Mowa o sytuacji mającej miejsce w rezerwacie Boolcoomatta Station zlokalizowanym na południu Australii. Właśnie tam naukowcy zidentyfikowali istnienie sieci pokarmowej, która najwyraźniej upodobała sobie śmierć – a w zasadzie jej konsekwencje. Innymi słowy, martwa materia roślinna na tym obszarze odgrywa kluczową rolę w zasilaniu pustynnego ekosystemu. Potwierdza też istnienie niecodziennego sojuszu.
Czytaj też: Dodo powróci, ale czy to na pewno dobry pomysł? Już raz ten gatunek zabiliśmy
Publikacja wyjaśniająca, co dokładnie się wydarzyło, trafiła na łamy Ecosystems. Autorzy zauważają, że zazwyczaj najwięcej uwagi przykłada się do gwałtownego rozwoju sieci pokarmowych po tym, jak dochodzi do nasilonych opadów. Wtedy też zachodzi spektakularny wzrost i kwitnienie pustynnych roślin oraz wzrost populacji wielu gatunków zwierząt z niego korzystających. Z drugiej strony, okresy suche cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem.
Właśnie dlatego badacze postanowili to zmienić. W tym celu przeanalizowali obszary, na których pasły się duże zwierzęta roślinożerne, takie jak kangury, zestawiając zebrane dane z tymi, które obejmowały ogrodzone i wolne od roślinożerców tereny. Jak się okazało, roślinożercy mają ogromny wpływ na sieci, w których głównym źródłem pożywienia jest rozkładająca się roślinność – nie żywe rośliny. Taka materia jest bowiem źródłem pożywienia dla termitów i innych organizmów ją rozkładających. Te z kolei stanowią pożywienie dla małych kręgowców, co tworzy swego rodzaju efekt domina.
Sieć pokarmowa może być zaburzona przez nazbyt licznych roślinożerców
Stwierdziliśmy, że mniejsza ilość martwej biomasy spowodowana nadmiernym wypasem roślinożerców może prowadzić do zmniejszenia ilości termitów. Mniej termitów, głównych rozkładaczy w tych środowiskach, może ostatecznie spowodować zmniejszenie liczby jaszczurek i małych ssaków w ekosystemach jałowych, ponieważ wiele z tych małych kręgowców żywi się termitami. wyjaśniają autorzy
Wygląda więc na to, że kiedy roślinożerne organizmy zjadają zbyt wiele “zielonego”, to zaczyna brakować resztek przeznaczonych dla zwierząt takich jak termity. To z kolei utrudnia sytuację nie tylko ich, ale i wielu innych organizmów, które się nimi żywią. W tym momencie do akcji wkracza człowiek. A w zasadzie już dawno wkroczył. To właśnie ludzie wytępili bowiem dingo, czyli głównego drapieżnika polującego na kangury. Dodatkowo człowiek stworzył wodopoje (przeznaczone dla owiec), z których kangury chętnie korzystają, zwiększając liczebność swoich populacji.
Czytaj też: Jak wygląda najbrzydszy pies? W tym kraju właśnie wybrali pupila, który wywołał falę zachwytu
Im więcej kangurów, tym mniej roślinności i martwej materii roślinnej, czyli jeszcze mniej termitów, jaszczurek i wszystkiego, co się nimi żywi. Sytuacja byłaby bez wątpienia znacznie bardziej stabilna, gdyby na przestrzeni lat nasz własny gatunek nie doprowadził do destabilizacji ekosystemu, w którym obecnie kangury pełnią zbyt dominującą rolę.