Najnowsza sonda kosmiczna zmierzająca do Merkurego została wystrzelona w październiku 2018 roku. Od tego czasu minęło już ponad pięć lat, a mimo tego sonda wciąż jeszcze… leci do Merkurego. Owszem, BepiColombo już trzykrotnie przeleciał w pobliżu celu swojej misji, jednak za każdym razem prędkość była za duża, aby sonda mogła wejść na orbitę wokół planety. Zgodnie z planem ostatecznie uda jej się tego dokonać dopiero pod koniec 2025 roku, czyli ponad siedem lat od startu z powierzchni Ziemi.
Na początku swojej misji, w 2020 i 2021 roku, aby skierować się w stronę Merkurego, sonda musiała wykonać dwa bliskie przeloty w pobliżu Wenus, oddając tej planecie część swojej energii. Podczas każdego z tych przelotów inżynierowie włączali instrumenty naukowe sondy w nadziei na to, że zarejestruje ona jakieś nowe, ciekawe informacje o drugiej planecie od Słońca. Jak się teraz okazuje, tak też się stało.
Czytaj także: Sonda BepiColombo dostarczyła pierwsze zdjęcia Merkurego. Czekaliśmy na to trzy lata
10 sierpnia 2021 roku sonda BepiColombo przeleciała w niewielkiej odległości od powierzchni Wenus. Przelatując przez tzw. magnetoosłonę planety, instrumenty znajdujące się na pokładzie sondy były w stanie zarejestrować tlen i węgiel uciekający z atmosfery drugiej planety od Słońca. Naukowcy przyznają, że jest to dla nich zupełnie nowe odkrycie. Nigdy wcześniej żadna sonda nie zarejestrowała uciekających z atmosfery Wenus ciężkich i zazwyczaj powolnych jonów węgla. Badacze podejrzewają, że za ich przyspieszanie odpowiada elektrostatyczny wiatr słoneczny.
Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że w przeciwieństwie do Ziemi, Wenus nie ma własnego generowanego w swoim wnętrzu pola magnetycznego. Nie zmienia to jednak faktu, że interakcje wiatru słonecznego z jonami w górnych warstwach atmosfery Wenus powodują powstanie swoistej magnetosfery otoczonej magnetoosłoną, w której wiatr słoneczny ulega spowolnieniu i rozgrzaniu.
To właśnie w ogonie tejże magnetosfery Wenus, którego nie badała żadna inna sonda kosmiczna, sonda BepiColombo była w stanie odkryć jony tlenu i węgla uciekające z piekielnej planety.
Czytaj także: Myśleli, że obserwują pioruny w atmosferze Wenus. Teraz okazuje się, że było to zupełnie coś innego
Wbrew pozorom są to niezwykle cenne dane obserwacyjne, bowiem wpływają one na nasze rozumienie ewolucji atmosfery Wenus, która przecież pod wieloma względami jest prawdziwą bliźniaczką Ziemi. Odkrycie to zatem wniesie nową jakość w poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o przyczynę utratę wody z powierzchni Wenus.
O ile w odległej przeszłości klimat panujący na Wenus mógł przypominać klimat Ziemi, to teraz panują tam warunki skrajnie nieprzyjazne jakiemukolwiek życiu. Temperatura na powierzchni planety wynosi stale około 460 stopni Celsjusza, zarówno w dzień, jak i w nocy. Ciśnienie atmosferyczne na powierzchni planety jest natomiast 92 razy większe od ciśnienia na powierzchni Ziemi. Jakby tego było mało, w gęstej atmosferze zbudowanej w dużej mierze z dwutlenku węgla znajduje się warstwa chmur zbudowanych z dwutlenku siarki, z których powstają opady kwasu siarkowego. To właśnie zresztą te chmury uniemożliwiają przyglądanie się powierzchni planety z orbity.
Nie zmienia to faktu, że już w ciągu najbliższych kilku lat w kierunku Wenus poleci prawdziwa armada misji kosmicznych realizowanych przez kilka agencji kosmicznych, jak i firmy komercyjne. Możemy zatem założyć, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat nasza wiedza o bliźniaczce Ziemi znacząco się poszerzy.