Jak jeden wulkan zmienił globalny klimat? Fascynująca historia z XIX wieku

Prawie dwieście lat minęło od momentu, w którym ludzie po raz pierwszy próbowali określić lokalizację potężnej erupcji wulkanicznej. Ale wydarzenia z 1831 roku wreszcie doczekały się wyjaśnienia. 
Jak jeden wulkan zmienił globalny klimat? Fascynująca historia z XIX wieku

To dzięki wysiłkom poczynionym przez przedstawicieli University of St Andrews. Szkoccy badacze zaprezentowali wyniki tego niezwykłego śledztwa w artykule zamieszczonym na łamach Proceedings of the National Academy of Sciences. Jeśli jednak chcecie dokładnie zrozumieć całą historię, to trzeba przenieść się do pierwszej połowy XIX wieku, kiedy to do atmosfery trafiły ogromne ilości materiału wyrzuconego w wyniku aktywności wulkanicznej.

Czytaj też: Złoto z wnętrza Ziemi wychodzi na powierzchnię w zaskakujący sposób. Zdumiewające odkrycie

Tym sposobem niebo zostało przesłonięte za sprawą obecności gazów siarkowych. Ograniczona ilość promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni naszej planety sprawiła, że w skali globu doszło do ochłodzenia klimatu o około 1 stopień Celsjusza. To ogromny skok temperaturowy, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę skalę czasową tej zmiany. 

Najlepiej świadczy o tym fakt, że w różnych częściach Ziemi ówczesne ochłodzenie wywołało problemy z produkcją żywności. Felix Mendelssohn-Bartholdy, słynny niemiecki kompozytor, podróżował w okresie letnim przez Alpy i opisywał, jak doświadczył wtedy typowo zimowej pogody. 

Naukowcy wiedzieli, że winowajcą sytuacji z XIX wieku był wulkan. Nie mieli jednak pewności co do miejsca, w którym nastąpiła erupcja

I choć do czasów obecnych zachowało się wiele opisów dokumentujących realia 1831 roku oraz lat, które przyszły po nim, to wciąż brakowało najważniejszego elementu układanki. Chodziło o lokalizację wulkanu odpowiedzialnego za całe zamieszanie. Rozwikłania zagadki podjęli się przedstawiciele najstarszego szkockiego uniwersytetu i wszystko wskazuje na to, że udało im się uporać z tym problemem.

Kluczem do osiągnięcia sukcesu okazała się analiza informacji zapisanych w rdzeniach lodowych. Znajdujące się w tych próbkach osady popiołu powiązano z erupcją z 1831 roku. Ich wykrycie nie było łatwe, wszak mowa o pozostałościach mających średnicę rzędu 1/10 grubości ludzkiego włosa. Na szczęście narzędzia, jakimi dysponowali naukowcy, pozwoliły im na identyfikację próbek, a następnie ich szczegółowe przebadanie.

Czytaj też: Zagadkowy ruch pod superwulkanem Yellowstone. Naukowcy zidentyfikowali wyraźną aktywność

Tym sposobem członkowie zespołu badawczego doszli do wniosku, że kataklizm rozegrał się na terenie wyspy Simushir. Ta stanowi część Wysp Kurylskich i stanowi miejsce istnienia kaldery wulkanu Zavaritskii. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie ten wulkan doprowadził do erupcji, która miała miejsce wiosną bądź latem 1831 roku. Kiedy autorzy nowych badań porównali ze sobą próbki pochodzące z lodowych rdzeni oraz okolic wulkanu, stało się jasne, że są zgodne. 

W kontekście obecnej sytuacji takie historie są szczególnie zatrważające. Wulkanów na Ziemi jest naprawdę wiele, a naukowcy nie są w stanie przewidzieć, kiedy mogłoby dojść do ich erupcji. I nawet jeśli potencjalne ochłodzenie klimatu w dobie rosnących temperatur brzmi jak pozorne wybawienie, to należy pamiętać o potencjalnej klęsce głodu, która mogłaby nastąpić po znaczącym ograniczeniu dopływu światła słonecznego do powierzchni.