Starożytni problematykę seksualną rozpatrywali głównie od strony etycznej, choć niektórzy zajmowali się także podłożem fizjologicznym. Hipokrates uważał, że częste spółkowanie wzmacnia i powiększa prącie, a wstrzemięźliwość go pomniejsza. Sądził też, że nasienie oddziela się i zbiera z całego ciała, a przede wszystkim z głowy – uważał je za najważniejszy „humor” odżywiający organizm. Platon wszystko, co boskie w człowieku, lokował w rdzeniu pacierzowym – w tej samej substancji, z której utworzone są mózg i sperma. Ta wewnętrzna boskość „ma przemożną siłę wytryskania, co tłumaczy, dlaczego penis jest nieposłuszny i kieruje się własną wolą” – pisał w „Timajosie”.
Seks w Grecji był nieodłącznie związany z nauką, „co wyrażało się w przekazywaniu cennej wiedzy z jednego ciała do drugiego”. Tyle tylko, że stosunek (zazwyczaj analny) zachodził między nauczycielem a uczniem płci męskiej (erastesem i eromenosem). Miał charakter czysto symboliczny – uważano że to jedyny sposób na wykształcenie w chłopcu arete – zbioru męskich cnót. Zgadzało się to z poglądem Arystotelesa, że sperma daje dziecku duszę.
„Dla Greków i Rzymian erekcja była jak zmiana rytmu serca: pojawiała się mimowolnie i nie można było jej potępiać bądź chwalić. Ale według Augustyna przyczyną i skutkiem grzechu pierworodnego jest pożądanie, erekcja zaś jest symptomem i chorobą” – pisze David M. Friedman w „Kulturowej historii penisa”. Augustyn uznał, że każdy „musi być zły i cielesny z powodu Adama”, a czynnikiem, który przenosi ten stygmat z pokolenia na pokolenie, jest nasienie. Jego negatywne poglądy na ludzką naturę nabrały charakteru uniwersalnego: seksualność stała się bestią, której Kościół chrześcijański musiał założyć kaganiec.
SEKS TO GRZECH
Uznanie kontaktów seksualnych za grzech nastawiło kulturę zachodnioeuropejską wrogo do seksu. Rozkosz cielesną uważano za nieprzyzwoitą i nieczystą, próbowano ją zwalczać i tłumić. „W takich warunkach istniały duże trudności w badaniu seksualności w ogóle, a zwłaszcza jej biologiczno-fizjologicznego podłoża” – czytamy w „Seksuologii biologicznej”. „Niski poziom rozwoju nauki oraz brak podstawowych informacji z zakresu anatomii i fizjologii człowieka przyczyniał się dodatkowo do potępienia wielu przejawów seksualności, a ponadto do kwalifikacji wielu normalnych funkcji w kategoriach patologicznych (na przykład masturbacja uważana była za przyczynę ciężkich schorzeń, a nawet śmierci, gdyż – podobnie jak stosunki płciowe – wiodła do wytrysku nasienia, które to błędnie uważane było za cząstkę mózgu)”.
W innych częściach świata w seksie nie widziano nic złego. Awicenna, XI-wieczny arabski filozof i lekarz uważał, że to wstrzemięźliwość seksualna prowadzi do histerii (co pokrywa się z prawdą). W „Canon Medicinae” pisał, że siła erekcji pochodzi z serca, libido bierze się z wątroby i nerek, a uczucie z mózgu. Na przebieg spółkowania negatywnie wpływają chorobliwe procesy organiczne oraz odraza do partnera. Dla wzmożenia potencji zalecał lekturę podniecającą, podglądanie spółkujących ludzi i zwierząt.
XI-wieczny mnich Konstantyn Afrykański niedomagającym kochankom polecał odpowiednie zioła i potrawy. W księdze „De coitu” (O stosunku płciowym) zamieścił sporo recept, wiele z nich ponoć sam wypróbował. Za bardzo skuteczną uznał miksturę, którą można uznać za pramatkę viagry.
Weź mózgi 30 samczyków wróbla i mocz je bardzo długo w szklanym naczyniu; weź taką samą ilość tłuszczu okalającego nerki dopiero co zabitego kozła, rozpuść go na ogniu, dodaj mózgi i miodu ile potrzeba, wymieszaj w naczyniu i gotuj, aż stwardnieje. Uformuj pigułki wielkości orzecha laskowego i podaj jedną przed stosunkiem”. Konstantyn usiłował też rozszyfrować procesy psychologiczne kryjące się w erekcji. Uznał, że penisa wypełnia powietrze, które jest wytwarzane przez serce. Jego pogląd obowiązywał niezmiennie przez 500 lat!
UDOWODNIĆ IMPOTENCJĘ
W „Decretum” Gracjana z 1140 roku (kompendium praw kanonicznych) impotencję uznano za powód do unieważnienia małżeństwa. Kobieta mogła ponownie je zawrzeć, lecz niesprawny mąż – nie. Najpierw jednak należało impotencję udowodnić, a więc gruntownie zbadać delikwenta. Jego penis zanurzano w zimnej wodzie i sprawdzano, czy kurczyły się naczynia krwionośne w mosznie. Inna próba była bardziej drastyczna – przyzwoita kobieta obnażała przed badanym piersi i pieściła jego krocze, sprawdzając, czy następuje erekcja (w obecności żony i księdza). Niekiedy sądy kościelne organizowały tzw. zgromadzenia. Ich celem miała być udana penetracja w obecności świadków, co było oczywiście niezwykle żenujące. Następnie parze przydzielano „obeznaną ze sprawami matronę”, która przez kilka dni towarzyszyła im w domu, pomagała w sytuacjach intymnych, a następnie zdawała lekarzowi raport z tego, co widziała.
Podczas gdy jedni koncentrowali swoje wysiłki na tym, by poprawić ludziom współżycie, inni robili wszystko, by im seks obrzydzić. Żyjący w XIII w. Albert Wielki, który został później świętym, głosił, że seks wysusza mózg. Na dowód przywoływał historię mnicha, który jednej nocy posiadł kobietę 66 razy, po czym zmarł. Gdy otworzono jego ciało, okazało się, że mózg skurczył mu się do wielkości orzeszka. Albert uważał też, że za ludźmi rozpustnymi biegają psy, bo wyczuwają nieświeży zapach, „a ciało człowieka, który ma wiele stosunków, zbliża się do stanu padliny z powodu dużej ilości zepsutego nasienia” – twierdził.
WPADKI GENIUSZY
W średniowieczu nasienie niezwykle demonizowano. Wierzono bowiem, że spółkujące z czarownicami demony to upadłe anioły, które nie posiadają własnej spermy i kradną ją… wisielcom. Dlatego zmarłych mężczyzn pospiesznie chowano, by demony nie zdążyły ich wydoić. Obawiano się też, że mogą zbierać spermę, rozlewaną przez mężczyzn podczas masturbacji i stosunków przerywanych. Kościół nie był im więc przychylny.
Leonardo da Vinci nie ufał zabobonom. Wierzył tylko temu, co zobaczył na własne oczy. „Nikt nie ma prawa kochać albo nienawidzić czegokolwiek, jeśli nie uzyskał wiedzy o naturze tej rzeczy” – pisał. Potajemnie badał zwłoki, dzięki czemu odkrył na przykład, że nabrzmiałego członka nie wypełnia wiatr, lecz krew. Jednak nawet ten geniusz renesansu, który był najlepszym anatomem swoich czasów, nie ustrzegł się błędów.
Na jednym z jego szkiców widać, że cewka moczowa i nasieniowód biegną oddzielnie, a przewód nasienny (w rzeczywistości nieistniejący) zaczyna się u podstawy kręgosłupa (Hipokrates i Platon także sądzili, że nasienie wchodzi w penisa z rdzenia pacierzowego). Kolejny rysunek wskazuje na arterię łączącą penis z aortą – co miało tłumaczyć zasadę działania męskiego libido. Jedno trzeba przyznać: Leonardo wykonał wielki krok wprzód – próbował przedstawić organy wewnętrzne z anatomiczną poprawnością. Wyniósł genitalia ze sfery religii i przeniósł je do świata nauki. Jego badania kontynuował Andreas Vesalius, autor pierwszej ilustrowanej anatomicznej księgi „O strukturze ludzkiego ciała” oraz „Fabrica”, w których skorygował m.in. 200 pomyłek popełnionych przez Galena, ale sam też popełnił parę błędów – uznał pochwę za odwróconego penisa. Twierdził, że u mężczyzn żar spowodował wypchnięcie penisa z ciała, a u kobiet brak żaru sprawiał, że organ rósł wewnątrz.
SPERMIŚCI I OWIŚCI
Od XVI w. nauka coraz silniej kwestionowała religię. Odkrywca bakterii Antoni Leeuwenhoek w 1677 roku dojrzał w nasieniu obecność plemników, które nazwał drobnoustrojami. W ich wnętrzu dostrzegł „wielkie i małe naczynia, tak zróżnicowane i tak liczne, że nie ma wątpliwości, że są to nerwy, arterie i żyły”. Nabrał więc przekonania, że w pełni rozwiniętym ciele nie ma takich naczyń, których nie byłoby i w nasieniu. To przekonanie legło u podstaw preformacji. Hipotezy zakładającej, że w plemniku znajduje się miniaturowy, w pełni ukształtowany człowieczek (homunculus), a jajo pełni co najwyżej funkcję odżywczą. Zwolenników tej teorii nazwano spermistami, natomiast owiści twierdzili, że człowiek dojrzewa w jaju (a plemnik jest dla ciąży ledwie tym, czym iskra dla siana). Rozwój zarodka miał polegać jedynie na powiększaniu się rozmiarów ciała. Wedle tej teorii każda ejakulacja oznaczała śmierć milionów miniaturowych ludzi, dlatego preformacja przyczyniła się do tępienia masturbacji i antykoncepcji.
Teorie o ludzikach zamkniętych w plemnikach wydają się zabawne, ale przecież dopiero w 1875 r. Oscar Hertwig ogłosił, że zapłodnienie jest efektem połączenia plemnika z komórką jajową. Zanim rozwój technologii umożliwił wyciągnięcie takich wniosków, rozmnażanie było (podobnie jak cała fizjologia seksu) jedną wielką zagadką. Głównie filozoficzną.
Pionierzy seksuologii
Początek XIV w. – Henryk de Mondeville opracował dzieło dotyczące higieny narządów płciowych, w którym opisał zasady higieny u dziewic i dziewcząt zdeflorowanych, kobiet zamężnych oraz prostytutek.
XVI w. – Fernel bada fizjologię seksualną na drodze studiowania „funkcji cielesnych”; Leonardo da Vinci zajmuje się m.in. anatomią narządów płciowych; Andreas Vesalius dokonuje potajemnie sekcji zwłok ciężarnej kobiety (wcześniej sekcje prowadzono tylko na zwierzętach, a wyniki przenoszono na ludzi, co sprzyjało powstawaniu fałszywych poglądów).
1651 r. – William Harvey wysunął teorię, że rozwój ludzkości jest efektem epigenezy.
1675 r. – Mikołaj Venette, francuski anatom i chirurg, w dziele „La Generation de l’Homme ou Tableau de l’Amour Conjugal”, dokładnie opisał i zilustrował narządy płciowe, poruszył zagadnienia związane z wychowaniem seksualnym.
1677 r. – zatrudniony na pół etatu portier bez wykształcenia, Antoni Leeuwenhoek odkrył plemniki (mikroskop sam skonstruował) i uznał, że są produkowane w jądrach.
1668 r. – lekarz i psycholog Régnier de Graaf przeprowadził najbardziej kompletne badania nad penisem, uznał, że jaja ludzkie powstają w jajniku (nazwano je pęcherzykami Graafa).
1720 r. – Martin Schurig, niemiecki lekarz, wydał rozprawę pt. „Spermatologia historico-medica.h.e.” o znaczeniu narządów płciowych i aktu seksualnego (zalecał seks m.in. ze wględów higienicznych). W swoich późniejszych dziełach obszernie opisał morfologię narządów płciowych kobiety (m.in. łechtaczki), dojrzewania, masturbacji, dziewictwa. Pożądanie mężczyzny stawiał na równi z pożądaniem kobiety.