Andreas Mogensen, bo o nim mowa, przebywał akurat na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdy jego oczom ukazał się zapierający dech w piersiach obraz. To właśnie z ISS dostrzegł bowiem niesamowity blask dochodzący z atmosfery. Poza zachwycaniem się tym przepięknym widokiem warto również wyjaśnić, jakie zjawisko za nim stało.
Czytaj też: Mała gwiazda i sześć (albo siedem) planet. To bardzo młody i niespokojny układ planetarny
Kluczem były w tym przypadku interakcji pomiędzy światłem słonecznym, a cząsteczkami występującymi w atmosferze naszej planety. Kiedy wysokoenergetyczne cząstki emitowane przez naszą gwiazdę zderzają się z tymi, które wchodzą w skład atmosfery, dochodzi do oddziaływań między nimi. O ile jednak zorza polarna to dobrze znany przykład, tak zupełnie inną kategorię stanowi tzw. poświata niebieska.
Opisane w drugiej połowie XIX wieku zjawisko da się dostrzec nawet gołym okiem, przy czym zdecydowanie bardziej widoczne jest ono z perspektywy orbity. Na zdjęciu wykonanym przez Mogensena widać podwójną poświatę. Żółta powstała w związku z cząsteczkami sodu występującymi w atmosferze, natomiast do pojawienia się czerwonej doprowadził tlen oraz po części grupa hydroksylowa znajdująca się w wyższych warstwach atmosfery.
Zdjęcie Ziemi wykonane z perspektywy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ukazuje wyjątkowe zjawisko nazywane poświatą niebieską
Co ciekawe, udział światła słonecznego jest w tym zakresie tylko pośredni. Najpierw emisje pochodzące z naszej gwiazdy energetyzują cząsteczki tworzące ziemską atmosferę. Ta dodatkowa energia ucieka później na przestrzeni kolejnych godzin, gdy dochodzi do kolizji z innymi cząsteczkami. W zależności od tego, jaki pierwiastek bądź związek weźmie udział w tych zderzeniach, efekt końcowy może być różny.
Czytaj też: Prywatna stacja kosmiczna Starlab. Wkrótce poleci na orbitę Starshipem
Poza kwestiami wizualnymi, poświata niebieska stanowi też cenne źródło informacji na temat funkcjonowania naszej planety. Zazwyczaj związane z tym zjawiskiem emisje mają miejsce na wysokości od 50 do 300 kilometrów, choć sama poświata może pojawiać się także poza tym pułapem. Naukowcy prowadzą obserwacje tamtejszych cząsteczek, aby obrazować ruch i rozmieszczenie rozrzedzonych warstw w najwyższych partiach atmosfery. Jak widać, można połączyć przyjemne z pożytecznym.