Prestiż, turystyka, inwestorzy – to trzy czynniki, które napędzają trwający od kilkudziesięciu lat wyścig budowniczych drapaczy chmur. Przez 24 lata w tej konkurencji prym wiodły Stany Zjednoczone ze swoim Sears Tower (443 metry) górującym nad Chicago. 10 lat temu straciły pierwszeństwo na rzecz Petronas Towers (452 metry), bliźniaczych wież zbudowanych w Kuala Lumpur. Od tego czasu wyścig nabieta tempa – Petronas Towers zostały zdetronizowane po zaledwie sześciu latach przez tajwańskiego giganta Taipei 101 (509 metrów). W lipcu Azjatów przegonili nowi gracze – Arabowie. Ich megakonstrukcja nazwana Burj Dubai będzie po ukończeniu mierzyła ponad 800 metrów (dokładna wysokość wciąż jeszcze nie jest znana), ale już na początku sierpnia przekroczyła wysokość 509 metrów, tym samym stając się najwyższym budynkiem na świecie. Co prawda rekord nie został oficjalnie uznany, bo budynek nie jest ukończony, ale jego wysokość mówi sama za siebie. Ale wysokość nie jest jedyną konkurencją w tych zawodach. Równie ważny jest oryginalny, intrygujący projekt, który sprawi, że danego budynku nie będzie się dało pomylić z żadnym innym. Szczególnie modne jest wplatanie symboliki związanej z tradycjami kraju – powtarzająca się w konstrukcji Taipei 101 liczba 8 brzmi po chińsku jak „dużo zarabiać”.
Piotr Stanisławski