Wolna wola? Dobre sobie! Rodzimy się z mózgiem całkowicie zaprogramowanym

Wydaje ci się, że masz kontrolę nad swoim życiem – sam wybierasz poglądy polityczne i masz wolną wolę w podejmowaniu decyzji? Nic bardziej mylnego!
Wolna wola? Dobre sobie! Rodzimy się z mózgiem całkowicie zaprogramowanym

Może myślisz, że głosujesz na polityków po racjonalnej analizie ich programów wyborczych (analiza kosztów i strat) i że nigdy nie dajesz sobie wcisnąć niepotrzebnego sprzętu przez czarującego akwizytora? Nic bardziej mylnego. Przez całe życie, przez 24 godziny na dobę, zachowaniem człowieka rządzi biologia, czyli geny, hormony, a także spinający całość najbardziej skomplikowany i wciąż najmniej zgłębiony organ ludzkiego ciała – mózg. I to on właściwie od poczęcia steruje naszym życiem.

Człowiek rodzi się z mózgiem całkowicie zaprogramowanym. Nawet nieporadne niemowlę ma sporą liczbę połączeń neuronowych, które kierują jego zachowaniem. Już od pierwszych chwil na świecie rozpoznaje głos rodziców, który słyszało w brzuchu mamy, odruchowo zaciska piąstki na zabawkach, ma pierwotny odruch chodzenia czy mówienia, mimo że tak naprawdę umiejętności te rozwija dopiero po wielu miesiącach od narodzin. Amerykański psycholog Gordon Gallup w słynnym teście lustrzanym z 1970 r. udowodnił, że 8-miesięczny bobas posiada już świadomość własnego istnienia.

Rację miał amerykański astrolog i astrofizyk Carl Sagan, który powiedział: „Mózg to bardzo wielkie miejsce na bardzo małej przestrzeni”. Jest z nami podczas wszystkich ważnych życiowych wydarzeń. Kiedy ktoś nam się spodoba, wystarczą 4 sekundy, żeby w części międzymózgowia zwanej podwzgórzem zaczęła się produkcja związku chemicznego 2-fenyloetyloaminy. Ten hormon pożądania działa na człowieka podobnie jak amfetamina. Powiększa nam źrenice, szkli oczy, pobudza serce do szybszego bicia. Chwilę później w naszym ciele następuje prawdziwa burza reakcji chemicznych – w mózgu wzrastają poziomy dopaminy i noradrenaliny. Czujemy się szczęśliwi, mamy problemy z zapamiętywaniem, śmiejemy się bez powodu. Za zakochanie – wbrew temu, co sugeruje literatura – nie odpowiada serce, ale właśnie mózg.

Tak naprawdę każda nowa, zaskakująca sytuacja zwiększa produkcję dopaminy. Jeśli więc chcemy podtrzymać miłosne uniesienia w swoim związku, warto nie ulegać rutynie, ale inwestować w nowe doznania, na przykład masaż ukochanej czy ukochanego. Czuły dotyk wyzwala neuroprzekaźnik o nazwie oksytocyna, która umożliwia nawiązywanie trwałych relacji międzyludzkich i odpowiada za przywiązanie. Substancję tę określa się też jako hormon miłości.

Przykłady ludzkiej zależności od biologii można mnożyć. Okazuje się na przykład, że nasze poglądy polityczne – skłonność do konserwatyzmu lub liberalizmu – zależne są od wyposażenia genetycznego, które dostajemy od natury.

Dlaczego dzieli nas religia?

Dziecko się rodzi i… „od początku jego zachowanie zależne jest częściowo od genów. Jeśli będzie miało temperament, który możemy nazwać protoliberalnym, być może będzie odważniejsze, bardziej ciekawskie, skłonne do kwestionowania autorytetów i tradycji. Jest szansa, że nauczyciele i inni dorośli będą je traktować inaczej niż jego konserwatywne rodzeństwo. Wszyscy jesteśmy przecież mocno zależni od norm i zasad, które funkcjonują dookoła nas” – tak naszą wrodzoną skłonność do popierania prawej lub lewej strony politycznej sceny tłumaczy prof. Jonathan Haidt, autor książki „Prawy umysł: dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka”. Badania bliźniąt potwierdzają, że orientacja polityczna, tak jak i religijność, w 30–60 proc. zależą od genów, a w pozostałym stopniu od wychowania. Nasze życie jest więc mieszanką biologii i kultury. Inny badacz, prof. Richard E. Nisbett, dodaje do tego równania geografię. Bo mimo że wszyscy mamy takie same mózgi, nasz sposób postrzegania świata mocno zależy od tego, czy urodziliśmy się w Tokio, Moskwie czy w Londynie.  

 

Mózg może też w naszym życiu zdrowo namieszać. „Zostaliśmy przystosowani do życia myśliwych i zbieraczy, a żyjemy w innym, bardziej technologicznym i analitycznym świecie” – tłumaczy w książce „Die Kunst des klaren Denkens” („Piękno czystego myślenia”) szwajcarski pisarz Rolf Dobelli. To dlatego jesteśmy podatni na wszelkiego rodzaju błędy poznawcze. Wydajemy więcej pieniędzy, niż zarabiamy, inwestujemy w projekty ryzykowne i niesprawdzone, wierzymy szarlatanom, mamy skłonność do niemoralnego okrucieństwa, nie dbamy o ekologię czy zdrowie – trudno nam rzucić palenie, ograniczyć konsumpcję alkoholu albo tłustych potraw, jeździć ostrożnie autem, a także zmusić się do regularnego uprawiania sportu.

O pułapkach myślenia w książce pod tym właśnie tytułem fascynująco pisze także amerykański psycholog i ekonomista, laureat Nagrody Nobla Daniel Kahneman.

Czy mamy więc jakąś szansę w starciu z naszymi omnipotentnymi półkulami? I czy jest w ogóle sens
mówić o „wolnej woli”, skoro neurobiolodzy są w stanie udowodnić, że nasze mózgi podejmują decyzję
7 sekund przed tym, jak nam wydaje się, że ją świadomie i autonomicznie podjęliśmy?

Jaki wpływ ma na umysł geografia?

Dla ponad miliarda mieszkańców współczesnego świata ich kolebką jest starożytna Grecja. Ponad dwa miliardy z kolei swoje korzenie ma w starożytnej myśli chińskiej. Już od czasów Arystotelesa i Konfucjusza Wschód i Zachód świata więcej dzieli, niż łączy. Ludzie Wschodu patrzą na świat holistycznie, wierzą w prymat grupy nad jednostką i mają większy szacunek do natury. My na Zachodzie z kolei myślimy bardziej analitycznie, wyżej niż spirytualizm cenimy rozum, a ważniejszy od przynależności grupowej jest dla nas indywidualizm.

Ale czy różnice kulturowe widać też w aktywności mózgu? Amerykański neurobiolog prof. John Gabrieli z McGovern Institute for Brain Research w MIT uważa, że tak. Pracę mózgu Azjatów i Amerykanów prof. Gabrieli oglądał w serii eksperymentów przy użyciu rezonansu magnetycznego. W jednym z badań pokazywał badanym figury geometryczne, w innym – kazał przyglądać się wnętrzu akwarium. Wyniki były
jednoznaczne. Amerykanie koncentrowali się na pojedynczych przedmiotach znajdujących się w centrum obrazów, podczas gdy Azjaci zwracali większą uwagę na szczegóły. Te różnice widać było dokładnie na obrazach pracy mózgu – u Amerykanów rejony odpowiadające za koncentrację i uwagę aktywowały się wtedy, kiedy byli zmuszeni przyglądać się większym fragmentom. Z kolei mózg Azjatów wykonywał większą pracę podczas wypatrywania centralnych postaci czy pojedynczych przedmiotów. „Gdybym miał użyć metafory aparatu fotograficznego, powiedziałbym tak: ludzie Zachodu są jak zoom, a Wschodu – jak funkcja panoramiczna” – tłumaczył prof. John Gabrieli.

Do podobnego wniosku – że kultura ma podłoże neurobiologiczne – ale na podstawie innych biologicznych przesłanek doszedł prof. Richard Nisbett, psycholog społeczny z University of Michigan. W książce „Geografia myślenia. Dlaczego ludzie Wschodu i Zachodu myślą inaczej” opisuje badanie, w którym analizował mikroruchy gałek ocznych swoich studentów z różnych krajów Zachodu i Wschodu, którym pokazywano serię obrazków, co jakiś czas zmieniając tło niektórych z nich. Początkowo uwaga wszystkich patrzących koncentrowała się na tle. Później jednak studenci z Europy Zachodniej i Ameryki zaczynali przyglądać się postaciom i rzeczom znajdującym się na pierwszym planie. Z kolei Azjaci częściej zerkali na drobne szczegóły na drugim planie, dlatego kiedy na niektórych fotografiach zostawiono pierwszy plan, ale podmieniono tło, uznali je za zupełnie nowe.

Z kolei dwie psycholożki społeczne Anne Fernand i Hiromi Morikawa postanowiły zbadać, w jaki sposób rozmawia się z małymi dziećmi w rodzinach amerykańskich i japońskich. Odwiedzały domy badanych zaopatrzone w najrozmaitsze zabawki, prosząc matki o pokazanie, jak bawią się ze swoimi pociechami. Okazało się, że Amerykanki dwukrotnie częściej niż Japonki używały nazw przedmiotów, a Japonki dwa razy częściej aranżowały w zabawie sytuacje społeczne. „To jest samochód. Niebieski samochód. Widzisz, jaki jest ładny i jak szybko jeździ?” – mówiła mama blondwłosej Alice. W tym samym czasie japońska mama małego Tomo zabawiała swojego synka w inny sposób: „Samochodzik, brum brum. Daję ci go. A teraz ty mi go daj. Dziękuję”.

 

„Amerykańskie dzieci uczą się, że świat jest wypełniony obiektami, a dzieci japońskie – że polega głównie na relacjach” – podkreśla prof. Nisbett. Oczywiście, dzisiaj nasze kultury stopniowo ulegają wymieszaniu. Azjaci osiedlają się na Zachodzie, a ludzie z Europy czy Stanów Zjednoczonych, zmęczeni kapitalistycznym pędem, coraz częściej wybierają spokojne życie na wyspach Tajlandii czy Malezji. Może
za jakiś czas nie będzie już mowy o kulturowej wieży Babel?

Czy charyzmy można się nauczyć?

„Mam pewne marzenie”, zaczął swoje przemówienie czarnoskóry działacz społeczny. Był sierpień 1963 roku. Martin Luther King stał na schodach Mauzoleum Abrahama Lincolna i przemawiał do 250 tys. Amerykanów protestujących przeciw dyskryminacji rasowej. „Był magiczny, charyzmatyczny. Ludzie płakali. W powietrzu czuło się ekstazę. Kiedy wracałem do domu autobusem, czułem, jakbym płynął w powietrzu. Z dumy i szczęścia” – tak to pamiętne wystąpienie wspominał prof. Michael R. Winston, emerytowany wicedziekan Howard University w Waszyngtonie.

Czy charyzma dobrego mówcy jest czymś wrodzonym, czy można ją wytrenować jak biceps? Naukowcy od lat nie mogą znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Wiadomo jednak, że najlepsi przywódcy mają wysoko rozwiniętą inteligencję emocjonalną. W jej skład wchodzą takie cechy jak samoświadomość, autoregulacja, motywacja, empatia i umiejętności społeczne. W ostatnich latach badacze zaglądają jednak głębiej – aż do samej głowy charyzmatycznych liderów. Nowa dziedzina nauki, neurobiologia społeczna, analizuje, co dzieje się w mózgu, kiedy ludzie wchodzą ze sobą w interakcje.

Psychologowie Daniel Goleman i Richard E. Boyatzis twierdzą, że najlepsi przywódcy dzięki dobrze rozwiniętej empatii umieją dostroić się do nastrojów społecznych do tego stopnia, że zmienia się chemia mózgu ich samych oraz ich odbiorców. Innymi słowy, podczas tak porywającego przemówienia jak w wykonaniu Martina Luthera Kinga pojedyncze umysły są w stanie połączyć się w jeden system. Brzmi ezoterycznie? Być może, ale ma swoje twarde naukowe podstawy.

Wytłumaczeniem mogą być grupy neuronów zwane lustrzanymi, odkryte niedawno przez włoskich neurobiologów podczas skanowania pewnego obszaru w mózgu małpy. Okazało się, że ten rejon mózgu uaktywniał się tylko wtedy, kiedy zwierzę podnosiło do góry łapę. Któregoś dnia podczas przeprowadzania eksperymentu jeden z badaczy podniósł rękę, żeby poprawić okulary, co wywołało reakcję w badanej części mózgu zwierzęcia.

Dla naukowców był to konkretny dowód, że istnieją grupy neuronów, które naśladują lub odzwierciedlają to, co robią inni. „To działa jak społeczne Wi-Fi, łącząc wszystkich uczestników w jedną sieć doświadczenia” – tłumaczy Goleman w książce „Focus: The Hidden Driver of Excellence”. Co więcej, kontakt z charyzmatycznymi i przekonującymi ludźmi wyzwala w innych konkretne reakcje chemiczne. W mózgu aktywizują się grupy neuronów odpowiadające za emocje i osądy, wywołując fizyczne doznanie synchronizacji. Jest ono również widoczne u tańczących ze sobą zakochanych lub grających razem muzyków – sprawia, że ich ciała i umysły działają w pełnej harmonii, jakby wyczuwali, jaki ruch planuje
wykonać partner. Naukowcy nie wiedzą jednak, co powoduje, że jeden człowiek porywa tłumy, a innego po prostu łatwo zapominamy. Charyzma wciąż jeszcze pozostaje dla nas biologiczną enigmą, której nie można się po prostu nauczyć na zawołanie.

 

Dlaczego człowiek nie jest racjonalny?

W 1954 r. grupa psychologów społecznych badających teorię konfliktów międzygrupowych przeprowadziła eksperyment. Dziś prawdopodobnie z wielu powodów, głównie wieku badanych, nie mógłby się on odbyć. Eksperyment polegał na tym, że 22 rodzinom zaproponowano, żeby ich 12-letni synowie wzięli udział w obozie w malowniczym parku Robbers Cave w Oklahomie. Dobór uczestników nie był przypadkowy – chodziło o środowisko bardzo homogeniczne. Dzieci pochodziły więc z białych prawosławnych rodzin należących do klasy średniej. Wszystkich chłopców podzielono na dwie grupy.

Początkowo żadna z nich nie wiedziała o istnieniu tej drugiej. W każdym obozie praktykowano pewne zachowania stadne, które miały zbudować jednolitą tożsamość grupy. Obozowicze mieli swój własny hymn, flagę, nazewnictwo i zwyczaje. Świetnie się razem bawili. Jednak w którymś momencie eksperymentu powiedziano obu grupom o tym, że nie są w parku same. Wśród chłopców szybko pojawiła się wrogość, agresja i rywalizacja w stosunku do członków odrębnej grupy. Konflikt zażegnano dopiero wtedy, kiedy okazało się, że trzeba naprawić pompę wodną, która obsługiwała oba obozy.

Skąd tyle negatywnych emocji u nieznających się wcześniej chłopców? I dlaczego konflikt tak szybko udało się zażegnać? Badacze byli zgodni – nasze umysły już od dzieciństwa nie działają racjonalnie, ale są podatne na wpływ pewnych procesów poznawczych. Na przykład, na zachowanie dzieci antagonizująco podziałała symbolika odrębności – czyli flagi, które rozwieszali nad swoim obozowiskiem oraz hymn, który śpiewali co rano. Uczestnicy innego obozu, z innymi flagami, hymnem i zwyczajami, zostali uznani za wrogów. Wszystkich zjednoczyło jednak wspólne zadanie, które należało wykonać, żeby w obozie było co jeść i pić.

„Nasze mózgi są ewolucyjnie stworzone nie do tego, żebyśmy je doskonale rozumieli, ale żebyśmy przetrwali” – tak o eksperymencie pisze amerykański fizyk Leonard Mlodinow, autor wielu książek popularnonaukowych, m.in. napisanej wspólnie ze Stephenem Hawkingiem pozycji „Wielki Projekt”. Mniej więcej od połowy ubiegłego wieku wiemy już, że jesteśmy nieracjonalni i wpadamy w pułapki poznawcze, które prowadzą do pomyłek i złych życiowych wyborów. Na przykład, większość ludzi ma problem z rozsądnym gospodarowaniem swoimi pieniędzmi.

Amerykańscy psychologowie izraelskiego pochodzenia Amos Tversky i Daniel Kahneman postanowili przyjrzeć się dokładniej temu zjawisku w tzw. eksperymencie teatralnym. Spróbuj wyobrazić sobie dwie sytuacje. Sytuacja pierwsza: kupiłeś bilet do teatru. Kosztował 50 zł. Jednak tuż przed wejściem uświadamiasz sobie, że go zgubiłeś. Kupisz nowy? Sytuacja druga: Idziesz do teatru bez biletu, bo masz zamiar kupić go w kasie. Na miejscu zauważasz jednak, że zgubiłeś gdzieś pięćdziesięciozłotowy banknot, który miałeś w portfelu. Ale spokojnie, w kieszeni masz jeszcze gotówkę. Starczy na bilet. Czy teraz kupujesz bilet? Wyniki?

Okazało się, że w pierwszym przypadku nowy bilet zdecydowało się kupić tylko 46 proc. badanych. Natomiastw drugim ta liczba wzrosła do… 84 proc.! To tym większa różnica, jeśli uświadomimy sobie, że w rzeczywistości chodziło przecież o utratę tej samej wartości, czyli 50 zł. Analizując wyniki Tversky i Kahneman doszli do wniosku, że ludzie podejmują decyzje ekonomiczne bardzo spontanicznie, zależnie od kontekstu sytuacyjnego i emocji. Innymi słowy, są kompletnie nieracjonalni. A dodatkowo rządzi nimi „niechęć do straty” (ang. „loss aversion”), która oznacza, że dużo bardziej pragną unikania strat niż marzą o zyskach. Na przykład, utrata 500 złotych boli nas bardziej, niż cieszy wygrana w lotto tej samej kwoty. Kahneman i Tversky nazwali ten proces „mentalną księgowością”.

Czy istnieje wolna wola?

Jak się okazuje, łatwo nami manipulować, bo jesteśmy nie tylko dość nieracjonalni, ale też zbyt optymistyczni. Tę skłonność psychologowie społeczni nazywają „skrzywieniem optymistycznym”. Oznacza ona, że ludzie z reguły oceniają swoje życiowe szanse lepiej niż gorzej. Zakładają, że wbrew statystykom akurat ich małżeństwo się nie rozpadnie, lokata finansowa przyniesie oczekiwane zwroty, a mimo wysokiego bezrobocia akurat ich dzieci znajdą dobrą pracę. Wydałoby się, że dobrze jest być optymistą. Ale w skali makro oznacza to również większą tendencję do przeceniania swoich możliwości i podejmowanie ryzykownych decyzji. Stąd ogromna popularność kredytów, pożyczek i innych ryzykownych układów finansowych.

Błędy poznawcze wiodą nas na manowce właściwie w każdej dziedzinie życia. Głosujemy na pewnych polityków nie tylko dlatego, że się z nimi zgadzamy, ale dlatego, że podoba nam się, jak wyglądają. Łatwiej też nam się z kimś zaprzyjaźnić, jeśli mamy coś wspólnego – kończyliśmy ten sam uniwersytet, mamy wspólnych przyjaciół czy nosimy to samo imię. Stąd taki wielki sukces Facebooka. Umożliwił nam poszukiwanie „swoich” i budowanie swoistych klanów przynależności grupowej. Czy na te wszystkie mentalne pułapki jest jakiś ratunek? „Poznać naturę błędów poznawczych i próbować oszukać swój umysł” – radzi Mlodinow. Immanuel Kant mógłby się zdziwić – zdaje się bowiem, że nie ma czegoś takiego jak wolna wola…