Evelyn Marie Adams wygrała w 1985 roku cztery miliony dolarów w loterii stanu New Jersey. Cztery lata później ponownie spróbowała szczęścia i wygrała kolejne półtora miliona. Maureen Wilcox w 1980 roku kupiła losy na loterie w dwóch stanach. Skreśliła co prawda zwycięskie liczby z obu loterii, ale nic nie wygrała – numery z Rhode Island zwyciężyły bowiem w Massachusetts, a te z Massachusetts wygrały na Rhode Island. Podobnego pecha miał Stephen Carter. Kupił gazetę, w której znalazł zwycięski los, ale… w wyniku pomyłki drukarskiej tę samą nagrodę wygrało 30 tysięcy osób i każdy dostał po kilka funtów.
OD MOJRY DO LABORATORIUM
Większość ludzi utożsamia szczęście z fartem – pomyślnym zrządzeniem losu. Od czego to szczęście zależy? Dlaczego jednym stale dopisuje, podczas gdy inni jak magnes przyciągają pecha? Starożytni rozwiązali problem – wymyślili przeznaczenie. Teoria zakładała, że losy człowieka są z góry określone, a wszelkie zrządzenia trzeba przyjmować z pokorą. Niezwykłą gorliwość w tej mierze wykazywał Epiktet. W „Encheiridionie” pisze: „Prowadź mię tedy, Zeusie, i ty: Przeznaczenie. Rad pójdę i bez zwłoki na wasze skinienie. Jaką w życiu mi losy wyznaczyły drogą: bunt – zbrodnią, iść – konieczność, skargi – nie pomogą. Kto przed potęgą losu gnie czoło beztroskie, ten dla mnie mędrzec, poznał tajemnice boskie”. Grecy wierzyli, że losem władają Mojry – boginie przeznaczenia: Kloto przędła nici żywota, Lachesis je przydzielała, a Atropos – przecinała. Rzymianie Mojry przemianowali na Parki, wyznawali też Fatum – bóstwo nieodwołalnej konieczności.
I tak ludzkość, pogodzona z losem, trwała w apatii. Aż w latach 60. XX wieku Martin E.P. Seligman, przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, postawił tezę, że ludzi można oduczyć bezradności i nauczyć optymizmu. Zapoczątkowana przez niego psychologia pozytywna stała się opozycją wobec psychologii negatywnej, która zdominowała wiek XX. Jak obliczył prof. Janusz Czapiński, w PsycInfo, elektronicznej bazie danych Psychological Abstracts, od 1967 do 1999 roku na 21 artykułów o negatywnych emocjach przypadał zaledwie jeden o emocjach pozytywnych! To się musiało zmienić. Psychologia pozytywna potwierdziła bowiem, że ludzie są w dużej mierze kowalami własnego losu. Że jeśli się odpowiednio do życia nastawią, zostaną odpowiednio nagrodzeni. Zawrotną karierę zrobiło pozytywne myślenie, którym syciły się poradniki. Tematem zajęli się też poważnie naukowcy. Wyniki ich badań oferują rzetelną wiedzę, a nie tylko zachętę. Jednym z najsłynniejszych badaczy fartu i pecha jest brytyjski psycholog, dr Richard Wiseman. Swoją karierę zaczynał jako… iluzjonista. Niezwykła przeszłość sprawiła, że postanowił zmierzyć się z niezwykłymi obszarami psychologii, którym nie poświęcano wcześniej wiele uwagi.
NAZNACZENI PRZEZ LOS
Okazało się, że osoby, którym szczęście sprzyja w finansach, mają je również w życiu osobistym, a ci, którym nie wiedzie się w pracy, brakuje też szczęścia w miłości. Tak jakby do jednych los stale się uśmiechał, podczas gdy inni byli skazani na nieszczęście. Wszyscy byli przekonani, że winny jest przypadek. Ów traf, który w kilka sekund potrafi odmienić życie człowieka, prof. Władysław Tatarkiewicz nazwał zewnętrznym fatum. Ale obok niego istnieje też fatum wewnętrzne – ostrzegał. Nasza natura.
To, czy człowiek jest szczęśliwy, zależy bowiem nie tylko od tego, co go w życiu spotyka, ale i od tego, jak na te wydarzenia reaguje. „Aby być zadowolonym, nie dość jest mieć majątek, zdrowie czy urodę, lecz potrzeba w nich znajdować upodobanie” – twierdził prof. Tatarkiewicz w słynnym traktacie „O szczęściu”. Szczęściarze w istocie charakteryzują się cechami, których brakuje pechowcom. I na odwrót. Tak jakby ludzie ci żyli w dwóch różnych światach – zachowując się w zupełnie odmienny sposób, w efekcie kreują własne szczęście lub nieszczęście. Tatarkiewicz podzielił ich na dwie grupy. Cyklotymicy interesują się światem, życzliwie patrzą na ludzi, wdzięcznie przyjmują dary losu, łatwo przystosowują się do otoczenia, są towarzyscy, mili, dobroduszni, otwarci i naturalni. „Odczuwają rzeczy po prostu, a to, co odczuwają, objawiają na zewnątrz. Dostosowują się do warunków, nie upierają przy swoim, żyją bez fanatyzmu i napięcia” – pisał. Co innego schizotymicy. Ci są skryci i powściągliwi, choć przeczuleni. Ludzi traktują powierzchownie albo z dystansem. Najlepiej czują się w swoim towarzystwie, tłumią emocje i łatwo wpadają w kompleksy.
Przynależność do którejś z tych grup zdaje się decydować o predestynacji do szczęścia. Cechy takie jak otwartość, luz czy optymizm ułatwiają życie, podczas gdy autyzm, znerwicowanie i pesymizm je utrudniają. „Rzec by można, że sama idea trwałego i pogodnego szczęścia jest tworem cyklotymików; w umysłach schizotymików nigdy by nie powstała” – pisał Tatarkiewicz. „Szczęśliwi mają naprawdę inną osobowość od nieszczęśliwych: są mniej neurotyczni, bardziej ekstrawertywni, otwarci, ugodowi i sumienni. Problem w tym, że zarówno szczęście, jak i cechy osobowości są w znacznej mierze wrodzone” – pisze prof. Janusz Czapiński w „Osobowości szczęśliwego człowieka”. Czy w takim razie pech to wyrok? Niekoniecznie. „Szczęściu różnych ludzi stoją na drodze różne przeszkody i różne są sposoby, jakimi mogą je zwalczać. Jednym łatwiej będzie przemienić fizyczne, innym psychiczne warunki życia, jednym świat, innym siebie, jednym potrzebny będzie wysiłek, innym przeszkody usuną się same” – pisał Tatarkiewicz. Wiseman poszedł jeszcze dalej i stworzył gotową receptę na to, jak odmienić los. Udowodnił, że szczęściarzy i pechowców nie różnią zdolności parapsychiczne ani poziom inteligencji, lecz podstawowe cechy osobowości: ekstrawersja, neurotyzm i stopień otwartości. Cechy te przekładają się bezpośrednio na styl bycia i sposób zachowania, w którym Wiseman dopatrzył się reguł i opisał je w książce „Kod szczęścia”: „Szczęściarze, nie zdając sobie z tego sprawy, stosują cztery podstawowe prawa, które pozwalają im pełniej korzystać z łask losu. Jeśli zrozumiemy te prawa, zrozumiemy istotę szczęścia”. Oto one.
PRAWO PIERWSZE
„Szczęściarze tworzą, zauważają i wykorzystują przypadkowe okazje, a los częściej niż innym podsuwa im szanse do wykorzystania”. Sami zainteresowani twierdzą, że znaleźli się po prostu we właściwym miejscu i czasie. Wiseman – że znaleźli się we właściwym stanie umysłu. Szczęściarze to zwykle ekstrawertycy. Przystępni i towarzyscy, łatwo nawiązują przyjaźnie i podtrzymują kontakty. Częściej się uśmiechają, pokazują otwarte dłonie, nie krzyżują rąk i nóg, patrzą w oczy – ich język ciała przyciąga ludzi. A im więcej osób poznają, tym większa szansa, że natkną się na kogoś, kto pozytywnie odmieni ich życie. Wiseman podaje przykład. Załóżmy, że każdy z nas zna 300 osób, z którymi jest po imieniu. Gdy spotykamy znajomego, jesteśmy o krok od 300 jego znajomych. Jeśli akurat szukamy pracy, on może szepnąć o nas komuś, kto być może zna kogoś, kto będzie chciał nas zatrudnić. I nagle okazuje się, że jesteśmy o dwa uściski dłoni od 90 tys. osób (300 x 300) – ogromny potencjał przypadkowych okazji. Sieć szczęścia.
Pechowcy oczywiście nie doświadczają takich zbiegów okoliczności (bo nie są towarzyscy) albo spotykają ludzi, którzy destrukcyjnie wpływają na ich los (ich postawa prowokuje). Zazwyczaj są neurotykami. Spięci i zestresowani skupiają się na jednej sprawie (np. znalezieniu pracy lub partnera), przez to strumień ich uwagi jest zawężony. Nie dostrzegają więc potencjalnych okazji. Inaczej szczęściarze – spokojni i rozluźnieni zauważają okazje, które pozytywnie wpływają na ich życie. „Nauczyłem się, że gdybym miał sztywne wymagania, nie miałbym tyle szczęścia. Ale ponieważ podchodzę do życia na luzie i zdaję się na los, wszystko idzie mi lepiej” – mówi John, uczestnik badań. Szczęśliwi ludzie uwielbiają niespodzianki, zmiany i nowości. Chętnie eksperymentują, są niekonwencjonalni i otwarci. Tak zwiększają swoje szanse na spotkanie ciekawych ludzi i okazji. W przeciwieństwie do nich pechowcy chodzą utartymi ścieżkami – wakacje spędzają w tym samym miejscu, do pracy jeżdżą tą samą drogą, zadają się z tymi samymi ludźmi. Ograniczają w ten sposób możliwości odmiany losu. Chodząc codziennie w to samo miejsce po grzyby, szybko je wyzbieramy. Ale wystarczy wybrać się do innej części lasu, żeby wrócić z pełnym koszem.
PRAWO DRUGIE
„Szczęściarze podejmują trafne decyzje, słuchając swojej intuicji i przeczuć. Decyzje pechowców zwykle kończą się porażką”. Wiadomo, że osoby pewnego typu zachowują się w określony sposób. Nasza podświadomość potrafi wyłapywać takie wzory i w stosownych momentach – gdy sytuacja lub osoba wydaje się niepewna – uruchamia alarm pod postacią złych przeczuć. Szczęściarze częściej niż pechowcy ufają intuicji przy podejmowaniu decyzji prywatnych i zawodowych. Zazwyczaj dobrze na tym wychodzą. Pechowcy – przeciwnie. Wierzą w to, w co chcą wierzyć, zaprzeczają faktom. Ufają nierzetelnym ludziom, kupują akcje przed krachem i obstawiają konie, które się przewracają. Nie ufają swojej intuicji, a jeśli już zapali im się czerwona lampka, to ją bagatelizują. Potem żałują. Intuicję można wzmacniać i rozwijać, zwiększając udział szczęścia w życiu. I szczęściarze to robią. 40% z nich medytuje, kontempluje albo inaczej oczyszcza umysł. Podobnie czyni tylko 18%–30% pechowców.
PRAWO TRZECIE
„Marzenia i ambicje szczęściarzy często się spełniają, podczas gdy pechowcy rzadko osiągają w życiu to, czego pragną”. Przyczyną są ich inne oczekiwania. Szczęściarze to urodzeni optymiści – wierzą, że przyszłość będzie wspaniała, a los przychylny, więc wytrwale dążą do celu. Bagatelizują niepowodzenia i uczą się na błędach – sądzą, że wyjdą im na dobre. Niepowodzenia pechowców zwykle prowadzą do klęsk. Jako pesymiści zakładają, że wszystko pójdzie źle, i wciąż czekają na przepisową „dawkę pecha”. „Jeśli zaczyna mi się układać, wydaje mi się, że zaraz przyjdzie ktoś w wielkich buciorach, rozdepcze mnie i powie: o nie, ona się za dobrze bawi – i znów będzie po staremu” – mówi jedna z podopiecznych Wisemana. „Gdybym wygrała pieniądze na loterii, spodziewałabym się, że ktoś mi je zabierze, albo że wcale nic nie wygrałam, albo coś w tym stylu” – dodaje inna. Już Epikur mówił, że ludzie nie są szczęśliwi, bo sobie wyobrażają, że szczęśliwi być nie mogą.
Zakładając, że przyszłość będzie nieudana, pechowcy szybko się poddają, zamykając sobie drogę do realizacji marzeń. Nie chodzą na randki, więc nie znajdują partnerów. Nie grają na loteriach, więc nic nie wygrywają. Nie podchodzą do egzaminów, więc ich nie zdają. Nie szukają pracy, więc jej nie znajdują. Ich nastawienie wpływa na reakcje innych. Myślenie przekształca się w rzeczywistość. Czarne myśli są nie tylko pechotwórcze, ale i szkodliwe – można się od nich rozchorować. Wywołują stres, a to wzmaga podatność na wypadki i choroby. Przykładem jest historia Susan. Jako dziecko rozbiła sobie czaszkę o kamień, zbierając stokrotki. Uwalniali ją strażnicy, gdy noga ugrzęzła jej między prętami kraty. Została uderzona w głowę tablicą, która spadła ze ściany budynku. Jej partner, jadąc na randkę, miał wypadek motocyklowy i połamał nogi. Następny wpadł na szybę i złamał nos. Kościół, w którym miała wziąć ślub, spłonął dwa dni przed uroczystością. Zdając egzamin na prawo jazdy, wjechała w mur i rozbiła samochód. Podczas 80- -kilometrowej podróży uczestniczyła w ośmiu wypadkach.
PRAWO CZWARTE
„Szczęściarze potrafią przekształcić swojego pecha w szczęście”. Podświadomie stosują techniki, które chronią ich przed złośliwościami losu. Wyobrażają sobie, że ich sprawy mogły potoczyć się gorzej i porównują się z ludźmi, którzy nie mieli tyle szczęścia, co oni. Starają się patrzeć perspektywicznie i zakładają, że z ich pecha wyniknie coś dobrego. Potknięcia traktują jak nauczki na przyszłość. Wierzą, że to nie jest fatum, lecz wyzwanie, któremu należy stawić czoła. Nie rozpamiętują swoich nieszczęść i niepowodzeń. Potrafią sobie „odpuścić” i żyć dalej. Zachowując dobry nastrój, zachowują dobre wspomnienia. Nie poddają się łatwo i podchodzą do problemu konstruktywnie. Jeśli trzeba, spojrzą na niego z innej perspektywy albo znajdują nowatorskie rozwiązanie. Zdobędą brązowy medal – są dumni, że stanęli na podium. W wypadku złamią rękę – cieszą się, że uszli z życiem itd. Przecież mogło być gorzej! Tymczasem pechowcy traktują niepowodzenia jak wyrok, przeznaczenie, którego nie da się zmienić. Nie podejmują więc walki albo szybko się poddają, zamykają się w swoim świecie, duszą emocje. „Co byś zrobił, gdybyś miał trzy nieudane randki z rzędu?” – zapytał Wiseman. „Próbowałbym aż do skutku” – odpowiedział szczęściarz. „Zostałbym księdzem” – stwierdził pechowiec. Ten sam problem, inne postrzeganie.