Kiedyś w przypływie gorszego nastroju zrobiłam ćwiczenie zalecane przez psychologię pozytywną i stworzyłam listę dziesięciu najistotniejszych dla mnie emocji, które chciałabym czuć każdego dnia. Znalazły się na niej: optymizm, satysfakcja, pewność siebie, wdzięczność, spokój, entuzjazm, radość, serdeczność, zadowolenie oraz zachwyt. Kolejnym krokiem w tym ćwiczeniu było wypisanie jak największej liczby działań, które sprawiają, że takie emocje będę odczuwać. I to się okazało potężnym wyzwaniem. Potrafiłam znaleźć takie zachowania, dzięki którym mogę odczuwać pierwsze dziewięć uczuć z mojej listy, ale jak na co dzień odczuwać zachwyt?
Gdy byliśmy dziećmi, było to stosunkowo łatwe. Wszystko było nowe, fascynujące, ciekawe. Podobnie gdy wchodziliśmy w dorosłość – nagle otwierało się przed nami tyle drzwi! Ale gdy już się człowiek trochę ustatkował, ugruntował w swoich rolach, jak tu odczuwać na co dzień tę fascynację i zadziwienie rzeczywistością? Gdy mijamy codziennie te same ulice, tych samych ludzi, siedzimy w tym samym biurze i robimy mniej więcej te same rzeczy, jak poczuć to porażenie pięknem i doskonałością świata?
Krok 1: przypomnij sobie, co to jest
Definicja zachwytu może być dla każdego inna. Dla mnie jest to uczucie zachłyśnięcia się pięknem i doskonałością świata, doświadczanie soczystości i wyjątkowości życia, bogactwa kolorów, kształtów, zapachów, dźwięków, smaków. Zachwyt wiąże się w moim odczuciu z fascynacją, zaciekawieniem, uważną obserwacją. To uczucie intensywne, napełniające głębokim szczęściem, błogością i spokojem – jednocześnie kojące i uskrzydlające. Gdy go doświadczamy, w ciele pojawia się energia, w umyśle – inspiracja.
Przypomnij sobie swoją pierwszą wyprawę w góry i moment, gdy ukazał się widok ze szczytu. Albo lot samolotem, gdy udało ci się zająć miejsce przy oknie i nagle spośród chmur wyłonił się wyraźny obraz Ziemi z lotu ptaka… Zachwyt jest podobny do stanu przepływu (tzw. flow) – czas zwalnia, odrywamy się od lęków, problemów, jesteśmy w pełni zanurzeni w „tu i teraz”. Ale aby doświadczać zachwytu, nic nie trzeba robić (nie jest wywołany zaangażowaniem się w działanie jak stan flow). Wystarczy uważność i zrelaksowane bycie.
To warunek zarazem trudny i łatwy do spełnienia. Z jednej strony oznacza, że nawet jeśli będziemy obserwować codziennie zachody słońca, jeździć często w góry i w egzotyczne podróże oraz dbać, by mieć zawsze miejsce przy oknie, ale jednocześnie będziemy ciągle pochłonięci analizowaniem przeszłości i planowaniem przyszłości, to prawdziwy zachwyt się nie pojawi. Z drugiej strony – zachwycanie się to umiejętność tak naturalna jak oddychanie czy bieganie. Tylko że jeśli straciliśmy z nią kontakt, jest jak nieużywany mięsień, który ponownie należy wyćwiczyć. Nie musimy więc uczyć się uważności i zrelaksowanego bycia ani umiejętności zachwycania się światem od nowa – musimy je sobie tylko przypomnieć i ponownie wyćwiczyć.
Krok 2: włącz ciekawość
Uważne zrelaksowane bycie jest podstawą tego, by odczuwać zachwyt, ale ogromnie ważnych jest także kilka innych elementów. Jednym z nich jest ciekawość. To ona sprawia, że potrafimy przezwyciężyć rutynę i automatyzm, że umiemy z szeroko otwartymi oczami (i otwartym sercem) chłonąć świat oraz niczym czujny tropiciel dostrzegać takie elementy rzeczywistości, które nas wprawiają w zachwyt.
Dr Bartłomiej Dobroczyński powiedział kiedyś w wywiadzie: „Nowe życie nie zaczyna się od zmiany otoczenia, tylko od zmiany perspektywy. Musisz nauczyć się obcować przede wszystkim z tym, co znasz. Bo za twoje znudzenie nie odpowiada rzeczywistość, tylko to, że jej się uważnie nie przyjrzałeś! Wrota twojej percepcji są przymknięte. Masz zaparowane okulary pomazane błotem. I mówisz »wszystko, co widzę, jest takie samo«. A może po prostu wyczyść sobie okulary!”. Innymi słowy – jeśli rzeczywistość nas nudzi, to nie znaczy, że to z nią jest coś nie tak – to znaczy, że zgubiliśmy nasze zaciekawienie światem. Że przestaliśmy dostrzegać fascynujące szczegóły rzeczywistości i uodporniliśmy się na piękno, bogactwo i różnorodność świata. Jak włączyć ciekawość? Wydaje mi się, że najlepiej zadziałać na dwa sposoby: po pierwsze – zmień nastawienie, a po drugie – wyostrz obiektyw.
Nasze nastawienie (wewnętrzne przekonanie, że rzeczywistość jest/powinna być jakaś) mocno wpływa na to, co się spodziewamy zobaczyć i jakich emocji doświadczyć (i potem na to, czego realnie doświadczamy). Działa tu zasada: „Jestem taki/a, jaki widzę świat”. Opisał ją w książce „100 sposobów motywowania siebie” Steve Chandler: kiedy czujesz się szczęśliwa/y, widzisz także uszczęśliwienie w innych ludziach. Kiedy masz w sobie wewnętrzne zrozumienie i akceptację, spotykasz się z tym samym ze strony innych. Kiedy jednak jesteś zirytowana/y, w oczach ludzi też zapewne dostrzeżesz rozdrażnienie. To samo dotyczy nudy. Jeśli uważasz, że rzeczywistość dookoła jest nudna, to tak naprawdę wyrażasz swój wewnętrzny brak ciekawości. Nasz nastrój, samopoczucie oraz emocje, które odczuwamy, zależą w dużym stopniu od wyboru tego, co postanawiamy postrzegać w otoczeniu. Jak podsumowuje Steve Chandler: „W każdych okolicznościach możemy poszukiwać złota i dostrzec je albo też wszędzie doszukiwać się brudu. A to, czego szukamy, zawsze w końcu znajdujemy”.
Co ważne, nastawienie nie jest wrodzone – jest wyborem, którego mniej lub bardziej świadomie dokonujemy, naszą interpretacją rzeczywistości, nawykiem w sposobie myślenia i postrzegania, który można zmienić. Jeśli więc chcesz znaleźć zachwyt, najpierw zmień nastawienie – przyjmij założenie, że tak naprawdę nic nie wiesz o rzeczywistości, że każdego dnia poznajesz ją na nowo. Nie zakładaj, że świat ma być jakiś. Nie zakładaj, że wiesz, co jest ładne, a co brzydkie, co jest ciekawe, a co nudne, co dobre, a co niedobre. Nie próbuj też określać, jaka rzeczywistość powinna być. Zamiast tego uważnie obserwuj świat taki, jaki jest, i zadawaj sobie pytania: Co mnie w tym ciekawi? Czego jeszcze nie wiem i nie znam? Czego ciekawego doświadczam?
Wszystko może być ciekawe – także to, od czego na co dzień próbujemy uciec i co na pierwszy rzut oka nie jest niczym fajnym. Ciekawe mogą być trudne uczucia (Co mówi o mnie ta irytacja, którą odczuwam? Ciekawe, dlaczego ta sytuacja tak mnie smuci?), nielubiane zjawiska atmosferyczne (Ileż furii ma w sobie ten wiatr! Co za siła i energia!). Ciekawe mogą być miejsca, które – wydaje się – znamy jak własną kieszeń (O, nie było tu wcześniej tej kawiarni! Nigdy nie szłam tą uliczką – ciekawe co tam jest?). Ciekawi mogą być też ludzie, których zakwalifikowaliśmy do grona nudziarzy – jeśli tylko zaczniemy na nich patrzeć i ich słuchać z ciekawością.
Krok 3: odblokuj ciało, obudź zmysły
Dostaliśmy od natury niebywały skarb w postaci zmysłów. To dzięki nim możemy dostrzegać kolory i kształty, słyszeć dźwięki, odczuwać zapachy i smaki, czuć ciepło, dotyk, miękkość i całą gamę innych doznań. I choć natura wyposażyła nas tak bogato, to jednak my, w codziennym pośpiechu i myśleniu o tysiącach ważnych spraw, korzystamy z naszych zmysłów w stopniu minimalnym, ukierunkowanym bardziej na przetrwanie niż przyjemność. Zmysły stopniowo usypiają – zmniejsza się ich wrażliwość i skala odczuwania. A prawdziwie głęboki zachwyt to uczucie, które powstaje tylko wtedy, gdy zmysły są wyostrzone i aktywne, a ciało zrelaksowane i uważne.
Co zrobić, by obudzić zmysły? Mnóstwo technik podsuwają treningi uważności, takie jak mindfulness i warsztaty tantry (kojarzonej często tylko ze sferą seksualną – tymczasem tantra zajmuje się przede wszystkim odblokowaniem przepływu energii w ciele i kontaktu z własnymi zmysłami).
W ramach treningu pomagającego odczuwać głęboki zachwyt proponuję następujące ćwiczenie: zapewnij sobie czas i przyjazną, spokojną przestrzeń. Przygotuj na talerzu niewielki aromatyczny owoc, gotowy do zjedzenia – np. kawałek mandarynki, truskawkę, rodzynkę, suszoną morelę itp. Popatrz na niego z bliska tak, jakbyś widział/a go pierwszy raz w życiu. Przez mniej więcej dwie minuty oglądaj go z różnych perspektyw, dostrzeż każde zagłębienie, rozłożenie koloru, budowę skórki, kształt. Potem przez dwie minuty spróbuj poczuć mocno zapach. Przez kolejne dwie minuty delikatnie trzymaj owoc w palcach lub na dłoni i skup się na zmyśle dotyku – poczuj temperaturę, poziom miękkości, fakturę skórki, sok spływający na dłoń. Następnie trzymaj owoc w ustach nie robiąc nic – pozwól, by po prostu leżał na języku, uruchom kubki smakowe, obserwuj z ciekawością, co się dzieje z owocem. Dopiero po dwóch minutach możesz wreszcie zjeść owoc. Zajmie ci to 7 minut i 55 sekund więcej niż zazwyczaj! Na koniec ćwiczenia zamknij oczy i przez dwie minuty tylko słuchaj – tego, co się dzieje na zewnątrz, ale też tego, co się dzieje wewnątrz ciebie: co mówi twój wewnętrzny głos, jakie emocje odczuwasz, co mówi twoje ciało?
Nawet jeśli to ćwiczenie wyda ci się głupie i dziwne, zachęcam, by je choć raz wykonać – bez oceniania go z góry. Potraktuj to jako eksperyment. Dla mnie kiedyś to ćwiczenie było fascynującą podróżą w krainę zmysłów i od tego czasu staram się regularnie je powtarzać na co dzień, np. smakując cynamonowe ciastko lub pijąc aromatyczną herbatę.
Krok 4: pozwól sobie na wrażliwość
Gdy już uda ci się włączyć ciekawość i obudzić zmysły, pozostaje jeszcze jeden, niezwykle ważny element. Uwolnienie emocji z okowów oceniającego umysłu, który pilnuje, byśmy za bardzo się nie wygłupili przy innych ludziach. Byśmy zanadto nie pokazywali swojej wrażliwości, nie wyszli na głupka, zachwycając się czymś zwyczajnym, byśmy nie zapominali o problemach i trudnościach. Nasz wewnętrzny rodzic, mieszkający w umyśle, chce, byśmy byli dorośli i poważni oraz byśmy poprzez swoje zachowanie za wszelką cenę dbali o akceptację i szacunek innych osób.
A czego chce nasze prawdziwe ja? Wewnętrzne, radosne dziecko? Chce czuć intensywnie i w pełni, pragnie doświadczać zachwytu i radości. I nie dbać o to, co powiedzą inni. Nie przejmować się tym, co mówią konwenanse, co wypada, a co nie. Dlatego ostatnim elementem treningu jest pozwolenie sobie na posłuchanie tego wewnętrznego głosu, który płynie z serca. To danie sobie prawa do wrażliwości na piękno, do odczuwania i okazywania wzruszenia, do doświadczania wszystkich emocji, które się w nas pojawiają – także tych trudnych i mniej przyjemnych lub tych, które nas zawstydzają. Jeśli boimy się emocji i raczej staramy się je przeżywać płytko, nie odczuwać, nie pozwalać na to, by ich było zbyt wiele (szczególnie tych mało przyjemnych – np. smutku, złości), to zabieramy sobie możliwość poczucia w pełni emocji pozytywnych i przyjemnych, takich jak np. zachwyt.
Zen coaching zachęca, by każdej emocji dać przestrzeń i akceptację. Każda niesie jakąś ważną informację. Gdy pozwolimy jej chwilę być – bez walki, bez próby jej „przegonienia”, sama odejdzie, gdy spełni swoją misję. Na jej miejsce może wtedy wejść nowa, np. zadowolenie. Gdy z nim trochę pobędziemy, skoncentrujemy się na nim, może przeobrazić się i urosnąć. Rozwinąć skrzydła – powiększyć się i rozprzestrzenić. A gdy tak wzmocnione uczucie zadowolenia trafi na ciekawy i piękny fragment rzeczywistości, przeistoczy się w to, czego szukaliśmy – zachwyt.