Żebyście tylko mogli to zobaczyć. Czasem trzeba się wspiąć naprawdę wysoko, żeby zobaczyć, jacy jesteśmy mali” – powiedział Felix Baumgartner, stojąc na skraju kapsuły unoszonej przez wypełniony helem balon, na wysokości prawie 40 kilometrów nad ziemią. Skoczył w dół i już po 30 sekundach swobodnego lotu jako pierwszy człowiek ubrany jedynie w skafander przekroczył barierę dźwięku, osiągając szybkość 1.342 km/godz. (1,24 liczby Macha).
Bo jest taka możliwość
43-letniego Austriaka szybko okrzyknięto „współczesnym Ikarem”, który jest symbolem odwiecznych marzeń człowieka o lataniu, ale i przestrogą przed ich zgubnym wpływem. Ikar, syn mitycznego greckiego architekta Dedala, nie posłuchał rad ojca i wzbił się na skrzydłach z piór łączonych woskiem zbyt blisko Słońca. Wysoka temperatura stopiła wosk, a młodzieniec spadł prosto do morza. Nazwanie Baumgartnera Ikarem jest jednak niesprawiedliwe. Jego spektakularny upadek, który na YouTube obejrzało w czasie rzeczywistym ponad osiem milionów fanów, był tyle niebezpieczny, co kontrolowany.
„Dlaczego to zrobiłeś?” – dopytywały się media tuż po udanym lądowaniu. Austriak odpowiedział tak jak słynny brytyjski alpinista George Mallory po zdobyciu Mount Everestu. „Because it’s there” („Bo istnieje”, w domyśle: „Bo jest taka możliwość”). Dokładnie to samo mówił w roku 2008 szwajcarski pilot Yves Rossy. Nazywany przez media „człowiekiem-rakietą” Rossy na własnoręcznie zbudowanej lotni o napędzie rakietowym pokonał kanał La Manche. „Latanie to spełnianie marzeń. Kiedy wznosisz się w powietrze i masz świadomość, że od tysięcy lat ludzie pragnęli doświadczyć tego stanu i przełamać bariery narzucone przez siły fizyki, to czujesz się wyjątkowo” – opowiada Maciej Tymoteusz Panek, młody pilot, który lata na samolotach Cessna.
Ryzykanci królestwa zwierząt
Szacuje się, że dziennie na całym świecie w powietrze wzbija się 300 tys. najróżniejszych latających maszyn. Ale dzisiejszych odpowiedników Ikara nie ekscytują już samoloty. Oni podbijają niebo w inny sposób. Skala ekstremalności jest spora. Za zdecydowanie najspokojniejszy sport powietrzny można uznać baloniarstwo. Więcej adrenaliny dostarczają popularne skoki na bungee. Bardziej odważni amatorzy podniebnych uciech decydują się na wyskakiwanie ze spadochronem z samolotu. A na samym szczycie listy jest BASE jumping, czyli skoki spadochronowe z wysokich obiektów, np. wieżowców.
„Gatunek ludzki jest jedynym znanym w królestwie zwierząt, który celowo ryzykuje swoim życiem” – tłumaczy dr Marta Bieńkiewicz, neurobiolożka z Monachijskiego Uniwersytetu Technicznego. Człowiekowi nie chodzi jednak o to, żeby się zabić. Psychologowie behawioralni wskazują, że osobom uprawiającym sporty ekstremalne przekraczanie własnych granic daje kontrolę nad emocjami i zwiększa satysfakcję z życia. Czym więc różnią się ludzie pokroju Felixa Baumgartnera i Yves’a Rossy’ego od przeciętnego kanapowca? Wyniki badań z dziedziny neuroobrazowania sugerują, że dynamika funkcjonowania mózgu ryzykantów i osób unikających ekstremalnych wyzwań bardzo się różni. Ci pierwsi mają obniżony poziom odczuwania emocji w codziennych działaniach i stąd wynika ich potrzeba poszukiwania innych bodźców sensorycznych lub emocjonalnych. Do takich wniosków doszli norwescy psychologowie, którzy zbadali aktywność mózgu skoczków spadochronowych.
W tym celu dwie grupy – regularnie skaczących ze spadochronem i tych, którzy nigdy tego nie robili – poddano wpływowi tego samego intensywnego bodźca, a zarejestrowane fale mózgowe porównano. Okazało się, że w grupie skoczków pobudzenie neuronalne w odpowiedzi na nowe bodźce utrzymywało się dużo krócej niż u osób, które nie zajmowały się żadnym ekstremalnym hobby.
„Takim osobom codzienne aktywności, które pozwalają spełniać potrzeby większości ludzi, nie dają wystarczającego poczucia szczęścia i życiowej realizacji. Pojawia się »znudzenie neuronów«” – tłumaczy Bieńkiewicz. Niektórzy taki głód neuronalny zaspokajają, skacząc z wieżowców czy wspinając się po górach. Inni wybierają zawody, które zapewniają im stały dopływ bodźców – zostają strażakami, policjantami, pilotami czy ratownikami górskimi. Także badania genetyczne wskazują, że „poszukiwacze wrażeń” mają inną budowę receptorów dopaminy, ważnego neuroprzekaźnika, który wpływa na odczuwanie przyjemności.
Z drugiej strony mózg jest organem plastycznym i zmienia się pod wpływem doświadczeń. Im więcej wrażeń, tym więcej przyjemności i potrzeby ich ciągłego przeżywania.
Dla przetrwania gatunku
Przyjemność to jedno, a co ze strachem? Kiedy kilka lat temu jeden z dziennikarzy zapytał Felixa Baumgartnera, czy tuż przed skokiem nie boi się o swoje życie, ten odpowiedział, że stara się o nim nie myśleć, skacze najlepiej jak umie, a co do reszty, ufa Bogu. W tym roku na Freie Universität w Berlinie opublikowano badania z użyciem funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), które wskazały, że zawodowi spadochroniarze mają dużo mniejszą aktywność mózgową w obrębie ciała migdałowatego. A to właśnie w tej części mózgu tworzą się reakcje emocjonalne, m.in. strach.
Ewolucjoniści podkreślają też, że w społeczeństwie zawsze będą osoby, dla których życiowym celem jest przekraczanie granic: tych fizycznych i psychicznych.
„Z ewolucyjnego punktu widzenia brak strachu przed śmiercią, a nawet brawura niektórych samców, zapewniały przetrwanie całej grupy i sukces reprodukcyjny najodważniejszych jednostek” – tłumaczy prof. Marvin Zuckerman, psycholog z amerykańskiego University of Delaware. Stąd biorą się niebezpieczne rytuały inicjacyjne, popularne w kulturach prymitywnych. W Republice Vanuatu, państewku położonym w Oceanii, młodzi mężczyźni przechodzą rytuał zwany Naghol, który jest prototypem skoku na bungee. Najpierw z gałęzi palm i bambusa budują dokoła odartych z liści drzew ogromne, nawet 30-metrowe wieże. Później obwiązują kostki przywiązanymi do szczytu drzewa lianami i skaczą głową w dół. To typowy ryzykowny „rytuał przejścia” – odbycie go oznacza wkroczenie w dorosłość.
„We współczesnej kulturze zachodniej moda na ekstremalny sport i ryzykowne zachowania to odpowiedź na brak prawdziwych zagrożeń, np. wojen” – dodaje dr Marta Bieńkiewicz. Z tego punktu widzenia latający Felix Baumgartner to przykład prawdziwego macho, który swoim czynem zapewnia sobie reprodukcyjny sukces.