Ten, choć miał żeglować po otwartych wodach, zatonął niedaleko wybrzeża. Zapewniło to badaczom szansę na poznanie jego sekretów. Te okazały się naprawdę ciekawe. Członkowie zespołu badawczego zrozumieli, jak wyglądał świat przemytników sprzed ponad tysiąca lat. Obiekt, nazwany Nanhai I, przewoził ogromne ilości drogich metali. I choć zatonął wiele wieków temu, to jego pozostałości zlokalizowano dopiero w 1987 roku.
Czytaj też: Wody Tamizy skrywały XVII-wieczną broń. To pamiątka po wielkiej tragedii
Spoczywający niedaleko Taishan wrak okazuje się kluczem do stworzenia obrazu ówczesnego handlu morskiego oraz nielegalnych procederów, które uskuteczniali mieszkańcy Chin. Jak dodają przedstawiciele Uniwersytetu w Kantonie, przemyt był wtedy zaskakująco powszechny i miał miejsce na ogromną skalę. Rząd niespecjalnie sobie z tym problemem radził i z pewnością nie był w stanie zapanować nad działalnością przemytników.
Z jednej strony za takie występki panowały dotkliwe kary. Z drugiej natomiast nietrudno odnieść wrażenie, iż chińskie władze z czasów dynastii Song nieco przymykały oko na całe zjawisko. Egzekwowaniem panujących przepisów zajmowali się tzw. Shibosi, czyli urzędnicy odpowiedzialni za nadzór nad handlem morskim. Kupcy musieli rejestrować swoje statki, identyfikować załogę oraz informować o tym, dokąd żeglują. W zamian otrzymywali dokumenty uprawniające ich do wpłynięcia do wybranych portów.
Wrak znaleziony w 1987 roku zatonął około tysiąca lat wcześniej. Na pokładzie statku przewożono ogromne ilości żelaza
W przypadku Nanhai I przewożonym surowcem było żelazo. Odgrywało wyjątkowo ważną rolę w produkcji broni. Mimo to załoga wspomnianego statku przemieszczała się ze 124 tonami żelaza oraz 300 kilogramami srebra. A skoro prawo zabraniało wywozu tego pierwszego metalu, to mamy namacalny dowód na uskutecznianie przemytu. Nawet wywożenie z kraju monet w ilościach przekraczających 500 sztuk na osobę było zagrożone karą. Ta miała najwyższy wymiar: śmierć.
O skali procederu, w którym brali udział członkowie załogi Nanhai I najlepiej świadczy fakt, iż do tej pory w obrębie wraku znaleziono około… 30 tysięcy miedzianych monet. Przy tak ogromnych bogactwach trudno przyjąć do wiadomości, by nikt nie wiedział o tym nielegalnym rejsie. Zamiast tego naukowcy sugerują, że chińscy urzędnicy mieli świadomość tych działań, ale być może byli odpowiednio opłacani, aby przymknąć oko na niewygodne fakty.
Czytaj też: Jedna moneta to miesiąc służby. W Turcji znaleźli fortunę
Korupcja kwitła w najlepsze, a władze mogły dostrzec w tym pewne korzyści, gdyż do skarbca wpływały dodatkowe kosztowności. Dość powiedzieć, że dwa porty morskie – w Kantonie i Quanzhou – odpowiadały za nawet ⅕ całkowitych rocznych dochodów całego Państwa Środka. Nielegalny handel towarami był więc władzom na rękę, dlatego jego skala mogła być naprawdę gigantyczna.