Algis Kuliukas – zoolog, biolog i informatyk. Od 2003 r. pracuje nad doktoratem o ostrożnym tytule „Czy brodzenie mogło mieć wpływ na narodziny ludzkiej dwunożności”.
Marcin Jamkowski: Nasi przodkowie żyli w tropikalnym afrykańskim lesie. Któregoś dnia zeszli z drzew, wyprostowali się, wyszli na sawannę…
Algis Kuliukas: Taki błąd popełnia większość ekspertów zajmujących się ewolucją i antropologią. Założenie, że małpa schodzi z drzewa i prostuje się, żyjąc na sawannie, jest fałszywe.
M.J.: Dlaczego? Życie w pionie jest bezpieczniejsze – w pozycji wyprostowanej lepiej widać, co się dzieje na sawannie.
A.K.: Tak też argumentował sir David Attenborough, kiedy realizował dla BBC swój wielki serial „Życie na Ziemi”. Owszem – koczkodany, surykatki, świstaki do dzisiaj wstają na dwie łapy, by się rozejrzeć po sawannie czy prerii. Jednak żadne z tych zwierząt nie chodzi stale na dwóch łapach. Nie ma żadnego powodu, dla którego nasi przodkowie mieliby być jedynym gatunkiem, który zachowa się inaczej.
M.J.: Pan uważa, że zamiast na sawannę poszli sobie popływać?
A.K.: Nie tyle pływać – bo to bardzo skomplikowana czynność wymagająca wielkiego treningu i koordynacji – ale brodzić. W Afryce, gdzie bez wątpienia wyewoluowaliśmy, jest wiele miejsc, w których tropikalna puszcza schodzi do wody. Do rzek, jeziorek, strumieni śródleśnych albo nawet w pobliże oceanu. Tam polowaliśmy po zejściu z drzew. Brodząc w wodzie, zbieraliśmy małże, różne skorupiaki pozostawione przez odpływ, wodorosty, być może ryby.
M.J.: To ostatnie jest akurat zgodne z poglądami antropologów, którzy uważają, że tak wzbogacona dieta pozwoliła nam na szybszy rozwój mózgu.
A.K.: Możliwe. Ale mnie najbardziej ciekawi to, dlaczego małpie – zaprojektowanej przez ewolucję do chodzenia na czterech kończynach – nagle opłacało się wyprostować i unieść głowę. Przecież małpi kręgosłup ma wygięcie niczym most, doskonale podparty na czterech filarach kończyn, pod którym podwieszone są organy wewnętrzne w precyzyjnej siatce z mięśni. Wyprostowanie psuje ten układ straszliwie! Dlatego dziś większość ludzi po trzydziestce narzeka na bóle pleców. Musieliśmy tę zmianę pozycji wykonać po coś. Hipoteza, że jakiś etap naszej ewolucji przebiegał w wodzie, a dokładnie w strefach przybrzeżnych, tłumaczy to elegancko.
M.J.: W jaki sposób?
A.K.: Przy brodzeniu można chodzić na czterech nogach, ale tylko po płyciznach. Gdy woda jest nieco głębsza, wtedy warto, a nawet trzeba, wyprostować się i opierać o dno tylko dwiema nogami. Trzeba przecież utrzymać głowę nad powierzchnią, żeby oddychać. Tylko w takim ujęciu całe ewolucyjne zmiany naszej konstrukcji nabierają sensu.
M.J.: Powszechnie przyjęte wytłumaczenie jest inne. Na sawannach było mięso, nasi przodkowie nosili je do swoich legowisk w przednich łapach. Coraz lepiej radzili sobie z chodzeniem na tylnych, aż w końcu powstały ręce, służące do trzymania np. narzędzi. Dziś tylko małe dzieci chodzą na czworaka, ale kiedy tylko mogą, wstają i biorą do rąk zabawkę.
A.K.: To nie tłumaczy, jak doszło do tego, że człowiek jest jedynym żyjącym ssakiem stale dwunożnym. Jedynym rozsądnym dla mnie rozwiązaniem jest tzw. hipoteza wodna, zwana też hipotezą małpy wodnej. Spopularyzowała ją na początku lat 70. XX wieku Elaine Morgan, autorka licznych książek popularnonaukowych, zafascynowana pracami sir Alistera Hardy’ego – biologa morskiego, który jako jeden z pierwszych zauważył, że skóra człowieka z podściółką tłuszczową wykazuje cechy budowy typowe dla zwierząt, które mają przodków wśród mieszkańców mórz.
M.J.: Choć wymyślił to w latach 30. XX w., swoje spostrzeżenia trzymał w tajemnicy przez prawie 30 lat. A ogłosił je półgębkiem, na spotkaniu klubu płetwonurków.
A.K.: Bał się reakcji ze strony naukowego establishmentu, przyzwyczajonego bardzo mocno do hipotezy sawannowej. I słusznie – najpierw spotkał się z ignorancją, potem – z miażdżącą krytyką.
M.J.: Podstawowy zarzut – zwolennicy hipotezy wodnej nie maja żadnych skamieniałości, które ja potwierdzają.
A.K.: A może jest dokładnie na odwrót i to nasi krytycy nie mają dowodów? Proszę sobie wyobrazić tego hominida żyjącego na sawannie. Gdy umiera, jego ciało natychmiast zauważą padlinożercy i nie zostanie z niego nic. Dużo łatwiej jest przejść do historii jako skamieniałość tej małpie, która znajduje się nad wodą. Zwłoki zagrzebane w błocie czy mule mają nieskończenie większą szansę na przetrwanie. Może więc to, co dziś uważa się za skamieniałości małp sawannowych, to w rzeczywistości szczątki małp wodnych?
M.J.: Oberwało się już panu za tę hipotezę?
A.K.: Wielokrotnie! Nowe poglądy nigdy nie przedzierają się łatwo do naukowego mainstreamu.
M.J.: To samo mówią wszyscy szarlatani…
A.K.: Dla mnie hipoteza Hardy’ego rozwinięta przez Morgan jest genialna. To naukowa herezja, ale na szczęście w XXI w. za coś takiego nie trafia się już na stos. Coraz więcej naukowców jest zainteresowanych hipotezą wodną i prędzej czy później będzie ona zaakceptowana. Sama Elaine Morgan dostała z rąk brytyjskiej królowej Order Imperium.
M.J.: Morgan jest jednak scenarzystką, a nie ewolucjonistką. Brak wielkich naukowych autorytetów, które poparłyby te hipotezę.
A.K.: Nikt nie chce odszczepieńca wyhodować na swojej piersi! Ja sam też pracowałem jako informatyk i nauczyciel, nie mogąc badać otwarcie tego, co jest moją pasją.
M.J.: Co jeszcze ma wyjaśniać hipoteza wodna?
A.K.: Brak owłosienia. Nasi najbliżsi krewni – szympans, goryl i orangutan – mają długie, gęste futro pokrywające całe ciało, podobnie jak wszystkie małpy i znakomita większość innych ssaków żyjących na afrykańskich sawannach. A my nie – dlaczego? Na sawannie futro jest potrzebne, bo to świetna izolacja przed upałem dnia i chłodem nocy. Tymczasem w wodzie futro było zbędne. Mamy zamiast niego trochę izolującego tłuszczu, charakterystycznego dla ssaków wodnych – fok, delfinów, hipopotamów – ale nieobecnego u szympansów. Jedyne środowisko, w którym nagość jest zaletą, to środowisko wodne. Widocznie tylko nasi przodkowie przeszli przez etap rozwoju w wodzie.
M.J.: Skąd ta wyjątkowość?
A.K.: Widocznie istniała jakaś bariera geograficzna, np. góry. Wielkie małpy z Afrykańskiej Doliny Ryftowej weszły do wody, ale te, które zostały po drugiej stronie gór – już nie.
M.J.: Te małpy tak same weszły do wody? Czy może woda weszła do ich świata?
A.K.: Jest na taki scenariusz sporo dowodów geologicznych. Zalewanie siedlisk małp znajdujących się w dolinie niezaprzeczalnie miało miejsce. Związane to było z wędrówką kontynentów, zwłaszcza płyt tektonicznych dzisiejszej Arabii i fragmentów Afryki – tam, gdzie leżą Somalia i Etiopia.
M.J.: To jedno z najgorętszych miejsc świata…
A.K.: …i w takim miejscu ewoluuje małpa, która ma problemy z chłodzeniem! Pocenie się jest przecież szalenie nieefektywne. Tracimy nie tylko mnóstwo wody, ale i soli mineralnych. Na dodatek w porównaniu z innymi zwierzętami potrafimy bardzo niewiele wypić za jednym razem, by te straty uzupełnić. To jasno pokazuje, że musieliśmy ewoluować nad wodą.
M.J.: Czyli chodząc sobie po plaży, człowiek podbił cały świat?
A.K.: I to w dosłownym znaczeniu tego słowa. Kiedy dawny świat porośnięty był puszczami i niebezpiecznymi sawannami rojącymi się od drapieżników, bezpieczne „autostrady” istniały wzdłuż morskich wybrzeży. Tymi płaskimi, utwardzonymi przez morze, łatwymi do pokonania obszarami – dostarczającymi w dodatku naszym przodkom obfitości zdrowego pożywienia – odbywał się ruch i kolonizacja nowych lądów. Właśnie dzięki temu, że była fizycznie blisko wody, goła, wyprostowana małpa podbiła świat.