Mars pod wieloma względami różni się od Ziemi. Temperatury w nocy sięgają tam nawet -140 stopni Celsjusza, aby w nocy wzrosnąć w okolice zera, ciśnienie na powierzchni planety wynosi zaledwie ok. 7 hPa, czyli jest ponad sto razy rzadsze od ziemskiego. Przez tę rzadką atmosferę oraz przez brak pola magnetycznego do powierzchni planety dociera znacznie więcej szkodliwego promieniowania niż na powierzchnię Ziemi. Jakby tego było mało, planeta jest po prostu sucha. O ile kiedyś przez setki milionów lat mogła tam płynąć woda, o tyle teraz na powierzchni wody w stanie ciekłym już nie znajdziemy.
Nie oznacza to jednak, że wody na Marsie nie ma w ogóle. Sędziwa już europejska sonda kosmiczna Mars Express, która krąży wokół Czerwonej Planety już od ponad dwudziestu lat, odkryła właśnie całkiem sporo wody w formie lodu ukrytego tuż pod powierzchnią Marsa w rejonie równikowym (MFF). “Całkiem sporo” jest tu jednak niewłaściwym określeniem. Naukowcy wskazują bowiem, że gdyby cały ten lód wydobyć i roztopić, to wody wystarczyłoby na pokrycie całej powierzchni Marsa oceanem o głębokości od 1,5 do 2,7 metra.
Warto tutaj wspomnieć, że takie połacie podziemnego lodu już wcześniej odkrywano w różnych miejscach na Marsie, jednak opisywana tutaj warstwa ma zdecydowanie największą objętość spośród wszystkich dotąd odkrytych. Dane z sondy kosmicznej wskazują, że mamy tutaj do czynienia z warstwą o grubości 3,7 kilometra, która skrywa się pod warstwą pyłu i skał o grubości kilkuset metrów. Sam lód także nie jest tylko czystym blokiem lotu, a raczej jest lodem bardzo zanieczyszczonym pyłem marsjańskim.
Czytaj także: Woda na Marsie. W końcu wiemy, jak długo mogła tam istnieć
Odkrycie dużej ilości wody na Marsie brzmi obiecująco, ale naukowcy wskazują także na kilka istotnych czynników. Potencjalne przyszłe załogowe misje marsjańskie miałyby zdecydowanie najłatwiej, gdyby musiały wylądować (a potem wystartować) w okolicach równika. Odkrycie właśnie tam dużych zapasów lodu wodnego wydaje się zatem obiecujące. Warto jednak pamiętać, że ogromnym problemem będzie dostanie się do tych zapasów. Wyobraźmy sobie pierwsze misje marsjańskie, które będą dostarczały ludzi na powierzchnię Marsa. Nie będzie można zabrać z Ziemi ciężkiego sprzętu, który mógłby dokopać się przez kilkaset metrów skał do warstwy lodu. Sami astronauci zmuszeni do noszenia skafandrów kosmicznych ze względu na niskie ciśnienie na powierzchni planety, także nie będą doskonałymi górnikami. Tutaj warto przypomnieć, że 2008 roku lądownik Phoenix odkrył lód tuż pod warstwą pyłu w miejscu lądowania w okolicach okołobiegunowych. Nie jest to już tak atrakcyjny i łatwy teren do realizacji misji załogowych, ale akurat woda jest tam na wyciągnięcie ręki.
W okolicach równika podpowierzchniowy lód wodny wykrywano także już chociażby w słynnym systemie kanionów Vallis Marineris (sonda Trace Gas Orbiter), czy też na terenie Noctis Labyrinthus, zaledwie 7 stopni na południe od równika.
Czytaj także: Już wiemy, co się stało z wodą na Marsie. Nie uciekła w kosmos
Jeżeli ktoś się zastanawia, w jaki sposób lód wodny był w stanie przetrwać w okolicach równika planety, naukowcy spieszą z odpowiedzią. Za wszystko miałoby być odpowiedzialne nachylenie osi rotacji Czerwonej Planety względem płaszczyzny orbity. Aktualnie nachylenie to wynosi 25 stopni (w przypadku Ziemi to 23 stopnie), ale jak zwracają uwagę badacze, na przestrzeni eonów zmieniało się ono w zakresie od 10 do 60 stopni. To właśnie w okolicach tego drugiego ekstremum, kiedy bieguny planety mogły być bardziej skierowane w stronę Słońca, lód wodny mógł formować się w okolicach równika znacznie szybciej. Jeżeli został względnie szybko przykryty pyłem, którego na Marsie jest pełno, to nic mu się nie mogło potem stać przez setki milionów lat i aż do dnia dzisiejszego.
Odkrycie opisane w artykule z pewnością jakoś znacząco nie przyspieszy pierwszych załogowych misji marsjańskich, ani powstania pierwszej kolonii na Marsie. Nie zmienia to jednak faktu, że jest zawsze jakąś pozytywną informacją dla tych, którzy marzą, aby z tego martwego i suchego globu zrobić miejsce, na którym dałoby się w jakiś sposób żyć samowystarczalnie.