Zespół uczonych z Uniwersytetu w Gandawie wykazał, że z wraku statku nadal wyciekają niebezpieczne substancje, w tym metale ciężkie. Przedostają się one do osadów dna oceanicznego Morza Północnego i wpływają na otaczającą go florę oraz faunę morską. Szczegóły opisano w czasopiśmie Frontiers in Marine Science.
Josefien Van Landuyt, doktorantka z Uniwersytetu w Gandawie, mówi:
Opinia publiczna jest często żywo zainteresowana wrakami statków ze względu na ich wartość historyczną, ale ich potencjalny wpływ na środowisko jest często pomijany.
Trujące wraki
Dno Morskie Morza Północnego jest pokryte tysiącami wraków statków, samolotów oraz milionami ton amunicji konwencjonalnej i bomb. Spoczywające na dnie wraki często są zasiedlane przez organizmy morskie, ale często wyciekają z nich niebezpieczne substancje, np. ropa naftowa czy materiały wybuchowe. Biolodzy morscy mają utrudnione zadanie, bo lokalizacje takich wraków często są trzymane w tajemnicy – w obawie przed łowcami skarbów.
Szacunki wskazują, że wraki statków z okresu I i II wojny światowej zalegające w morzach i oceanach na całej planecie, zawierają łącznie od 2,5 do 20,4 mln ton produktów naftowych.
Czytaj też: Znaleziono wrak statku Kolumba
Josefien Van Landuyt dodaje:
Podczas gdy wraki mogą funkcjonować jako sztuczne rafy i mają ogromną wartość opowiadania historii człowieka, nie powinniśmy zapominać, że mogą to być niebezpieczne, stworzone przez człowieka obiekty, które zostały nieumyślnie wprowadzone do naturalnego środowiska. Dziś nowe wraki statków są usuwane dokładnie z tego powodu.
W ramach projektu North Sea Wrecks, zespół Josefien Van Landuyt badał, jak wrak statku z II wojny światowej – V-1302 John Mahn – wpływa na mikrobiom i geochemię otaczającego go dna morskiego.
Josefien Van Landuyt wyjaśnia:
Chcieliśmy sprawdzić, czy stare wraki statków w naszej części morza nadal kształtują lokalne mikroby i czy nadal wpływają na otaczające je osady. Ta analiza mikrobiologiczna jest unikalna w ramach projektu.
Warto dodać, że V-1302 John Mahn to niemiecki trawler rybacki, który podczas II wojny światowej został zarekwirowany do użytku jako łódź patrolowa. W 1942 r. został zaatakowany przez brytyjską armię i szybko trafił na dno. Teraz naukowcy pobrali próbki stalowego kadłuba i osadów z niego oraz jego otoczenia.
Znaleziono toksyny w różnych stężeniach, zależnych od odległości od wraku. Najwięcej było metali ciężkich (jak nikiel i miedź), wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA, występujących naturalnie w węglu, ropie naftowej i benzynie), arsenu i materiałów wybuchowych.
Wrak statku wpłynął także na otaczający go mikrobiom. W próbkach znaleziono mikroorganizmy degradujące WWA – Rhodobacteraceae i Chromatiaceae – a także bakterie redukujące siarczany (jak Desulfobulbia).
Trzeba pamiętać, że badanie dotyczyło tylko jednego wraku, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Podobnych obiektów na świecie jest znacznie więcej – wpływ wszystkich jest w wielu kwestiach niekorzystny.
Czytaj też: Największy wszystkożerca świata zidentyfikowany. Olbrzym zamieszkuje morza i oceany
Josefien Van Landuyt podsumowuje:
Ludzie często zapominają, że pod powierzchnią morza my, ludzie, wywarliśmy już spory wpływ na żyjące tam lokalne zwierzęta, mikroby i rośliny i nadal wywieramy wpływ, wypłukując chemikalia, paliwa kopalne, metale ciężkie z – czasem stuletnich – wraków, o których nawet nie pamiętamy, że tam są. Zbadaliśmy tylko jeden statek, na jednej głębokości, w jednym miejscu. Aby uzyskać lepszy obraz całkowitego wpływu wraków statków na nasze Morze Północne, należałoby pobrać próbki z dużej liczby wraków w różnych lokalizacjach.