Ale jest wyjątek. Jeden rodzaj miłości od pierwszego wejrzenia w który wierzę. To miłość do siebie.
Miłość
Widzieliście kiedyś dziecko, które przegląda się nagie w lustrze? Ono kocha siebie miłością prawdziwą. Nie rodzi się z kompleksami, chęcią bycia kimś więcej lub mniej sobą. Kocha się miłością bezgraniczną.
Każdy z nas kochał się kiedyś taką miłością. Ty także. Patrzyliśmy na siebie w zachwycie, dotykaliśmy swojego ciała i akceptowaliśmy swoje cechy oraz wygląd. Tak po prostu. Bez porównań i bez zbędnych kompleksów. Potem tylko gdzieś w drodze dojrzewania, w zakamarkach uwag i ocen, odbiciach wzorców kulturowych, zdjęć z okładek gazet oraz krytycznym wychowaniu zerwaliśmy ten związek. Oczywiście nie wszyscy, ale duża cześć z nas tak. Po prostu zerwaliśmy ze sobą.
Oczywiście z psychologicznego punktu widzenia taki rodzaj buntu, wobec siebie i innych jest rzeczą normalną. Jak w to w związku. Przechodzimy przez kryzysy, które mogą sprawić, że zbudujemy relację na wyższym poziomie lub… nie będziemy chcieli się widzieć na oczy. Różnica polega tylko na tym, że sami nie uciekniemy przed sobą. Nie możemy przestać odbierać od siebie telefonu, wyprowadzić się do innego miasta lub złożyć wniosek do sądu o zakaz zbliżania. Jesteśmy ze sobą 24h/dobę. Non stop.
Pokora
Krytyczny czytelnik tego felietonu może zdać pytania: „Namawiasz nas do narcystycznego podejścia?”, „Do braku pokory?”, „Do obrośnięta w piórka?”. Już odpowiadam. Nie. Po pierwsze nie namawiam Cię do niczego. Zachęcam. Po drugie nie do narcyzmu i próżności, bo jak w związku partnerskim nie chodzi o to, by tylko się chwalić samemu i nawzajem oraz klepać po plecach. Chodzi o to by zapraszać się do otwartości, także tej niewygodnej, a w trudnych chwilach trzymać się pod ramię. Pokora nie wyklucza miłości do siebie. Powiem nawet więcej. Wg mnie im więcej pokory tym więcej miłości. Bo zamiast w wyniku strachu bronić się przed tym, by na siłę utrzymać swój obraz, odważnie pochylamy się na nad swoją czy czyjąś krytyką i refleksją. Nie traktujemy jej jednak jako przytyk, cios czy uwagę, że nie jesteśmy tacy, jacy być powinniśmy. Traktujemy ją jako szansę do doskonalenia. Miłość przecież nie wyklucza dialogu i otwartości na krytykę.
Czy Ty kochasz się miłością bezgraniczną?
Śmiem twierdzić, że miłość do siebie to jedna z najważniejszych miłości i na dodatek pierwsza prawdziwa. Jest taki cytat Simona Sineka, o tym, że „Miłość jest wtedy, kiedy odsłaniasz wszystkie swoje słabości oraz braki i ufasz, że ta osoba ich nie wykorzysta przeciwko Tobie”. Miłość do siebie warunkuje więc też to, jak kochasz innych.
Bo jak tu pokazać siebie w relacji z drugim człowiekiem, kiedy się wstydzimy? Kiedy boimy się oceny? Swojej, czyjejś. Czy tak naprawdę dajemy się pokochać w całości? Prawdziwie. Czy ukrywamy jakąś cześć siebie, nie dając miłości nastąpić w pełni? No i jak pokochać kogoś, skoro nie kocha się siebie? Jak nalać z naczynia, które jest puste?
Randka
Chodzimy na randki, zabieramy spontanicznie naszych ukochanych i ukochane na spacer, kupujemy im prezenty, patrzymy sobie w oczy, wspieramy ich, tulimy do snu, trzymamy za rękę.
Zabierzmy dzisiaj na spacer siebie. Popatrzmy sobie w oczy w lustrze i powiedzmy – „Kocham Cię”. Utulmy się do snu. Poprośmy siebie o wsparcie i wspierajmy się. Pogłaskajmy się po głowie. Powiedzmy do siebie czule. Kochajmy siebie i bądźmy dla siebie czułymi parterami. Wróćmy do siebie i zacznijmy ze sobą chodzić.