Spokój na Islandii się skończył. To może być dopiero początek aktywności wulkanicznej

Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu miesięcy mieszkańcy Islandii musieli się zmierzyć z czymś, do czego nie są przyzwyczajeni. Owszem, wulkany na Islandii od czasu do czasu się odzywają, a nawet dochodzi do erupcji. Nikt jednak nie pamięta, żeby tych erupcji było tak dużo, w tak krótkim czasie, jak teraz. Naukowcy wskazują, że to jeszcze nie koniec.
Spokój na Islandii się skończył. To może być dopiero początek aktywności wulkanicznej

Jakby nie patrzeć czym innym była silna erupcja wulkanu Eyjafjallajokul, która nieco ponad dekadę temu uziemiła na dłuższy czas ruch lotniczy nad dużym obszarem Europy, a czym innym są ostatnie, łagodniejsze, ale znacznie dłużej trwające erupcje wulkanów na półwyspie Reykjanes, który jest jednocześnie najgęściej zaludnionym obszarem całej wyspy.

Naukowcy monitorujący aktywność wulkaniczną na terenie Islandii przeprowadzili ostatnio szeroko zakrojone badania geochemiczne połączoną z analizą danych zebranych podczas wstrząsów i wypływów magmy spod powierzchni Ziemi. Badania te wskazują, że wszystkie erupcje, do których doszło od 2021 roku zasilane są magmą pochodzącą z tego samego źródła. To z kolei oznacza, że okres wzmożonej aktywności nie tyle się już kończy, co wciąż może się dopiero rozpoczynać.

Czytaj także: Wulkan na Islandii wyrzucił w powietrze ścianę lawy. Epickie nagranie

Wyniki analizy wskazują na to, że tego typu erupcje i wypływy lawy, jakie mieszkańcy półwyspu Reykjanes obserwowali na przestrzeni ostatnich kilku lat mogą powtarzać się także w kolejnych latach, a nawet dekadach, utrzymując mieszkańców tego regionu, ale także kluczową dla kraju infrastrukturę w stanie podwyższonego zagrożenia.

Jak wskazują media, na samym półwyspie Reykjanes mieszka na stałe ponad 70 proc. mieszkańców całej Islandii. Dotychczas jednak nie musieli się oni mierzyć z takim zagrożeniem ze strony wulkanów. Obszar ten pozostawał nieaktywny już od ponad 800 lat. Sytuacja jednak zmieniła się w 2021 roku, kiedy to doszło do pierwszej erupcji. W ciągu nieco ponad dwóch lat liczba erupcji wzrosła jednak już do ośmiu. Co więcej, nie są to tylko erupcje, które można względnie bezpieczenie podziwiać z bezpiecznej odległości. Do wypływów magmy dochodzi bowiem także na terenach zabudowanych, co z kolei wymusza co chwilę ewakuację bezpośrednio zagrożonych obszarów. Sytuacja jest zatem poważna.

Czytaj także: Na Islandii powstał nowy wulkan. Pęknięcie w ziemi długie na trzy kilometry

Spojrzenie na problem aktywności wulkanicznej na Islandii z szerszej perspektywy także nie napawa optymizmem. Jakby nie patrzeć, cała Islandia jest wyspą wulkaniczną, która znajduje się na Grzbiecie Śródatlantyckim, który ciągnie się od Islandii aż po Antarktydę i jest miejscem styku dwóch płyt tektonicznych stopniowo się od siebie oddalających. Wraz z oddalaniem się od siebie, powstaje szczelina, którą magma z górnej części płaszcza Ziemi osiąga powierzchnię planety, tworząc nową skorupę ziemską.

Badania geologiczne wykazały, że kiedy już dochodziło do aktywności wulkanicznej na półwyspie Reykjanes, to utrzymywała się ona przez kilkaset lat naraz. Niewykluczone zatem, że tym razem też tak będzie i jesteśmy właśnie świadkami początku kolejnego długiego okresu wzmożonej aktywności wulkanicznej, który może być prawdziwym wyzwaniem dla mieszkańców Grindaviku, Keflaviku i Reykjaviku, ale także dla całego sektora turystyki, który zasilany jest przez jedyne na wyspie międzynarodowe lotnisko w Keflaviku.

Sytuacja jest póki co stale monitorowana, ale już teraz naukowcy rozważają możliwość bezpiecznego wwiercenia się do komory wulkanicznej w celu lepszego zrozumienia przyczyn aktualnego wzmożenia aktywności.