protokołów Mędrców Syjonu”. Wielu krytykom zabrakło w „Praskim cmentarzu” wyraźnego opowiedzenia się po stronie dobra. Jak bywało w XIX-wiecznych powieściach ilustrowanych. Nie wszystkim spodobał się też sposób, w jaki Eco zbeletryzował historię. Lucetta Scaraffia na łamach „L’Osservatore Romano” oskarżyła nawet pisarza o niezamierzony antysemityzm. Czyżby jedyny fikcyjny bohater „Praskiego cmentarza”, pozbawiony skrupułów, cyniczny fałszerz Simonini (Eco wyznał, że jego zamierzeniem było stworzenie najczarniejszego charakteru w historii literatury) miał rację, że „cechą charakterystyczną ludzi jest to, że są gotowi uwierzyć we wszystko”?