Z prostej przyczyny – to jedna z najwybitniejszych polskich pozycji ostatnich lat w tej kategorii. I bynajmniej nie chodzi mi wyłącznie o imponującą objętość tego dzieła, choć jest prawdą, że napisanie gigantycznej powieści, ktora od początku do końca nie traci waloru historycznej rzeteloności, to nie lada sztuka. Ostatecznie tego typu pozycje weryfikowane są nie tylko przez czytelnika Kowalskiego, ale także zawodowych badaczy, zajmujących się określonym okresem w dziejach. Lipę zawszy wykryją, a nie słyszalem, aby ktoś tak się wyraził o „Srebrze Stortebeckera”.
Wytrykowski zaś jest znawcą późnego średniowiecza i roli, jaką odegrali na ziemiach polskich Krzyżacy.
Akcja powieści dzieje się w Toruniu – nawiasem mowiąc to dość osobliwe, że wspaniałe historycznie i estetycznie, doskonale zachowane gotyckie miasto, tak rzadko trafia na karty literatury. Bohaterowie „Srebra Stortebeckera” – wysłannicy (agenci?) króla polskiego – Niclos de Tulow oraz Jan z rodu Tęczyńskich przybywają do Torunia, by wyjaśnić zagadkę śmierci innego wywiadowcy JKM. Winnych Niclos i Jan będą poszukiwać w wyższych sferach Torunia – w środowisku bogatych mieszczan ogarniętych gorączką… srebra. Zbliża się bowiem wojna krzyżacko-polska i – w opinii wielu – tylko posiadanie tego kruszcu gwarantuje pomyślną przyszłość. Szaleństwo sięga zenitu…
Książkę polecam nie tylko miłośnikom późnego średniowiecza – warstwa kryminalna jest na tyle atrakcyjna i zaskakująca, że nie powstydziłby się jej mistrz tego gatunku, autor „Filarów ziemi” Ken Follet.
Krzysztof Wytrykowski „Srebro Stortebeckera” wyd. Radwan, 2010 r.