Dźwigają ciężary, grają w koszykówkę, pływają. Biją rekordy, zdobywają medale i zawsze są pełni humoru. Osiągnięcia karłowatych sportowców są naprawdę gigantyczne
Brazylijczycy z futbolowej drużyny Gigantes do Norte (dosłownie Giganty z północy) mają przeciętnie metr wzrostu (statystykę zaburza jedynie bramkarz, który ma 145 cm). Grają przeciwko juniorom i cieszą się w swoim kraju wielką popularnością. Z kolei Amerykanie chwalą się teamem koszykarskim „Tiny Trotters” (dosłownie: Małe Kłusaki). W tym zespole grają same karły i jeden zawodnik „normalnych” rozmiarów. Drużyna jeździ po USA, rozgrywając sparingi z rozmaitymi zespołami pełnowymiarowych koszykarzy. Mali gracze trochę oszukują, ale nikt nie ma im tego za złe. Szczególnie, że dochody z ich meczów są przeznaczane na cele charytatywne.
PÓŁ METRA NIŻSZA OD OTYLKI
Otylia Jędrzejczak ma 187 centymetrów i cieszy się sławą jednej z najlepszych pływaczek świata. Nasza mistrzyni olimpijska zdobyła już 11 złotych medali. Dużo? Niekoniecznie. Niepełnosprawna (bo skarlała) Erin Popovich z Butte w Montanie zdobyła ich znacznie więcej. Amerykanka cierpi na achondroplazję. W dzieciństwie przeszła kilkanaście operacji, przez wiele miesięcy mogła się poruszać wyłącznie w specjalnych rusztowaniach prostujących jej powyginane nogi. W celu rehabilitacji Popovich trafiła na basen. Po dwóch latach treningów przyszła pora na sukcesy – medale na paraolimpiadzie w Sydney. W ciągu kilku lat krótkonoga (wzrost 134 cm) Amerykanka wypływała ich dziewiętnaście, z czego aż 14 to złote.
PÓŁTORAKILOGRAMOWE CIĘŻARY
Przy typowym dorosłym mężczyźnie Aditya „Romeo” Dev z miasta Paghwara w Indiach wygląda jak piesek chihuahua przy rozrośniętym dogu niemieckim. Hindus cierpi na rzadki syndrom MOPDII (Majewski Osteodysplastic Primordial Dwarfism II) – całe ciało Deva jest proporcjonalnie skarlałe, od głowy poczynając, a skończywszy na jego stopach.
Ten karzeł (a może raczej człowiek w skali mini?) liczy zaledwie 83 centymetry wzrostu, zaś obwód jego klatki piersiowej nie przekracza pół metra. Aditya ma wielkie ambicje – chce być najsilniejszym małym człowiekiem na świecie. W roku 2006 Hindus przeszedł serię prób pod okiem sędziów i nie znalazł się w Księdze rekordów Guinnessa, ale został przez nią zauważony i okrzyknięty „najmniejszym atletą ziemskiego globu”. Dodajmy – całkiem zasłużenie. Mister Dev waży tylko 9 kilogramów, ale jak na swoje fizjologiczne możliwości jest bardzo silny. Codziennie ćwiczy hantlami stanowiącymi aż 1/6 jego masy. Ile to jest? Półtora kilograma, a więc – nawet jak dla dziecka – niewiele. Wynik robi się jednak całkiem poważny, kiedy kondycję Adityi Deva porówna się z osiągami 100-kilogramowego adepta siłowni. Jedna szósta masy takiego przykładowego zawodnika to aż 16 kilogramów. „Romeo” podnosi małe ciężary, ale przy jego rozmiarach to i tak wyzwanie.
PROWOKATORZY
Wrestling to na poły zabawa, żeby nie powiedzieć wprost – zapaśniczy show. Jest w nim odrobina prawdziwej walki, są przepychanki słowne, straszenie kibiców i monologi, które zawodnicy wygłaszają z ringu prawie jak z teatralnej sceny. Wrestling kojarzy się z facetami wytatuowanymi, wielkimi jak dęby, brutalnymi i tępymi. Nic bardziej mylnego, bo w tym parasportowym, megapopularnym show swoje miejsce znalazły również karły. Za oceanem tzw. migdet (lub micro) wrestling doczekał się nawet własnej niby-federacji (lepiej powiedzieć impresariatu), która w USA stara się promować i sprzedawać wyczyny karłowatych „sportowców”.
Wśród najmniejszych zapaśników świata najbardziej znany jest Dylan Postl, który na scenie przyjął pseudonim „Hornswoggle”. Amerykanin ma 1,35 m i waży 52 kilogramy. W kubraku i zielonym meloniku, z włosami utlenionymi na platynowy blond, wygląda może nieco pociesznie, ale za to na ringu wywalczył pas mistrzowski poważnej wrestlingowej federacji World Wrestling Entertainment. Wzrost dał mu przepustkę do sławy. Tak samo zresztą jak Eddiemu Gaedelowi, który jako jedyny człowiek o wzroście 1,1 metra zagrał w profesjonalnej baseballowej „Major League”. Zagrał wprawdzie dla jaj, ale występ był skuteczny – Gaedel zdobył jeden punkt dla zespołu „St. Louis Browns”.
MISTRZOWIE NISKIEGO WZROSTU
Trójbój siłowy to sport dla wyjątkowo wytrzymałych. Polega – upraszczając – na dźwiganiu wielkich ciężarów. Trójboiści podnoszą obładowane obciążnikami sztangi w przysiadzie, wyciskają je, leżąc na ławce i w tzw. martwym ciągu. Wygrywa ten, który w swojej kategorii wagowej podniesie – łącznie – najwięcej.
Wyniki idą w setki kilogramów, a to oznacza totalne obciążenie, przede wszystkim dla kręgosłupa. Dlatego trójboista musi bardzo dbać o mięśnie. Nie tylko o te grzbietowe. Równie istotne są partie brzuszne, bo to one – wspomagane specjalnymi obciskającymi koszulkami – stanowią dodatkową ochronę i kompensują obciążenie przez wytwarzanie ogromnego ciśnienia w jamie brzusznej. Idzie przecież nie o kilkadziesiąt kilogramów, lecz – jak w przypadku naszego wybitnego trójboisty Andrzeja Stanaszka – nawet… o sześciokrotność wagi jego ciała. Piątego listopada 2003 roku na zawodach w duńskim mieście Vejle Polak przysiadł 300,5 kg, sam ważąc 50 kg i mając zaledwie 122 centymetry wzrostu. I to nie był wyczyn jednorazowy! Stanaszek, dziś już na zasłużonej sportowej emeryturze, na swoim koncie ma aż dziesięć tytułów mistrza świata w trójboju.
Urodzony siłacz
O fizjologicznym fenomenie Andrzeja Stanaszka rozmawiamy z jego dawnym trenerem Stanisławem Mirochą.
Skąd wzięła się wielka siła Stanaszka?
Z ciężkiej pracy, sumiennych treningów oraz ogromnej, nadnaturalnie silnej, własnej motywacji. Nie ma wątpliwości, że Andrzej chciał w tym sporcie być kimś i swoją pozycję po prostu wypracował. Wyniki przyszły z ciężką pracą i z chęci wygrywania, ciągłego „naciągania” własnej wytrzymałości. Lekarze badali jego fenomen, ale nikt nigdy nie powiedział wprost – Andrzej jest lepszy od innych, bo ma np. jedyny w swoim rodzaju kręgosłup. Wykazano za to, że w tkankach Stanaszka występuje naturalnie podwyższony stosunek testosteronu do epitestosteronu, oczywiście bez stosowania żadnych środków dopingujących. Andrzej nie brał żadnego „koksu”, ale miał naturalny, mocniejszy od innych anabolizm.
Jakie ćwiczenia wykonywaliście, żeby poprawić jego wyniki?
Najpierw długo pracowaliśmy nad chwytem, który u Andrzeja wymagał solidnego rozciągnięcia. Trzeba było też dopracować barki oraz wzmocnić łokcie. Potem była walka o uzyskanie regulaminowego kąta przysiadu. Andrzej z zawodów na zawody poprawiał swoje wyniki. Nigdy nie było u niego czegoś, co ja nazywam zastojem wynikowym. Była ciągła praca i kolejne zwycięstwa.