Reguły gry są następujące: przedstawiamy sylwetkę znanego przestępcy (złodzieja, aferzysty, mordercy), ale z odmienioną tożsamością – inne są personalia naszego bohatera, a także rzeczywistość historyczno-geograficzna. Zgadza się jednak modus operandi jego zbrodniczej działalności. To, co opisujemy, jest oparte na twardych faktach. Nie zdziwcie się więc, jeśli Jan Kowalski, pseudonim „Złowieszczy Brunon” mordujący kobiety na przedmieściach Katowic w latach 70. XX wieku, okaże się… Kubą Rozpruwaczem. Wy macie odgadnąć, o kogo chodzi.
Następnie wyślijcie SMS o treści FS.WS. (po kropce wpiszcie swój typ z krótkim uzasadnieniem wyboru, maks. do 160 znaków) pod numer 71001. Koszt wysłania SMS-a to 1 zł netto (1,23 zł brutto). Na SMS-y z odpowiedzią dotyczącą „Zapadł się pod ziemię” czekamy do 30.11.2011. Regulamin konkursu znajduje się na www.focus.pl
Na autora najlepszego uzasadnienia czeka nawigacja samochodowa TOMTOM start (mapa regionalna), a na pozostałych pięciu wybranych przez nas śledczych – kryminały wydane przez G+J.
Historia: Zapadł się pod ziemię
Paweł Pudowkin, strażnik carskiego więzienia w mieście Łodzi, rzucającego ponury cień na róg ulic Konstantynowskiej i Długiej, przecierał oczy ze zdumienia – przed chwilą widział więźnia, a teraz już go nie widzi. Jeszcze kilkanaście sekund temu Urke Cwajnos, przez kompanów zwany „Farfele”, krążył ze spuszczoną głową po więziennym spacerniaku, a teraz… A teraz już nie krąży. Rozpłynął się czy co? – zadawał sobie w myślach to samo pytanie Pudowkin, zanim wreszcie zdecydował się podnieść alarm.
Kilka minut później cały teren, wokół którego znajdował się zakład karny, został otoczony przez mundurowych oraz szpicli po cywilnemu. Węszyli i węszyli, ale Cwajnosa nie znaleźli – on leżał w przysypanej węglem skrzyni ustawionej na wozie, ciągniętym przez dwa muskularne czarne konie. I był już bardzo daleko, hen na ulicy Pieprzowej. Wkrótce wyskoczył z wozu i wmieszał się w gęstniejący tłum na pobliskim bazarze. A śledczy wciąż głowili się nad tym, jak słynny żydowski złodziej, zwany także mistrzem ucieczek, zdołał opuścić więzienie pod specjalnym nadzorem? Dopiero po pewnym czasie zorientowali się, że tuż przy murze spacerniaka znajduje się niewielkie wgłębienie – to był początek tunelu, wykopanego przez przyjaciół Cwajnosa, a kończącego się jakieś pięćdziesiąt metrów za murem okalającym ruską tiurmę. Cwajnos, poinformowany przez kompanów, gdzie znajduje się dziura do wolności, cierpliwie czekał na moment, w którym Pudowkin straci czujność. I rzeczywiście, gdy podrażniony wiosennymi pyłkami z topoli strażnik zaczął kichać na potęgę, Cwajnos naprężył ciało i dosłownie wbił się w ziemię…
Władze więzienne zarządziły przeszukanie celi, w której „pomieszkiwał” żydowski gwiazdor przestępczości – śledczy mieli nadzieję, że w papierach rozrzuconych wokół pryczy znajdą jakąś informację na temat najbliższych planów bandyty – ostatecznie miał do odsiadki jeszcze wiele lat i nawet pojawiły się plany zorganizowania mu wycieczki na Syberię. A on wyciął taki numer!
Nie pierwszy zresztą. Po jednej z wpadek (w sumie oskarżono go o siedemdziesiąt napadów rabunkowych) trafił do warszawskiego aresztu śledczego przy Daniłowiczowskiej, gdzie czekał na niego surowy policmajster Dragunow. On miał skłonić Cwajnosa do przyznania się do wszystkich popełnionych przestępstw, a jako że swą niechlubną karierę Żyd zaczął już w wieku 20 lat, uzbierało się tego sporo…
Ale złodziej kątem oka dostrzegł nóż, którym Dragunow zwykł kroić chleb, porwał go, zranił śledczego i zmusił do zdjęcia munduru. Następnie związał i zakneblował policmajstra, a sam, w przebraniu carskiego funkcjonariusza, wyszedł z aresztu przez nikogo nie niepokojony. W sumie takich spektakularnych ucieczek było prawie trzydzieści, dlatego pojmanie Cwajnosa stało się ambicją każdego człowieka, który co rano zakładał policyjny mundur.
* * *
Teraz śledczy przecierali oczy ze zdumienia – na kartkach, zapisanych maczkiem przez osadzonego (a właściwie – oswobodzonego) znaleźli jedynie… wiersze. I to takie ckliwe, sentymentalne, prawie jak modne w Moskwie romanse śpiewane. Jedna z kartek była najwyraźniej stroną tytułową zbiorku, przeznaczonego dla jakiegoś wyimaginowanego wydawcy. Stały na niej trzy słowa, złożone w dumny apel: „Odrzucić wszelkie kłamstwo”.
Śledczy, który dobrze posługiwał się językiem Mickiewicza, przeczytał zebranym na głos jeden z poematów, wybałuszajac oczy w miarę upływu zwrotek.
Pragnę powrócić na łono rodziny,
Ale czy nie byłby to wielki błąd?
Czy nie jest tak, że zamiast miłości
Czekałby na mnie zaraźliwy trąd?
Przez chwilę funkcjonariusze kiwali głową w milczeniu, po czym jeden z nich, najwyższy szarżą, oznajmił: – Panowie, to jest wyraźna wskazówka dla nas. Zbieg nie jest pewien lojalności swej rodziny, więc nie szukałbym go na jej łonie. Zapewne znacznie większym zaufaniem darzy on swych kompanów-bandytów, i to wśród nich będzie starał się znaleźć schronienie. Musimy zatem penetrować środowiska przestępcze.
Okazało się to słusznym tropem, choć akurat Cwajnos, przelewający swe wątpliwości na papier, nie miał na myśli tego, co wyczytał z wiersza oberśledczy. Po prostu w celi było mu smutno (czemu trudno się dziwić) i napisał to, co napisał. W formie rymowanej…
Tak czy inaczej, wkrótce znów znalazł się w miejscu, które tak bardzo inspirowało go do poezji. Policjanci pojmali go bowiem kilka dni później.
Po odzyskaniu niepodległości Cwajnos wielokrotnie apelował do władz Najjaśniejszej, aby darowała mu resztę kary, bo on przecież uprawiał swój bandycki proceder w akcie sprzeciwu wobec carskiego okupanta. W Niepodległej Polsce odmieni się nie do poznania i tylko jego wiersze, którym się poświęci, będą przypominały starego „Farfela”. Jednak wymiar sprawiedliwości długo nie chciał dać wiary takim zapewnieniom.
W końcu naczelnik państwa Józef Piłsudski podpisał się pod ułaskawieniem Urki Cwajnosa. Może dlatego, że marszałek też kiedyś był „pensjonariuszem” więzienia przy Długiej? A może tylko dlatego, że cenił liryki Cwajnosa?