Co 90 sekund na świecie z powodu chorób związanych z niedoborem wody umiera dziecko. Co prawda, woda pokrywa aż 70 proc. powierzchni Ziemi, ale do picia nadaje się tylko 1,5 proc. z niej. W teorii, bo w praktyce i te zasoby coraz częściej okazują się zbyt zanieczyszczone, by można z nich było bezpiecznie korzystać. – Zgodnie z danymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dwie na pięć osób na świecie cierpi z powodu braku wody zdatnej do picia. W Afryce problem ten dotyczy jednej osoby na trzy – mówi dr Karolina Sobczak-Szelc z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
Specjaliści szacują, że do 2050 r. zapotrzebowanie na wodę na świecie wzrośnie o 55 proc. To oznacza, że prawdziwy kryzys jest dopiero przed nami. – Jeżeli niczego nie zrobimy, w 2030 r. ponad połowa ludzkości będzie zmagać się z problemem dostępu do wody pitnej – mówi Ban Ki-moon, były sekretarz generalny ONZ.
MIASTA BEZ WODY
Problemy z tym związane są dziś widoczne nie tylko na obszarach pustynnych, ale także w dużych miastach na całym świecie. Do grona, w którym znajdują się Kapsztad, Dżakarta i Sao Paolo, dołączyło niedawno indyjskie Bengaluru. Jezioro Bellandur, które zaopatruje to miasto w wodę, jest tak zanieczyszczone, że na jego powierzchni często widać pożary metanu. – Niedobór wody to nierzadko efekt braku bądź złego planowania inwestycji hydrotechnicznych. Przykładem jest sytuacja w Kapsztadzie, gdzie w wyniku zaniechania wcześniej zaplanowanych inwestycji oraz suszy trwającej od 2015 r. zapasy osiągnęły minimum. Dzień, w którym dostawy miejskiej wody zostaną wstrzymane, został przesunięty jedynie dzięki jesiennym deszczom – wyjaśnia dr Sobczak-Szelc.
W tym roku Indie dotknął największy w historii kryzys wodny. Raport Water Aid 2018 uplasował ten kraj na szczycie listy państw o najgorszym dostępie do czystej wody w najbliższym sąsiedztwie domów – ten problem mają aż 163 miliony Hindusów. Pod koniec maja w mieście Shimla, jednym z najpopularniejszych indyjskich kurortów, zabrakło wody pitnej. Mieszkańcy musieli czekać prawie cztery dni na uzupełnienie dostaw, wielu z nich ustawiało się w kolejkach z wiadrami. Władze na pięć dni zamknęły szkoły państwowe i zaczęły odsyłać turystów do domu.
W marcu stan Gudżarat wstrzymał dostawy wody do nawadniania, aby mieszkańcy mieli co pić. Indiom szkodzą zmiany klimatyczne. Upalne lata i krótkie zimy powodują, że w Himalajach ubywa lodu i śniegu, a to oznacza mniej wody w rzekach w północnej części kraju. W latach 2007–2017 poziom wód gruntowych w Indiach spadł aż o 61 proc. Jednak ważną rolę odgrywa też zły stan wodociągów. Delhi traci aż 40 proc. wody wskutek wycieków i nielegalnego podłączania się do instalacji.
OBIEG ZAMKNIĘTY
Mniejsze państwa poradziły sobie lepiej z niedoborem wody niż liczące ponad 1,3 mld mieszkańców Indie. Singapur na szeroką skalę stosuje odsalanie wody morskiej i oczyszczanie ścieków, które są ponownie wykorzystywane. Miasto-państwo aktywnie wspiera też budowanie zbiorników i zlewni gromadzących naturalną wodę. Tereny służące do jej zbierania zajmują obecnie aż dwie trzecie powierzchni lądowej Singapuru, podczas gdy w 2011 r. stanowiły tylko połowę. Mimo to i tak kraj ten jest uzależniony od współpracy z Malezją, która odpłatnie daje Singapurczykom dostęp do rzeki Johor.
Mieszkańcy gnębionej suszą Kalifornii dosłownie piją ścieki. Tyle że są one poddawane dodatkowemu oczyszczaniu, które eliminuje z wody szkodliwe związki chemiczne. Odzyskana w ten sposób woda jest kierowana do zbiorników na powierzchni i pod ziemią. Oczyszczone ścieki zaspokajają dwie trzecie zapotrzebowania hrabstwa Orange, zamieszkiwanego przez ponad 3 mln ludzi. Woda z recyklingu może też być z powodzeniem wykorzystywana do chłodzenia elektrowni. Tak dzieje się m.in. w brytyjskim Peterborough i amerykańskim Palo Verde. Jeszcze kilka lat temu w czołówce najsuchszych krajów świata był Izrael. Dziś ma on wręcz nadmiar wody, z której ponad połowa to produkt instalacji odsalających. – Cały Bliski Wschód wysycha. Opracowane przez nas rozwiązania mogą pomóc innym krajom w przezwyciężeniu kryzysu – mówi prof. Osnat Gillor z Uniwersytetu Ben-Guriona. Działający w jego ramach Instytut Zuckerberga opracowuje m.in. nowe systemy kopania studni dla państw afrykańskich i metody precyzyjnego nawadniania upraw rolnych.
Z pomocą przychodzi najnowocześniejsza technologia. Kiedyś proces odsalania polegał przede wszystkim na destylacji, a więc energochłonnym odparowywaniu wody. Dziś główna metoda odsalania to tzw. odwrócona osmoza, czyli przepuszczanie wody pod ciśnieniem przez membranę filtrującą. Produktem ubocznym tego procesu jest solanka, płyn o bardzo wysokim stężeniu soli. Najczęściej jest ona wypuszczana z powrotem do morza, ale pojawiają się bardziej ekologiczne alternatywy. W Szanghaju solankę wykorzystano do oczyszczania terenów przybrzeżnych rzeki Huangpu. W efekcie powstał tam piękny park Hou Tan Gong Yuan.
WOJNY O RZEKI
Niedobory wody to nie tylko problem medyczny czy rolniczy, ale także polityczny. Na Bliskim Wschodzie dorzecze Jordanu jest głównym źródłem wody dla wielu regionów, w tym Jordanii, Palestyny i Izraela, czyli krajów od dziesięcioleci uwikłanych w konflikty. Długotrwała susza jest uważana za jeden z głównych powodów wybuchu wojny domowej w Syrii i powstania tzw. Państwa Islamskiego.
Etiopia i Egipt przez wieki walczyły o wodę z Nilu. Ta ogromna afrykańska rzeka ma swoje źródła w pierwszym z tych krajów, ale kończy bieg w drugim. Spory zakończyły się dopiero w 2015 r., gdy oba państwa wspólnie zbudowały Tamę Wielkiego Odrodzenia – największą zaporę w Afryce. Egipt i Etiopia podpisały także umowę zapewniającą im sprawiedliwy dostęp do zasobów wodnych.
Takie porozumienia są niezbędne, ponieważ długotrwałe susze rodzą tzw. migrantów klimatycznych. To osoby, które próbują przenieść się na tereny nie mające problemów z dostępnością wody pitnej, a więc np. do Europy. – Niektórzy z naukowców szacują, że liczba migrantów środowiskowych do 2050 roku osiągnie 150–200 milionów. W samej Afryce Subsaharyjskiej anomalie pogodowe mogą doprowadzić przed końcem XXI w. do tego, że rocznie będzie migrować 11,8 mln osób – wylicza dr Karolina Sobczak-Szelc.
POLSKA HYDROZAGADKA
Nasz kraj potrzebuje nowych inwestycji w tzw. małą retencję – gromadzące wodę niewielkie zbiorniki, mokradła czy tereny zalesione – przekonują naukowcy
Zimą spada coraz mniej śniegu, który jeszcze kilkanaście lat temu był magazynem wody, uwalnianej na wiosnę, gdy była najbardziej potrzebna roślinom.Sytuację dodatkowo pogarszają coraz bardziej upalne lata. – Żeby zapobiegać i powodziom, i suszom, potrzebne jest odpowiednie magazynowanie wody. Jest to tym istotniejsze, że modele klimatyczne przewidują utrzymanie bieżącego trendu – tłumaczy dr hab. Zbigniew Popek, hydrolog ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Bogate państwa budują sieci ujęć wód gruntowych wszędzie tam, gdzie nie są one skażone. Niemcy pokrywają aż w połowie zapotrzebowanie na wodę pitną z takich studni. U nas wciąż głównym źródłem wody są rzeki, a ich stan jest daleki od ideału. Tylko 1 proc. polskich wód powierzchniowych ma najwyższą, pierwszą klasę czystości. I tylko z nich sieci wodociągowe mogą czerpać bezpośrednio. Natomiast aż 60 proc. rzek, jezior i zalewów w Polsce to tzw. wody pozaklasowe, czyli po prostu ścieki.
Połowa Polaków regularnie korzysta ze studni, choć badania sanepidów wskazują, że aż 80 proc. z nich zawiera wodę niezdatną do picia. Przedostają się do niej m.in. pestycydy, nawozy sztuczne czy odcieki z gnojowic. Nawet wody mineralne i źródlane w Polsce nie są dzisiaj o wiele lepsze od kranówki. 20 lat temu przepisy regulujące ich czystość zostały złagodzone, ponieważ okazało się, że do złóż wód mineralnych zasysane są skażone wody powierzchniowe.