Znajdź złoczyńcę po raz szósty i ostatni.. Reguły gry są następujące: przedstawiamy sylwetkę znanego przestępcy (złodzieja, aferzysty, mordercy), ale z odmienioną tożsamością – inne są personalia naszego bohatera, a także rzeczywistość historyczno-geograficzna. Zgadza się jednak modus operandi jego zbrodniczej działalności. To, co opisujemy, jest oparte na twardych faktach. Nie zdziwcie się wiec, jeśli Jan Kowalski, pseudonim Złowieszczy Brunon, mordujący kobiety na przedmieściach Katowic w latach 70. XX wieku, okaże się… Kubą Rozpruwaczem. Wy macie odgadnąć, o kogo chodzi. Następnie wyślijcie SMS o treści FS.WS. (po kropce wpiszcie swój typ z krótkim uzasadnieniem wyboru, bez polskich liter) pod numer 71001. Cały SMS może mieć maks. 160 znaków. Koszt wysłania SMS-a to 1 zł netto (1,23 zł brutto, obsługuje MNI Premium S.A.). Na SMS-y z odpowiedzią dotyczącą „Samobójstwo czy zabójstwo biznesmena?” czekamy do 31.07.2012r. Regulamin konkursu znajduje się na www.focus.pl/informacje/regulaminy-konkursow. Prawidłowe rozwiązanie zagadki z poprzedniego numeru to: Nikodem Skotarczak „Nikos”, a z numeru 2/2012: Rita Gorgonowa. Na autorów najlepszego uzasadnienia czekają kryminały wydane przez G+J.
Telefon dzwonił nieustannie… Nawet gdy był pogrążony w płytkim śnie, słyszał ostry dźwięk dzwonka. Gdy się budził, nie miał pojęcia, czy wszystko to było jedynie sennym koszmarem, czy ONI naprawdę znowu próbowali się z nim skontaktować. Przez długie nocne godziny krążył po salonie, by nie czuć znużenia – choć powieki kleiły się, on przyspieszał kroku i grał role rześkiego biznesmena, któremu nie w głowie odpoczynek. Alkohol pomagał tylko na krótka chwile, cygara juz dawno przestały smakować. Rzecz w tym, ze nękali go nie tylko telefonicznie. Z każdym dniem przychodzili coraz częściej –kopali w drzwi i nie bacząc na sąsiadów bezceremonialnie krzyczeli: – Otwieraj, frajerze, dobrze wiemy, ze jesteś w domu. Przeważnie otwierał. Wtedy wkraczali do jego mieszkania, zachowywali się, jakby byli u siebie, i wciąż powtarzali te same pogróżki: – Nie oddasz długu, pójdziesz do ziemi. Szef ma cię już dosyć. Co ty sobie wyobrażasz – myślisz, że ktoś będzie cię chronił za twoje dawne zasługi? Dziś nie znaczysz nic. Może i byłeś kiedyś wiceministrem, może chroniły cię te goryle z ochrony rządu, ale teraz jesteś zdany tylko i wyłącznie na nasza łaskę. A raczej – niełaskę. I wychodzili, zapewniając, że ich wizyty będą coraz częstsze. Doskonale wiedzieli, że nie ma z czego oddać – jego interesy szły kiepsko, a pożyczka, jaką zaciągnął u szefa potężnej grupy przestępczej, była naprawdę duża. Chodziło o kilka milionów dolarów.
Kilka lat wcześniej Bendt Poulsen faktycznie należał do grona tych, którzy rozdawali karty w duńskiej polityce. Być może stanowisko wiceministra nie należało do najwyższych, ale przecież ministerstwo ministerstwu nierówne. Paulsen zaś był pierwszym wiceministrem gospodarki i spraw wewnętrznych, a przez pewien czas – po nieoczekiwanej dymisji szefa – kierował tym resortem. Mógł wiele i jak głosiła plotka, korzystał ze swoich wpływów, udzielając rozmaitych koncesji firmom związanym z – jak się okazało – grupami przestępczymi. Wiele lat później media doniosły, że Paulsen nie obawiał się wpadki, bo był współpracownikiem duńskiego kontrwywiadu i czuł się bezkarny. Być może nawet niektóre jego działania inspirowały służby specjalne. Po upadku rządu postanowił spróbować sił w biznesie. Wraz z innym byłym członkiem rządu Knudem Madsenem założył spółkę Dan-Saudi, która miała się specjalizować w transporcie lotniczym do krajów Półwyspu Arabskiego. Oficjalnie Dan-Saudi wysyłała produkty żywnościowe, ale po latach, gdy w sprawie śmierci (trochę uprzedzamy fakty) Poulsena zaczęło się śledztwo, pojawiły się zaskakujące fakty: firma była jedynie przykrywka dla handlu bronią. Otóż samolotami Dan-Saudi (spółka dysponowała dwiema wysłużonymi maszynami) przewożono bron do krajów arabskich oraz na Bałkany. Dla prokuratorów stało się jasne, że Dan-Saudi było kolejną misją Poulsena jako współpracownika wojskowych służb. Bo przecież handel bronią jest interesem niedostępnym dla zwykłych śmiertelników. Problem w tym, że nawet taka „przykrywka” musi na siebie zarabiać – Paulsen i Madsen nabrali kredytów, których nie byli w stanie spłacać (także dlatego, że większą część środków przelewali na swoje prywatne konta). A protektorów ze służb to juz nie interesowało – oni zapewniali Dan-Saudi towar, ale nie zamierzali martwic się finansowymi kłopotami swego partnera. Jeśli Dan-Saudi nie poradzi sobie z problemem, to na przejęcie kontaktów tej firmy jest wielu chętnych. Wtedy Poulsen uznał, że czas zwrócić się o pomoc do swych gangsterskich przyjaciół. Wysłuchali opowieści byłego wiceministra, wyrazili przekonanie, że dzięki ich wsparciu finansowemu Dan-Saudi, albo zupełnie nowa firma, wzniesie się na biznesowe szczyty. I wszyscy będą z tego zadowoleni. Szef przestępczej struktury Aage Toft dodał, że nie wyobraża sobie porażki przedsięwzięcia. Poulsen nie wyczuł w tych słowach groźby.
Pod koniec marca Poulsen z trudem wdrapał się na drugie piętro biurowca, w którym mieściła się siedziba jego nowej firmy. Kilka miesięcy wcześniej przebył wylew – od tego czasu poruszał się znacznie gorzej i miał spore problemy z mówieniem. Ale nie zamierzał wybierać się na emeryturę. Być może dlatego, że ONI mu na nią nie pozwalali – zaciągnął przecież długi. Kolejne przedsięwzięcie Poulsena okazało się klapa, ale Toft nie odpuszczał – do kwoty pożyczki doliczył takie procenty, z którymi nie poradziłby sobie niejeden bank. Nieszczęsny przedsiębiorca doskonale wiedział, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia i przeklinał los, który nie pozwolił wylewowi dokończyć dzieła, przerywając jego akcję w najmniej pożądanym momencie. Postanowił wyręczyć los. A raczej wziąć go w końcu we własne ręce. Gdy w biurze pojawiły się jego żona i córka, Poulsen miał już w ciele trzy kule – według oficjalnej wersji prokuratury, strzelił sam do siebie. Kilka razy, żeby mieć pewność, że akt rozpaczy odniesie skutek nieodwracalny. Rzeczywiście, zmarł wkrótce w kopenhaskim szpitalu. Czy naprawdę było to samobójstwo? Do dziś Duńczycy są przekonani, że za śmiercią Poulsena stał Toft , który nie mógł darować byłemu wiceministrowi utopionych milionów. Ale teraz juz nikt tego nie potwierdzi…