Ash Dykes jest walijskim podróżnikiem i wyczynowcem, który ma na koncie trzy rekordy świata. Możemy go kojarzyć, jako człowieka, który w 2014 roku przeszedł w pojedynkę Pustynię Gobi (2400 kilometrów), a w 2015 roku odbył pieszą wędrówkę przez osiem najwyższych szczytów Madagskaru (2600 kilometrów). Ostatnim jego wyczynem było przejście wzdłuż rzeki Jangcy w Chinach (6400 kilometrów), którego dokonał sześć lat temu.
Czytaj też: Wielki Mur Chiński ma konkurenta. Archeolodzy znaleźli go w zupełnie innym kraju
Tym razem Ash pokazuje nam Wielki Mur Chiński, jego historię i ludzi mieszkających w jego sąsiedztwie. Czyni to jednak w sposób kompletnie inny. Była to pierwsza okazja dla młodego sportowca, aby poprowadzić własny program podróżniczy. Produkcja pt. „Wielki Mur Chiński z Ashem Dykesem” jest dostępna na Polsat Viasat Explore. Mieliśmy okazję porozmawiać z Ashem i zapytać nie tylko o same aspekty kręcenia programu, ale również o wrażenia z wielomiesięcznej podróży do Chin.
Jakub Zygmunt: Gdybyś miał wymienić jedną rzecz, która wyróżnia twoją przygodę z Wielkim Murem Chińskim od pozostałych wypraw, to co by to było?
Ash Dykes: To bardzo dobre pytanie. Wymienię dwie rzeczy: głębia i różnorodność, ponieważ zagłębiałem się w wiele różnych aspektów Wielkiego Muru Chińskiego i pokazywałem to w programie w sposób bardzo różnorodny poprzez historię, mieszkańców, tradycję i kulturę.
– To nie był twój pierwszy raz w Azji czy nawet w Chinach, ale bardzo odmienny od poprzednich wyjazdów. Jakie były początki wyprawy na Wielki Mur Chiński? Jak długo trwały przygotowania do programu, który prowadzisz?
– To był pomysł, który pojawił się w 2020 lub w 2021 roku Wraz z zespołem chcieliśmy nakręcić program przygodowy obejmujący całe 21 tys. kilometrów Wielkiego Muru Chińskiego. Trzeba było zastanowić się nad tym, jak to robić. Zagłębiliśmy się w wiele różnych obszarów. W dużej mierze zajmuję się survivalem, turystyką pieszą, skokami spadochronowymi i nurkowaniem, zatem chciałem, aby był to program, w którym przemierzamy 21 tys. kilometrów od punktu A do B drogą lądową, powietrzną i morską. Mieszamy to tutaj z odrobiną humoru, aby widzowie chcieli to oglądać, jednocześnie poznając historię miejsc i ludzi.
Czytaj też: 5 konstrukcji, które widać z kosmosu. Obalamy mit, że tylko Wielki Mur Chiński można dostrzec
– Jeśli chodzi o planowanie, myślę, że z pewnością było to o wiele trudniejsze doświadczenie dla zespołu zajmującego się dystrybucją i produkcją. Około ośmiu osób przyjechało z całym sprzętem – od reżyserów, producentów wykonawczych, po kamerzystów, którzy kręcili zdjęcia przez około cztery miesiące. Do moich zadań należało nie tylko dobre zaprezentowanie się przed kamerą, ale m.in. dowiedzenie się czegoś więcej o miejscowej ludności. Całe to przedsięwzięcie było inne od poprzednich wypraw. W przypadku Mongolii czy Madagaskaru wędrowałem w pojedynkę. Sam musiałem wszystko zaplanować i zorganizować. W przypadku Wielkiego Muru Chińskiego jestem wdzięczny, że miałem tak dobry zespół, który zajął się większością zadań.
– Mówisz, że spotkałeś podczas kręcenia programu wielu lokalnych mieszkańców. Czy historia któregoś z nich szczególnie zapadła ci w pamięć lub zainspirowała do czegoś?
– Trudno wybrać jedną osobę, było ich tak wiele, ale myślę, że gdybym musiał zdecydować, to jedną z nich byłby pan Zhang z Shanhaiguan. Starszy facet wyglądający na około 70 lat. Był strażnikiem Wielkiego Muru Chińskiego. Każdego ranka wstawał o 4.30. Zajmował się doglądaniem i odnawianiem ścian muru oraz zbiórką śmieci. Sporządzał także mapy i wysyłał je do samorządu. Był przy tym tak pełen energii. Miał jej więcej niż moi znajomi w wieku 20 czy 30 lat. Pamiętam, jak pomyślałem podczas spotkania z nim: „wow, to starszy facet, ale jest szczęśliwy, pełen entuzjazmu, w dobrej formie, zdrowy i naprawdę czuje, że ma silną więź z tym, co robi i czuje w tym cel.” Pan Zhang twierdził, że to jest właśnie klucz do jego długowieczności oraz prowadzenia szczęśliwego i zdrowego życia. To było niesamowite poznać kogoś takiego.
Czytaj też: Bezpowrotnie zniszczyli Wielki Mur Chiński. Ich tłumaczenia są naprawdę absurdalne
– Drugą osobą, o której pamiętam i wymienię, to pan Dong – pierwsza osoba, która przeszła całą długość Wielkiego Muru Chińskiego. Było to dla mnie zaszczytem, że mógł on współtworzyć moją podróż i dzielić się tak wielką wiedzą o Murze, z której nawet nie zdawałem sobie sprawy.
– Wspominasz w programie, że wyprawy piesze przez Madagaskar, Pustynię Gobi czy wzdłuż rzeki Jangcy ukształtowały to, kim naprawdę jesteś. Jak tamte doświadczenia pomogły ci w przypadku przygody na Wielkim Murze Chińskim?
– Masz rację, myślę, że wszystkie poprzednie wyprawy naprawdę ukształtowały mnie na Asha, którym jestem dzisiaj. Wszystkie doświadczenia, wszystkie trudności, wszystkie przeciwności losu, przez które musiałam przejść, sprawiły, że jeszcze bardziej doceniam życie. Teraz znam też swoje ograniczenia. Wiem, co mogę, a czego nie, znam swoje możliwości. Wspaniale było móc podzielić się tym doświadczeniem podczas przygody na Wielkim Murze Chińskim. Dotychczas podczas moich podróży odbywałem wiele spotkań z miejscowymi po drodze, ale nigdy nie udawało mi się ich uchwycić w kadrze, bo uważam to za niegrzeczne, aby brać kamerę i filmować siebie rozmawiającego z kimś innym. Dlatego zawsze chowałem aparat i wtedy naradzała się ta więź z drugim człowiekiem. Natomiast w przypadku Wielkiego Muru Chińskiego, to dzięki ekipie filmowej udało się naprawdę uchwycić komunikację z miejscowymi. Jestem dumny, że mogłem podkreślić niesamowitą historię ludzi, ich pasje i przekonania.
– Da się zauważyć, że w programie mówisz po chińsku z lokalną ludnością. Gdzie się nauczyłeś języka?
– Znam chiński wystarczająco, żeby przeżyć. Nauczyłem się go przed ponad 6000-kilometrową wędrówką wzdłuż rzeki Jangcy. Najpierw brałem trzymiesięczne lekcje w Dali, które znajduje się w prowincji Yunnan. Po latach znów zacząłem się uczyć, ale online i w Wielkiej Brytanii, żeby być gotowym do kręcenia programu o Wielkim Murze Chińskim. Nauka tego języka jest jednak trudna, ponieważ istnieje wiele dialektów, w których pojawiają się nowe znaczenia słów itd. Było to wymagające, ale poradziłem sobie jakoś z tym.
Czytaj też: Najstarsza znana ludzkości zbroja wciąż zachwyca. Sprawdzono czy dałoby się ją wykorzystać w walce!
– Czy lokalni mieszkańcy byli bardziej otwarci i chętni do kontaktu, kiedy mówiłeś do nich po chińsku (mandaryńsku)?
– Byli przyjaźni, ale też zauważyłem, że kiedy próbowałem mówić po mandaryńsku, wykazywali się wielką cierpliwością, dawali mi czas, co moim zdaniem było bardzo miłe. Nie poganiali mnie, nie próbowali rozmawiać ze mną po angielsku. Oni po prostu lubili mnie słuchać. Czasem poprawiali mnie, a potem próbowałem jeszcze raz. Myślałem w takich chwilach, że oni naprawdę chcą mi pomóc w porozumiewaniu się ich językiem. Okazali mi taką cierpliwość i życzliwość, że dodało mi to pewności siebie, dzięki czemu mogłem jeszcze lepiej ćwiczyć mandaryński.
– Czyli dobrze jest poznać lokalny język kraju, do którego się wybieramy na dłużej?
– Tak, myślę, że w ten sposób okazuje się szacunek. Ze swojej strony staram się, jak mogę, aby nauczyć się jak najwięcej, nie tylko języka, ale także kultury, szacunku, tego, co jest dobrym zwyczajem, a co nie. Nie chcę nikogo urazić podczas rozmowy i uważam, że przynajmniej tyle mogę zrobić, aby okazać zrozumienie i akceptację podczas pobytu w innym kraju.
Czytaj też: Polacy odnaleźli starożytne dokumenty. Sensacyjne odkrycie zatrzęsło światem archeologii
– Czego możemy się nauczyć od mieszkańców Chin, których spotkałeś pod drodze?
– Pewnego rodzaju silnego poczucia wspólnoty. Kiedy porównuję to do Wielkiej Brytanii, gdzie każdy robi swoje, jest inny, ma własne cele i ambicje, to jest to zupełnie obce dla nas. Oczywiście to jest w porządku, ale w Chinach odkryłem, że może zaistnieć jakaś wspólnota, np. widziałem wieczorami 60- czy 70-latkowie spotykali się razem, tańczyli lub ćwiczyli tai chi. W regionie wokół Wielkiego Muru Chińskiego wszystkich jednoczyła misja ochrony i zachowania tego zabytku. Byli naprawdę dumnymi i szczęśliwymi ludźmi.
– Na koniec chciałbym zapytać o twoje rekordy świata w pieszych wędrówkach. Masz ich na koniec już trzy, a jaki będzie czwarty?
– Właśnie jest on w trakcie planów. To będzie kolejna duża wyprawa, ale nie mogę jeszcze nic zdradzić. Zacznie się ona we wrześniu, a ogłoszę ją w ciągu najbliższego miesiąca.