Peter Madsen zawsze był anarchistą – swoje łodzie podwodne zbudował sam, a jego 18-metrowy UC3 Nautilus był największym zbudowanym za prywatne pieniądze. Gdy podbił głębiny, zaczął marzyć o kosmosie. Wtedy na jego drodze stanął inżynier Kristian von Begston. Właśnie wrócił do Danii po dziesięciu latach spędzonych w NASA i ESA, zmęczony ogromem biurokracji utrudniającej realizację ciekawych projektów w agencjach kosmicznych.
Połączyło ich marzenie o budowie i wystrzeleniu niedużej rakiety, która wyniosłaby człowieka na wysokość 100 km i sprowadziła go z powrotem. Założyli organizację Copenhagen Suborbitals, skupiając wokół siebie podobnych zapaleńców i zbierając fundusze od darczyńców. Rozpaliła ich wizja Danii jako czwartego kraju świata, który posłałby swojego człowieka w kosmos. Od początku było jasne, że bez gigantycznych funduszy nie mogą kopiować rozwiązań agencji kosmicznych. Musieli być otwarci, próbować wszystkiego, szukać metod tańszych i prostszych. Brak pieniędzy okazał się jednak świetnym paliwem dla kreatywności. Narzędzia i materiały kupowali w hipermarketach budowlanych oraz sklepach narzędziowych. Do ogrzewania zaworu zbiornika z tlenem użyli suszarki do włosów, na potrzeby testów przeciążeniowych przysposobili maszyny z wesołego miasteczka, spadochron dla kapsuły uszyli sami. Wspierali ich oddani sprawie wolontariusze.
Z czasem pojawiła się walka o przejęcie kontroli nad projektem. Peter Madsen odszedł w 2014 roku i założył Rocket Madsen Space Lab.
FILM
Zanim jednak do tego doszło, przez sześć lat wysiłki dwóch Duńczyków rejestrował ich rodak Max Kestner. Madsen jako główny bohater jego filmu dokumentalnego „Amatorzy w kosmosie” stał się faworytem do nagrody „Focusa” przyznawanej dla największej osobowości festiwalu Docs Against Gravity. To ja miałam ją wręczyć. Byłam rozczarowana, gdy okazało się, nasz laureat nie przyjedzie, że nagrodę w jego imieniu odbierze reżyser. Chciałam wykorzystać okazję i przeprowadzić wywiad z Madsenem, wprosić się na pokład jego Nautilusa. Ale równocześnie poczułam dziwną ulgę. Niepokoiło mnie zachowanie Madsena pokazane w filmie, jego porywczość, wybuchy agresji, konfliktowość. Szczególnie zapamiętałam, gdy wrzeszczał na Kristiana, że ten wieczorem idzie do dzieci, do domu. „Rodzina jest dla ciebie ważniejsza niż rakieta!” – wyrzucał mu. Tłumaczyłam sobie, że przecież każdy geniusz to dziwak i szaleniec.
W wywiadzie dla „Polityki” Madsen wyjaśnił, dlaczego nie chce firmować tego dzieła:
„To tylko film i musi mieć linię dramatyczną. Postać, którą widzimy na ekranie, jest więc jakąś wersją mnie – mam wrażenie, że nie najlepszą. Moim zdaniem film zbyt mocno koncentruje się na konfliktach w naszym zespole, spychając trochę na dalszy plan to, co udało się nam osiągnąć – mówił duński wynalazca Tomaszowi Targańskiemu. – Naszym marzeniem było pokazać ludziom, że lot w kosmos nie jest przedsięwzięciem elitarnym, że udział w tej niezwykłej przygodzie może wziąć każdy. Dlatego działaliśmy na zasadzie open-source, uchyliliśmy drzwi dla wszystkich chętnych. Każdy mógł więc przyjechać do Kopenhagi i dołożyć swoją cegiełkę”.
Poczułam ukłucie zazdrości, gdy dwa miesiące po warszawskiej premierze filmu wielki nieobecny zaprosił na pokład Nautilusa szwedzką dziennikarkę Kim Wall. To przecież był mój plan. Gdy zniknęła, ogarnęło mnie przerażenie. Kilka dni później morze wyrzuciło na brzeg duńskiej wyspy ciało kobiety – bez głowy, nóg i rąk.
DZIENNIKARKA
Kim Wall jest atrakcyjna, ma zaledwie 30 lat, lecz spore doświadczenie. Pracuje dla mediów na całym świecie, na koncie ma publikacje w „Guardianie”, „New York Timesie” i „China Morning Post”, przygotowuje materiały z Korei Północnej, Ugandy i Haiti. Jest zdolna, energiczna, przebojowa i pełna wiary w swą reporterską misję – dociera do osób biednych, wykluczonych, pokrzywdzonych i nagłaśnia ich problemy światu. Zawód wyssała z mlekiem matki, ojciec też był dziennikarzem, w młodości często podróżowała z rodzicami, gdy jechali w teren.
Wywiad z Madsenem próbowała umówić od kilku miesięcy. Gdy ten w końcu zaprasza ją na rejs okrętem UC3 Nautilus, zgadza się bez wahania. Poświęca dla przygody nawet swoją imprezę pożegnalną. Za kilka dni przeprowadza się z chłopakiem Ole do Chin, a to ma być ostatni materiał, który zrealizuje przed wyjazdem. Madsen interesuje ją nie tylko jako konstruktor 40-tonowego pojazdu podwodnego, który zbudował w 2008 roku (zresztą niedaleko mieszkania Olego w Refshaleoen, dzielnicy portowej Kopenhagi). Bardziej intryguje ją to, że własnym sumptem buduje rakietę, którą chce wynieść w kosmos.
10 sierpnia 2017 r. wieczór jest ładny i ciepły. Kim Wall przyjeżdża do portu w Kopenhadze, spotyka Madsena. O godz. 19.00 wsiadają na okręt. Przez jakiś czas pływają po zatoce Koge wynurzeni. Na zdjęciu zrobionym o 20.30 widać ich w promieniach zachodzącego słońca. Kim stoi na pokładzie w czerwonej kurtce, wydaje się zrelaksowana, uśmiecha się. Peter odwraca głowę, patrzy gdzieś indziej. Wkrótce Kim Wall wysyła do swojego chłopaka SMS-a: „Nadal jeszcze żyję. Zanurzamy się. Kocham cię! Przyniósł kawę i ciasteczka”. Potem jej telefon milknie.
WYPADEK
To miał być krótki rejs, jednak kobieta nie wraca przez wiele godzin. Zaniepokojony Ole o 2.30 w nocy alarmuje policję. Ruszają poszukiwania dziennikarki i zaginionego Nautilusa. Ponieważ okręt nie ma systemu lokalizacji satelitarnej, służby nie mogą skontaktować się z Madsenem. Rankiem 11 sierpnia o godz. 10.30 łódź podwodna zostaje dostrzeżona z latarni morskiej. Z helikoptera policja wywołuje go przez radio. I nagle, w ciągu 30 sekund, Nautilus tonie. Petera Madsena ratuje czterech rybaków i odstawia do portu Dragør Havn na obrzeżach Kopenhagi. Tam czeka już policja i grupa dziennikarzy. Wynalazca opowiada im o ostatnich wydarzeniach, podejrzewa, że do zatonięcia łodzi przyczynił się nieszczelny zbiornik balastowy. Twierdzi, że wysadził dziennikarkę o godz. 22.30 na brzeg w okolicy restauracji Halvandet na północnym krańcu wyspy Refshaleoen. I nie ma pojęcia, co się z nią później działo.
Właściciel restauracji Bo Petersen mówi policji, że teren jest rejestrowany przez kamery przemysłowe i udostępnia nagrania. Śledczy nie zdradzają, co na nich jest, ale decydują o wydobyciu okrętu, by dokonać jego oględzin. Przypuszczają, że mógł zostać umyślnie zatopiony w celu zatarcia śladów. Madsen zostaje głównym podejrzanym i 12 sierpnia trafia do aresztu.
Przełom następuje 10 dni później. Na zachodnim wybrzeżu wyspy Amager przypadkowy rowerzysta dokonuje makabrycznego odkrycia. Znajduje wyrzucony przez morze nagi kobiecy tors. Śledczy uważają, że głowę i kończyny celowo odpiłowano. Ciało musiało leżeć w wodzie przez wiele dni.
Testy DNA dwa dni później potwierdzają najgorsze domysły – to Kim Wall. Na jej ciele znajdują się liczne rany kłute oraz ślady ucisku świadczące, że ktoś najprawdopodobniej próbował wypompować powietrze z płuc.
Na rękach, szyi i w nosie Petera Madsena śledczy znajdują krew kobiety. W obliczu tych dowodów mężczyzna zmienia zeznania. Przyznaje, że dziennikarka zginęła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Gdy wchodziła po schodach na pokład, wyślizgnął mu się z rąk ciężki, 70-kilogramowy właz i strzaskał jej głowę. On spanikował i wyrzucił jej ciało do zatoki, jakieś 50 km na południe od Kopenhagi.
Wersję Madsena mogą potwierdzić oględziny głowy, lecz tej brakuje. Policyjni nurkowe szukają jej przeszło dwa miesiące. 6 października inspektor Jens Moeller Jensen informuje o wydobyciu plastikowych toreb – nurkowie znaleźli je kilometr od miejsca, gdzie leżał korpus. „Pierwsza zawierała ubrania Kim Wall oraz nóż i kawałki żelastwa służące najprawdopodobniej za balast. Później znaleźliśmy jedną nogę, drugą, a w końcu głowę, także w obciążonej torbie” – informuje insp. Jensen. Na czaszce nie było żadnych obrażeń, więc wersja z klapą zostaje wykluczona.
30 października Madsen podaje kolejną wersję. Tym razem twierdzi, że ciśnienie w Nautilusie nagle spadło i okręt wypełnił się spalinami, a on nie był w stanie dotrzeć do maszynowni, w której przebywała dziennikarka. „Kiedy w końcu udało mi się otworzyć właz, w twarz buchnęły mi ciepłe opary. Znalazłem Kim leżącą na podłodze. Próbowałem ją ocucić, uderzając w policzki” – zeznaje Madsen. Twierdzi, że przez prawie godzinę próbował wydobyć jej bezwładne ciało spod pokładu, lecz nie dał rady. W końcu więc je rozczłonkował, a wcześniej temu zaprzeczał przez szacunek do rodziny zmarłej. Tę wersję Madsen podtrzymuje podczas rozprawy sądowej w marcu 2018 roku. Prokurator uznaje jednak, że to kolejne kłamstwo, którym próbuje ratować skórę. Powołuje na świadka naukowca z Duńskiego Instytutu Technologicznego. Ten wyjaśnia, że gdyby doszło do zatrucia spalinami, temperatura na pokładzie bardzo by wzrosła.
Żadnych dowodów jednak na to nie znaleziono podczas oględzin wraku. Zdaniem koronerów dziennikarka zginęła najprawdopodobniej w wyniku odcięcia dostępu powietrza do dróg oddechowych poprzez uduszenie lub podcięcie gardła. Prokurator Jakob Buch-Japsen określa morderstwo Kim Wall mianem „zbrodni ekstremalnie brutalnej” i domaga się najwyższej możliwej kary dla sprawcy. Przedstawia wersję wydarzeń, która zakłada, że Peter Madsen zabił Szwedkę, aby zaspokoić swoje sadystyczne fantazje seksualne. Miał ją związać, pobić, dźgać nożem i dusić. Zapytany o 15 ran kłutych na ciele ofiary (w tym 14 w okolicy narządów płciowych) odpowiada, że zadał je po śmierci, by uwolnić gazy, które mogłyby wynieść zwłoki na powierzchnię.
Prokurator przedstawia też dowody na to, że Madsen wcześniej zaplanował zbrodnię. Kupił piłę, nóż, taśmy i rury, które później znaleziono na pokładzie. Podejrzany nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego zabrał na pokład narzędzia, których tam nie potrzebował, a które najprawdopodobniej posłużyły do morderstwa.
Kolejne wątpliwości budzi też zachowanie Duńczyka po dramatycznych wydarzeniach. Madsen ćwiartuje zwłoki, wkłada je do reklamówek i obciąża zabranymi wcześniej na pokład przedmiotami – to świadczy o opanowaniu i metodycznym działaniu. Co gorsza, o godz. 23.25, gdy Kim Wall już nie żyła, wysyła do żony SMS-a. Jego treść zupełnie nie licuje z tragedią, która przed chwilą się rozegrała: „Podczas podróży na Nautiliusie. Czuję się dobrze. Pływam po przystani w blasku księżyca. Nie zanurzam się. Uściski i całusy dla kotów”. Zdaniem prokuratury, ta wiadomość to kolejny dowód, który podważa słowa Madsena, iż po śmierci dziennikarki wpadł w panikę i nie był w stanie wezwać pomocy. Ten przyznaje, że rozważał samobójstwo, chciał zatopić swoją łódź i wraz z nią iść na dno. Potem jednak zmienił zdanie. „Chciałem się pożegnać z żoną, wiedziałem, że to będzie dla niej trudne” – oświadcza podczas rozprawy. Kobieta, która chce pozostać anonimowa, odwiedza go w areszcie i żąda rozwodu z powodów ekonomicznych.
POCZĄTEK
Praktycznie wszyscy psychopaci, brutalni mordercy mają za sobą koszmarne dzieciństwo, które wypacza ich psychikę. Byłam pewna, że Peter też przeszedł piekło. Jego matka Annie miała już trzech synów z dwóch związków, gdy poślubiła starszego o 36 lat Carla Madsena. Mężczyzna był bardzo agresywny wobec pasierbów, zwłaszcza gdy w 1971 roku urodził się Peter. Gdy chłopiec miał sześć lat, Annie odeszła z synami i zostawiła go z porywczym ojcem.
W wywiadach Madsen wspominał enigmatycznie, że wie, jak musiały się czuć dzieci nazistów, którzy pracowali w obozach koncentracyjnych. Nic dziwnego, że uciekał z domu, najchętniej do klubu kosmicznego na przedmieściach Kopenhagi. „Do dziś pamiętam jego witrynę. Za wielką szybą widać było modele statków i rakiety. Większość ludzi mijała ją, nie zwracając uwagi, ale ja nie mogłem się napatrzeć. Ta witryna była jak strona internetowa, choć makiety się nie zmieniały, tylko osiadał na nich kurz. Różnica, jaką do naszego życia wniósł internet, polega na tym, że dziś takich klubów w wersji online są tysiące. Tysiąckrotnie większa jest również możliwość, że ktoś gdzieś poczuje tego samego bakcyla co ja. Poza tym dorastałem w latach 70. Atmosfera wyścigu kosmicznego była jeszcze żywa, a mnie od zawsze interesowały zagadnienia techniczne – szczególnie silniki” – opowiadał „Polityce”. Kiedy miał 15 lat, założył Danish Space Academy (Duńską Akademię Kosmiczną). Zaczął studiować inżynierię, ale szybko porzucił zajęcia – wolał uczył się sam, konstruując wynalazki w warsztacie. „Pracując nad swoją pierwszą łodzią podwodną, zrozumiałem, że nie trzeba być miliarderem, by tworzyć takie cuda” – opowiadał.
OBSESJE
„Był dziwaczny, ale też otwarty i lubiany – mówi jego brat przyrodni Benny Langkjaer Egeso. – Możesz zapytać każdego i usłyszysz to samo: nigdy nie znaliśmy tej jego mrocznej strony”. Inni świadkowie mają o Peterze Madsenie znacznie gorsze zdanie. Ci, którzy się z nim zetknęli, zeznawali w sądzie, że jest nieobliczalny, nie przyjmuje odmowy, miewa nagłe wahania nastroju, wykazuje cechy osobowości histrionicznej (prowokacyjne zachowanie, ekspresyjny sposób mówienia, dramatyzowanie przeżyć, teatralność, nadmierne skoncentrowanie na sobie, powierzchowna emocjonalność).
Podobnie jak w przypadku pozostałych zaburzeń osobowości, osobowość histrioniczna ma prawdopodobnie genezę biologiczną i środowiskową. Często wykształca się u dzieci, które musiały rywalizować z rodzeństwem o uwagę opiekunów lub gdy rodzice również byli histrioniczni – zachodzi zarówno dziedziczenie cech, jak i uczenie się wzorców zachowania od rodziców. Badanie zdrowia psychicznego Madsena wykazuje cechy narcystyczne i psychopatyczne. Specjaliści twierdzą, że jest niebezpieczny dla otoczenia.
Najnowsze szczegóły zbrodni zostają ujawnione w marcu 2019 roku – na komputerze w laboratorium podejrzanego śledczy znajdują nagrania przedstawiające niezwykle brutalne morderstwa kobiet. Niektóre są palone i wieszane. Nagrania są prawdziwe – to nie jest inscenizacja. Sprawcy pozostają niezidentyfikowani. Madsen ma oczywiście wymówkę – twierdzi, że inne osoby w firmie też miały dostęp do tego dysku.
Śledczy ustalają, że na kilka dni przed rejsem z Kim Wall mężczyzna pytał inne kobiety, czy zechciałyby wybrać się z nim na wycieczkę łodzią podwodną. Krótko przed tym, jak zabrał dziennikarkę w jej ostatnią podróż, na komórce obejrzał film przedstawiający odcinanie głowy. W trakcie procesu ujawniane są kolejne fakty z życia Madsena, które pokrywają się z tym, co znaleziono na komputerze w jego firmie. Zeznania w sądzie składają kochanki wynalazcy, ponieważ – jak się okazało – miał z żoną tzw. otwarte małżeństwo i oboje spotykali się z innymi partnerami. Kobiety potwierdzają fascynację duńskiego wynalazcy sadomasochizmem i filmami zawierającymi sceny gwałtów, tortur czy zabójstw, często prawdziwych. Jedna z kobiet zeznaje, że Madsen podduszał ją w łóżku. Inna mówi o ich wizytach w klubach dla fanów BDSM. Twierdzi też, że wystąpił w co najmniej dwóch filmach pornograficznych. Kolejna zeznaje, że uprawiali seks na pokładzie Nautilusa.
KARA
Madsena broni kobieta – Betina Hald Engmark. Przekonuje, że jej klient jest niepoczytalny i może zostać skazany jedynie za to, do czego się przyznał, czyli zbezczeszczenie zwłok (za co grozi sześć miesięcy więzienia). Linia obrony nie znajduje uznania w oczach sędziów. – Pozwany wielokrotnie zmieniał zeznania. Badania specjalistów nie wykazały, aby przyczyną śmierci Kim Wall był wypadek – stwierdza sędzia Anette Burko. Uznaje Petera Madsena winnym morderstwa z premedytacją, napaść na tle seksualnym i zbezczeszczenie zwłok oraz ogłasza wyrok: dożywotnie więzienie. To najsurowsza kara, rzadko orzekana w Danii. Odczytanie werdyktu transmitują duńskie i szwedzkie media. Peter Madsen słucha ze spuszczoną głową. Po ogłoszeniu wyroku sędzia motywuje podjętą decyzję. Uważa przestępstwo za „cyniczne”, uznaje, że napaść seksualna i zabójstwo dziennikarki były zaplanowane i bardzo okrutne.
Madsen do końca utrzymuje, że nie zabił Kim Wall, przyznaje się tylko do rozczłonkowania jej ciała. Dlaczego to jednak zrobił – tego wyjaśnić się nie udało. W swym ostatnim słowie przeprasza obecnych na sali sądowej rodziców swej ofiary. Zostaje odprowadzony do aresztu Vestre, gdzie spędził poprzednie osiem miesięcy. Może tam przyjmować odwiedziny jedynie adwokata. Wolno mu oglądać telewizję, ale zabronione jest korzystanie telefonu komórkowego czy komputera. Po uprawomocnieniu wyroku – co może potrwać nawet kilka miesięcy, bo jego adwokat już zapowiedział wniesienie apelacji – zostanie osadzony w zakładzie karnym Herstedvester na przedmieściach Kopenhagi. Wyroki odsiadują tam najwięksi duńscy przestępcy, uznani za wyjątkowo niebezpiecznych: 150 osób, z czego 95 proc. to mężczyźni. W więzieniu Peter Madsen będzie miał prawo nosić prywatne ubrania i używać własnych środków czystości. Będzie mógł utrzymywać kontakty z innymi osadzonymi, jeśli wyrazi na to zgodę. Będzie miał prawo wypożyczyć telewizor, gry komputerowe czy Playstation. Będzie mógł podjąć pracę w jednym z więziennych warsztatów, a nawet kształcić się przez 37 godzin tygodniowo.
MEDIA
Rok po śmierci Kim Wall w Szwecji ukazała się jej biografia napisana przez rodziców „The Book of Kim Wall: When Words End” (Kim Wall: kiedy brakuje słów). Ingrid Wall nie ukrywa, że pisanie było dla niej formą terapii po stracie córki. „Była osobą zaangażowaną, o silnej woli. Chciałam, żeby tak została zapamiętana. By myślano o niej jako o człowieku i dziennikarce, nie jako o ofierze” – tłumaczy pogrążona w żałobie matka. W książce znajdują się nie tylko rozdziały dotyczące śmierci Kim Wall czy szczegółów śledztwa i spotkania z mordercą w sądzie, ale i opowieści z jej dzieciństwa. Niebawem powstanie na jej podstawie serial „The Investigation” stacji RTL. Tymczasem internauci doszukują się podobieństw między zbrodnią a bestsellerową serią kryminałów „Millenium”. Inni szukają zbieżności z powieścią Juliusza Verne’a „20 000 mil podmorskiej żeglugi”, której bohater, kapitan Nemo, przetrzymywał na pokładzie swego Nautilusa pasażerów wbrew ich woli. Zgodnie z ostatnim życzeniem ciało kapitana Nemo wraz z łodzią podwodną zostaje zatopione i osiada na dnie oceanu. Nautilus zbudowany przez Petera Madsena został zniszczony przez państwo duńskie, a 48-latek wieczność spędzi za kratami.
Myślę sobie czasem, co by się stało, gdyby jednak spodobał mu się film „Amatorzy w kosmosie”. Gdyby przyjechał do Warszawy, gdybym wręczyła mu tę nagrodę, zrobiła z nim wywiad, może nawet pojechała do Danii i popłynęła w rejs… Jestem wdzięczna Maxowi Kestnerowi, że w filmie pokazał Madsena bez retuszu. I cieszę się, że to jednak dłoń reżysera uścisnęłam na scenie. Jedno wiem na pewno – na pokład łodzi podwodnej nie wsiądę za żadne skarby. Uraz pozostał.