Gdy 19 grudnia 1970 r. Władysław Gomułka opuszczał salę obrad Biura Politycznego KC PZPR, wiedział, że ma przeciw sobie większość partyjnego aparatu. Czy jednak zdawał sobie sprawę z tego, że oto nieodwołalnie kończy się jego epoka, i nic już nie zmieni biegu spraw? Wychodząc w towarzystwie lekarza, zapewniał, że rezygnuje z aktywności politycznej jedynie na chwilę, i gdy powróci do zdrowia, znowu stanie na czele partii. Czy w to wierzył? Być może. Na pewno nie wierzyła sala, która już przyzwyczajała się do nowego (choć pojawiającego się od pewnego czasu) nazwiska – Gierek. Na chwiejnych nogach, z wylewem w oku, Gomułka wyszedł z gmachu Domu Partii i już wkrótce znalazł się w rządowym szpitalu na Hożej, gdzie poddał się serii badań kardiologicznych. Być może to ich wynik (albo po prostu polityczny realizm) sprawił, że już następnego dnia, 20 grudnia, zrezygnował ze stanowiska I sekretarza. Zresztą nacisk zwolenników Gierka był tak duży, że wszelkie próby odwlekania rezygnacji mijałyby się z celem. Nie sądził, że tak potoczą się wydarzenia – przecież niespełna dwa tygodnie wcześniej odniósł swój największy polityczny sukces:uznanie przez RFN granicy Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej. Wkrótce został przeniesiony na emeryturę.
Mając dużo czasu, a jednocześnie poczucie, że powinien się wytłumaczyć ze swych dramatycznych decyzji z Grudnia, opracował memorandum do władz partii, w którym odpierał oskarżenia przeciwko swojej osobie. Nowe władze partyjne nie pozwoliły mu przedstawić tego memorandum przed Komitetem Centralnym PZPR i wykluczyły go z tego grona. „Wiesław” stracił wówczas wszystkie stanowiska państwowe. Nowe kierownictwo partii postanowiło nie rozliczać jego przeszłości z lat 1956–1970. Nowy I sekretarz KC uważał, że to dla… dobra jego poprzednika. Nie wychwalano więc zasług Gomułki, ale też nie wykorzystywano dramatu Grudnia, aby go politycznie niszczyć. W wywiadzie rzece pt. „Przerwana dekada”. Edward Gierek wspominał: „Miałem świadomość, że tracę poklask tłumu chroniąc Gomułkę. Wolałem jednak odciąć się od jego metod nie rozliczając się z nim personalnie. (…) Robiąc Gomułce sąd, nawet nie formalny, a tylko prasowy, doprowadziłbym do demontażu socjalizmu. A tego za wszelką cenę chciałem uniknąć. Tylko polityczne dziecko bądź głupiec może sądzić, że pierwszego sekretarza spluć można od stóp do głowy, nie powodując przy tym załamania ustroju. Wiedział o tym Gomułka i nie tykał Bieruta, człowieka, z którym walczył przez kilka lat i za walkę z którym zapłacił więzieniem. (…) Ja, podobnie, odżegnałem się od strzelania, ale Gomułki nie pozwoliłem tykać”.
SPACERY PO LESIE
Inna sprawa, że mimo zapewnień Gierka media dość długo pisały o ciemnych stronach panowania Gomułki. Ryszard Strzelecki-Gomułka, syn byłego I sekretarza KC, mówi „Focusowi Historia”: „Przez pierwsze miesiące 1971 roku ojciec chorował, zła praca serca wymagała leczenia szpitalnego. Prawdopodobnie na stan jego zdrowia wpłynęła panująca w środkach masowego przekazu atmosfera nagonki na jego osobę. Mimo odczucia, że ocena jego działalności jest wysoce krzywdząca, nie uskarżał się, nie okazywał rozgoryczenia. Z pewnością znacznie bardziej przeżywał polityczne ataki w latach 1949–1951, gdy oskarżano go o prawicowonacjonalistyczne odchylenie, a następnie aresztowano”. Gdyby Gomułka nie czytał gazet i nie oglądał dziennika telewizyjnego, być może czułby się lepiej. Ale on nie potrafił żyć bez informacji – nawet ciężko chory (także tuż przed śmiercią) śledził bieżące wydarzenia w kraju i komentował je tym, którzy chcieli go słuchać.
Z czasem zrozumiał, że próby dotarcia do opinii publicznej skazane są na porażkę. Opinii, którą nie bardzo się przejmował w czasach,gdy był na szczycie. „Gomułka nie chciał się kontaktować z opinią publiczną, jeśli już, to raczej z opinią partyjną. Po 1970 roku z rzadka spotykał się z tymi, z którymi chciał, i swoje opowiadał. Nie stwarzał zatem żadnego kłopotu swoim następcom” – mówi „Focusowi Historia” znawca problematyki PRL, profesor Wiesław Władyka. Coraz bardziej szwankowało zdrowie byłego przywódcy PZPR, więc wizyty w przychodniach i szpitalach (a także sanatoriach Ciechocinka) powoli stawały się rutyną. Dużą część wolnego czasu Gomułka przeznaczył na spacery. Lekarz zalecił mu, aby przebywał na świeżym powietrzu nawet do trzech godzin. Dlatego niemal codziennie pod domem byłego I sekretarza przy alei Na Skarpie pojawiał się służbowy samochód, który wiózł Gomułkę (przeważnie w towarzystwie żony) poza miasto. W 1973 roku władza przekazała „Wiesławowi” willę w Konstancinie, która doskonale doskonale nadawała się na punkt wypadowy do lasów, otaczających to przedwojenne uzdrowisko. Gomułka jednak nigdy nie zdecydował się zamieszkać w Konstancinie – o wiele większym sentymentem darzył dom w podotwockim Śródborowie, który jednak opuścił w 1970 roku.
W spacerach – oprócz żony – w dni wolne od pracy towarzyszyli mu również inni członkowie rodziny. Czasami przyłączali się także bliżsi bądź dalsi znajomi. Jak wspomina Ryszard Strzelecki-Gomułka, rozmawiano na rozmaite tematy, jednak te stricte polityczne zarezerwowane były dla grona najbliższych współpracowników z dawnych lat, którzy odwiedzali Gomułkę w jego domu. Wśród nich był „człowiek numer dwa” w czasach władzy „Wiesława”, czyli Zenon Kliszko, a także Ignacy Loga-Sowiński oraz Ryszard Strzelecki (członek Rady Państwa w latach 1961–1972, nie mylić z synem Władysława Gomułki). Przedstawiciele nowej władzy raczej nie składali wizyt. Owszem, zdarzało się, że z okazji urodzin pojawiła się delegacja partyjno-rządowa, ale były to jedynie krótkie epizody. „Sporo czasu ojciec poświęcał na czytanie książek, głównie opisujących niezbyt odległe okresy polskiej historii. Bardzo cenił dokonania krakowskiej szkoły historycznej, ale zapoznawał się również z pracami autorów współczesnych, w tym Pawła Jasienicy” – wspomina Strzelecki-Gomułka. To zaskakująca informacja! Przypomnijmy: Jasienica był uważany przez administrację Gomułki za przedstawiciela inteligenckiej opozycji. To w latach 60. Służba Bezpieczeństwa podstawiła mu agentkę Zofię O’Bretenny, pseudonim Ewa, która zaprzyjaźniła się z pisarzem, a następnie została jego żoną. Sam Gomułka miał kiedyś określić autora „Polski Piastów” mianem bandyty, mordercy, podpalacza białoruskich wsi.
NA TROPIE NOWOTKI
Tak czy inaczej, „Wiesław” zaczytywał się w książkach historycznych, natomiast nie przepadał za prozą beletrystyczną. Jednak w swym domu w Krośnie (a więc w czasach przedwojennych) skompletował niewielką biblioteczkę, w której znajdowały się powieści takich autorów jak Maksym Gorki czy Ilia Erenburg. Na marginesie – po śmierci Gomułki w domu tym powstało muzeum „Wiesława”. Jednak w latach 90. zostało zlikwidowane. Po Grudniu Gomułka miał dużo czasu, więc mógł oddawać się swej pasji wyjaśniania zagadek związanych z ruchem komunistycznym. „Ojciec prowadził coś w rodzaju własnych badań historycznych. Dużo wysiłku włożył w wyjaśnienie śmierci Marcelego Nowotki. Przekazywał swoje opinie i przyjmował materiały i uwagi od odwiedzających go ludzi, zajmujących się zawodowo lub sporadycznie sprawami historii” – wspomina Strzelecki-Gomułka. Szczególnie interesowała go sprawa Józefa Mitzenmachera (pisaliśmy o tym w numerze 09/2009) – domniemanego agenta NKWD, który w czasie wojny podjął współpracę z gestapo, a po 1954 r. dogadał się z władzą ludową. Według najbardziej rozpowszechnionej wersji Mitzenmacher, pod pseudonimem Jan Reguła, stworzył monumentalne dzieło „Historia KPP”. Gomułka starał się udowodnić, że to nie on ukrywał się pod nazwiskiem Reguła, oraz to, że w jego życiorysie jest wiele przekłamań.
Pracował w swym gabinecie na trzecim piętrze – spędzał za biurkiem wiele godzin dziennie. Ale około 19.30 – tak, jak w latach na szczycie władzy – zasiadał do kolacji, podczas której, wraz z żoną, oglądał Dziennik. W ogóle na temat relacji Gomułka–telewizor powstało wiele mitów. Według najzacieklejszych krytyków „Wiesława” miał on rzucać kapciem w ekran, kiedy pojawiała się na nim tryskająca erotyzmem Kalina Jędrusik.To oczywista nieprawda – Gomułka nie nosił kapci, ale ciasno zawiązane obuwie ortopedyczne, będące konsekwencją rany postrzałowej, jaką odniósł podczas demonstracji w 1932 roku. Poza tym, nigdy nie naraziłby na szwank sprzętu, noszącego znamiona luksusu, jakim był odbiornik telewizyjny. Plotka głosiła też, że miał być wielbicielem czarno-białego świata westernów. Strzelecki- Gomułka nie potwierdza tej wersji – jego zdaniem ojciec nie przepadał za filmami, a jeśli coś wzbudzało jego zainteresowanie (oprócz programów politycznych), to Teatr Sensacji i „Kobra” (często oparte na wydarzeniach autentycznych). Kolejny mit: ulica szeptała, że sknerowaty I sekretarz wypala jedynie połowę sporta, by mieć na później drugą połowę. Prawda była zaś taka, że Gomułka za wszelką cenę chciał rzucić palenie i ograniczał je, jak mógł. Bezskutecznie.
DETALE WSPOMNIEŃ
Prawdopodobnie w 1974 roku, za namową swej żony, Gomułka zaczął pisać wspomnienia, głównie odwołując się do swej pamięci (opisy większości wydarzeń obfitują w liczne szczegóły – świadczą one, że była znakomita). Być może to właśnie owo koncentrowanie się na detalach sprawiło, że Gomułce udało się doprowadzić wspomnienia jedynie do 1945 r. Po 1980 zdrowie nie pozwoliło mu na kontynuowanie pracy. Redaktorem wspomnień – już w latach 90. – był historyk prof. Andrzej Werblan, były sekretarz KC, jeden z tych przedstawicieli władzy, którzy odwiedzali Gomułkę po 1970 r. W PRL wspomnienia te, zawierające bardzo krytyczne uwagi na temat Związku Radzieckiego i wiele gorzkiej prawdy o rodzeniu się Polski Ludowej, nie mogły się ukazać. Poza tym dotyczyły działalności ludzi żyjących wówczas i związanych z władzą. Dopiero w 1993 roku Ryszard Strzelecki- Gomułka uznał, że nadszedł właściwy czas na publikację.
„Najtrudniejsze – wspomina „Focusowi Historia” prof. Werblan – było »okrojenie« dzieła do objętości, jaką wydawnictwo gotowe było zaakceptować. W pierwotnej wersji wspomnienia miały około stu arkuszy wydawniczych, tymczasem wydawca nie godził się na więcej niż sześćdziesiąt arkuszy. Wypadło więc wiele komentarzy do bieżącej sytuacji politycznej, które nie miały wiele wspólnego z życiem i karierą »Wiesława«. Ale praca nad tym, zaskakująco dobrym po względem literackim materiałem, była dla mnie prawdziwą przyjemnością” – zapewnia prof. Werblan i dodaje: „Rękopis przepisywała maszynistka. Ciekawe, że na maszynopisie Gomułka nie robił praktycznie żadnych poprawek – to, co napisał odręcznie, nie wymagało już korekt”. „Wiesław” brał pod uwagę możliwość wydania swych wspomnień za granicą. Rozmawiał nawet w tej sprawie z Adamem Schaffem, cenionym w środowiskach zachodnioeuropejskiej lewicy filozofem nurtu marksistowskiego, usuniętym z PZPR w 1968 roku. „Schaff był gotów wesprzeć tę ideę, ale Gomułka się rozmyślił, uznając, że jego wspomnienia powinny się ukazać najpierw w kraju” – mówi prof. Werblan. Na początku lat 80. nie był już w stanie pisać – rak płuc postępował w szybkim tempie – ale nadal interesował się polityką. Bał się, jak to określał, „roszczeniowych” postaw „Solidarności” i utrzymywał, że cała ta rewolta demokratyczna zakończy się katastrofą. Zmarł w swoim domu, nad ranem 1 września 1982 r., w czasie stanu wojennego, który został wprowadzony, by tę rewoltę zdusić.
Profesor Władyka, nie zapominając o błędach, które popełnił Gomułka, jego osobę ocenia raczej pozytywnie: „Po latach można powiedzieć, że była to postać nietuzinkowa i pełna sprzeczności. Miał twardy charakter oraz niepospolitą wolę – cechy, które charakteryzują polityków wielkich. Miał przewagę nad swoim otoczeniem (co ono po latach przyznawało, z niejakim kompleksem, a byli tam ludzie nieraz dużego kalibru). Czuł się osobiście odpowiedzialny za całość, za Polskę – akurat socjalistyczną – i był święcie przekonany, że ma rację”.
Kontekst Grudnia 1970
W 1970 roku Republika Federalna Niemiec ostatecznie uznała zachodnie granice Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej. Nastąpiła zasadnicza zmiana stanowiska RFN, która od czasów swojego powstania określała Ziemie Odzyskane jako tereny przynależne do Niemiec, a znajdujące się pod tymczasową polską administracją. Organizacjom przesiedleńczym władze RFN obiecywały powrót do stron rodzinnych. Rządy USA i Wielkiej Brytanii nie sprzeciwiały się tej polityce. Republika Federalna była z nimi w wojskowym sojuszu, co z punktu widzenia interesów Polski stanowiło istotne zagrożenie dla stabilności jej zachodnich granic. Sprawa ich zabezpieczenia była jednym z zasadniczych elementów polityki Władysława Gomułki. W jakimś stopniu wpływała na to pamięć o przebiegu konferencji trzech zwycięskich mocarstw w Poczdamie. Był członkiem polskiej delegacji na tę konferencję. Postawę mocarstw zachodnich, a zwłaszcza stanowisko premiera Winstona Churchilla, odczuwał jako niezgodne z narodowym interesem Polski. W pamiętnikach Churchill jasno sprecyzował swoje stanowisko – jego zdaniem, Polska chce powtórzyć swój błąd z przeszłości: uprzednio usadowiła się za daleko na Wschodzie, teraz chce usadowić się za daleko na Zachodzie. Jeśli tak się stanie, Niemcy będą dążyły do odzyskania swoich terytoriów, a Polacy nie zdołają temu zapobiec. Ojciec wspominał, jak będąc w Poczdamie, przestraszył swoją osobą Stalina. Na konferencji wódz ZSRR dość zdecydowanie wystąpił za oddaniem obszarów do Odry i Nysy Łużyckiej pod polską administrację. Dla przedyskutowania tych spraw ojciec miał umówione z nim spotkanie w jego rezydencji. Został wpuszczony do gabinetu bez uprzedniego poinformowania Stalina przez jego otoczenie o przybyciu Gomułki. Widok wchodzącego obcego człowieka wyraźnie przestraszył Stalina. Dopiero po pewnym czasie Generalissimus uspokoił się. Podpisana (7 grudnia 1970 r.) umowa z socjaldemokratycznym rządem Willy’ego Brandta stanowiła prawne, traktatowe zabezpieczenie zachodnich granic państwa polskiego. Fakt ten, o dużej doniosłości historycznej, jest obecnie w publicystyce pomijany, a jedynym godnym przypomnienia wydarzeniem z pobytu Brandta w Warszawie jest jego uklęknięcie przed pomnikiem Bohaterów Getta. Przyczyną tragicznych wydarzeń Grudnia 1970 roku na Wybrzeżu była ogłoszona podwyżka cen żywności, nie w pełni rekompensowana obniżkami cen farmaceutyków i towarów przemysłowych powszechnego użytku. Moment wprowadzenia podwyżek, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, był w swoich skutkach fatalny. Zastanawiałem się, dlaczego ojciec akceptował termin połowy grudnia, chociaż z punktu widzenia budżetu bez większych problemów można było wprowadzić zmianę cen w następnych miesiącach. Być może nasilenie protestów byłoby wówczas mniej gwałtowne. Przypuszczam, że sprawa prawnego uregulowania granic zachodnich zdominowała ocenę rzeczywistości u mojego ojca. Według niego sprawa ta, w hierarchii wydarzeń, przewyższyła inne. Prawdopodobnie sądził, że odczucia społeczne są podobne; że Polacy docenią, że Ziemie Zachodnie stały się na trwałe częścią naszego kraju. Również uzyskane przez ojca opinie z aparatu partyjnego wskazywały, że nie należy spodziewać się protestów społecznych. Prawdopodobnie niektóre z uspokajających opinii, jak również brak ostrzeżeń ze strony Służby Bezpieczeństwa, miały na celu doprowadzenie do sytuacji konfliktu i zaburzeń, w której możliwe będzie odsunięcie Władysława Gomułki od władzy. W aparacie partyjnym i w niektórych instytucjach państwowych ukształtowały się grupy, inspirowane przez odpowiednie organy Związku Radzieckiego, które dążyły do tego celu. Przebieg wydarzeń na Wybrzeżu wskazuje na wystąpienie działań o charakterze prowokacji.
Ryszard Strzelecki-Gomułka