23-metrowa latarnia morska znajdująca się na Eilean Mòr rozpoczęła swoją działalność 7 grudnia 1899 roku. Zaledwie rok później miały natomiast miejsce wydarzenia, które wspomina się do dziś. Na przestrzeni lat pojawiły się też liczne teorie poświęcone temu, co dokładnie mogło przydarzyć się nieszczęśnikom z wysp Flannana.
Czytaj też: Czy w Polsce są jeszcze opuszczone miasta? Oto 6 miejscowości, których nie ma na mapie
Feralne wydarzenia miały miejsce w nocy 15 grudnia 1900 roku, kiedy transatlantycki parowiec Archtor przepłynął w pobliżu Eilean Mòr. Załoga statku uznała, iż zgaszona latarnia stanowi oznakę kłopotów, a po kilku dniach informacja na ten temat dotarła do Northern Lighthouse Board. Wtedy też na miejsce wysłano załogę ratunkową, której przewodził kapitan Jim Harvie.
Statek wydał odgłos, a z jego pokładu wystrzelono też flarę. Nikt z latarni jednak nie odpowiedział. Było to o tyle zaskakujące, że na miejscu powinny przebywać co najmniej trzy osoby, a wyglądało na to, iż nie było tam nikogo. Po zejściu na brzeg i dotarciu do latarni zauważono, że jej drzwi są otwarte. Brakowało też dwóch z trzech płaszczy wiszących zazwyczaj przy wejściu. W kuchni wciąż leżało częściowo zjedzone pożywienie, choć brakowało innych dowodów, które wyjaśniałyby, co dokładnie się stało.
Zagadka Wysp Flannana dotyczy tajemniczego zniknięcia trzech osób, które powinny przebywać wewnątrz tamtejszej latarni
Istotną poszlakę mogły stanowić pozostałości silnego sztormu, który w ostatnim czasie nawiedził wyspę. W czasie poszukiwań sprawdzono niemal każdy metr kwadratowy lądu. Po zachodniej stronie udało się odnaleźć rozbitą skrzynię na wysokości 33 metrów nad poziomem morza. Przesunięty został też też kamień ważący ponad tonę. Kapitan Harvie wysłał więc telegram, w którym poinformował o zniknięciu załogi latarni. Uznano też, że tragedia miała miejsce około tygodnia przed przybyciem na miejsce ekipy ratunkowej.
I choć media oraz mieszkańcy chętnie wyjaśniali zniknięcie latarników udziałem nadprzyrodzonych sił, to bardziej prawdopodobne wydają się problemy będące konsekwencją silnego sztormu. Śledztwem w tej sprawie zajął się Robert Muirhead, który przedstawił hipotezę, w myśl której dwóch mężczyzn wyszło na zewnątrz, prawdopodobnie w celu zabezpieczenia sprzętu przechowywanego w pobliżu zachodniego lądowiska.
Czytaj też: Kobieta, która pokazała, że rządzić mogą nie tylko mężczyźni. Niebywała historia cesarzowej Ireny
Gdy nie wracali przez dłuższy czas, trzeci z latarników poszedł szukać reszty i również został porwany przez wzburzone morze. Alternatywne wyjaśnienie sugerowało natomiast zabójstwo pozostałej dwójki. Sam sprawca miał natomiast popełnić po wszystkim samobójstwo, choć taki scenariusz wydaje się znacznie mniej prawdopodobny.