Niewiele ludzkich istot pamięta się za to, że prowadziły życie pełne niespotykanej perwersji i zła. Zatrzymując go w 1934 roku, nowojorskie władze były zszokowane, że ten pozornie niewinny starszy człowiek jest podejrzany o porwania i morderstwa wielu dzieci na Manhattanie. Posiwiały mężczyzna stał się zmorą nowojorczyków i ucieleśnieniem najgorszych koszmarów rodziców. Sadomasochista, morderca dzieci, kanibal. Nazywał się Albert Fish.
Tymi słowami zaczyna się film nakręcony na podstawie historii człowieka, która w dziejach psychiatrii chyba nie miała sobie równych. W wieku 12 lat nawiązał homoseksualny romans z nastolatkiem, który wprowadził go w takie praktyki, jak picie moczu i koprofagia. W młodości prostytuował się i podglądał chłopców w łaźniach. Zgwałcił i uprowadził ponad setkę dzieci, co najmniej pięcioro zabił, a dwoje zjadł.
Rodzicom Grace Budd, jednej ze swoich ofiar, wysłał wstrząsający list, w którym ze szczegółami opisał, co wyprawiał z ich córką: „Udusiłem ją, potem pociąłem na małe kawałeczki, żebym mógł zabrać mięso do swojego mieszkania. (…) Zajęło mi dziewięć dni, by zjeść ją całą. Nie zgwałciłem jej, chociaż mogłem. Umarła jako dziewica”. Swoje wyznanie napisał na papierze firmowym hotelu, w którym się zatrzymał, świadomie naprowadzając policję na trop. Po aresztowaniu twierdził, że zabijać kazały mu głosy, które słyszał w głowie. Mimo to biegli uznali Alberta Fisha za zdrowego na umyśle i został skazany na krzesło elektryczne. Podczas egzekucji w 1934 r. 64-latek pomagał katu podczepić elektrody.
KTO TU JEST KIM
Być może wampir z Brooklynu był socjopatą. Takie osoby mają zazwyczaj uszkodzone płaty czołowe i mimo normalnego poziomu inteligencji nie potrafią funkcjonować w społeczeństwie. Nie mają sumienia ani poczucia winy, nie odczuwają skruchy ani wstydu. Nie współczują ofiarom. Ich kontakty międzyludzkie są znikome i nastawione na eksplorację. Kłamią, manipulują i wykorzystują innych do własnych celów. Są agresywni, nie potrafią utrzymać rodziny, nadużywają alkoholu. Socjopaci stanowią ok. 75% przestępców.
Ale osoby, które zetknęły się z Albertem Fishem, twierdziły, że był przemiłym, wzbudzającym zaufanie człowiekiem. Prowadził też „normalne” życie, miał żonę, sześcioro dzieci i zwyczajną pracę (był malarzem pokojowym). Czyżby dr Jekyll i Mr. Hyde?
Psychiatra Dorothy Lewis za Szpitala Bellevue w Nowym Yorku przeanalizowała przypadki 150 morderców z ostatnich 20 lat. Dwunastu z nich wykazywało objawy dysocjacyjnych zaburzeń tożsamości. To najdziwniejsza z istniejących patologii psychicznych i z pewnością najbardziej spektakularna (dawniej zwane zaburzeniem osobowości wielorakiej). Charakteryzuje się obecnością co najmniej dwóch odrębnych tożsamości (stanów osobowości), które na przemian kontrolują zachowanie człowieka. „Przełączenie” następuje raptownie, czasem bezpośrednio, czasem poprzez „zwykłą” osobowość.
Charakterystycznym objawem są powtarzające się amnezje – 12 morderców badanych przez dr Lewis nie pamiętało przemocy ani normalnych zachowań. Wszyscy słyszeli omamy głosów swoich alternatywnych postaci, 11 z nich było w dzieciństwie wykorzystywanych seksualnie i torturowanych. Tego typu urazów doświadczyło 97% osób z zaburzeniami dysocjacyjnymi. Ofiara radzi sobie z urazem, tworząc odrębne tożsamości, które biorą na siebie problem. W ten sposób wypiera traumatyczne wspomnienia.
Gdy Albert Fish miał pięć lat, zmarł jego ojciec. Matka nie mogła utrzymać czwórki dzieci, więc najmłodsze oddała do sierocińca. Tam, pozbawiony rodzicielskiej opieki i bezlitośnie chłostany, Albert „zaraził się” bólem. Zadawał go później ofiarom i sobie. Jego zdjęcie rentgenowskie wykazało obecność 12 długich igieł w okolicy miednicy. Osobom z zaburzeniami tożsamości samookaleczenia też się zdarzają – jedno z wcieleń może być agresywne…
Poszczególne tożsamości mogą różnić się wszystkim – imieniem i nazwiskiem, płcią, wiekiem, rasą, inteligencją, charakterem pisma. Mogą mieć odmienne wspomnienia, uzdolnienia, zainteresowania, cechy charakteru, preferencje seksualne. Mogą inaczej się zachowywać i mówić, zmieniać głos i język.
Wyniki badań wykazują nawet różnice pracy serca, ciśnienia krwi, EEG, ostrości widzenia… Każde z wcieleń może mieć własne alergie, a nawet cykl menstruacyjny! Tożsamości mogą wykazywać odmienny stan zdrowia (także psychicznego); zdarzało się, że jedna pisała list do drugiej ze wskazówkami, jak dbać o siebie.
PODZIELONE KOBIETY
„Podstawą pojawienia się zaburzeń dysocjacyjnych, w tym osobowości mnogiej, jest przeżycie silnego doświadczenia stresującego” – mówi Dominika Ustjan, psycholog z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej i Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. „W przypadku osobowości mnogiej jako takie zdarzenie często wskazuje się nadużycia seksualne we wczesnym dzieciństwie (to tłumaczy, dlaczego zaburzenia te są częstsze u kobiet – one zazwyczaj są ofiarami przemocy seksualnej)”.
Jedną z najsłynniejszych pacjentek była Anna O. leczona przez Josefa Breuera (nauczyciela Zygmunta Freuda). Naprawdę nazywała się Bertha Pappenheim, była aktywną społeczniczką i sufrażystką, walczącą o równe prawa dla kobiet (także w rodzinach żydowskich). Jej alternatywne wcielenie ujawniło się podczas choroby i śmierci ojca. W normalnym stanie świadomości kobieta była humorzasta i melancholijna, ale nie przejawiała żadnych zaburzeń. Jej alter ego odmawiało mówienia po niemiecku, miewało halucynacje, bóle głowy, zaburzenia widzenia, paraliż mięśni karku, braki czucia w kończynach, problemy z mową i przełykaniem napoi. Samookaleczenia zagrażały jej życiu, była wielokrotnie hospitalizowana. Sesje terapeutyczne z udziałem Anny O. legły u podstaw psychoanalizy, a o jej terapii Breuer napisał z Freudem w książce „Studien über Hysterie”. Z odnalezionej historii choroby Anny O. wynika jednak, że przyczyną jej dolegliwości były powikłania po gruźlicy.
TRZY PO TRZY
W niektórych przypadkach podzielone osobowości wiedzą o sobie nawzajem, czasem tylko jedna zna drugą, albo żadna nie wie o istnieniu pozostałych. Jak to funkcjonuje w praktyce, świadczy historia Julie-Jenny-Jerrie, którą opisali autorzy „Psychopatologii”.
Nieśmiała, wrażliwa i bojaźliwa Jenny stworzyła alternatywne wcielenia, by uciec od urazów, których doznała w dzieciństwie. Była molestowana przez sąsiada, a gdy miała osiem lat, rodzice oddali ją do adopcji, bo uznali, że „nie da się jej wychować”. Wtedy powstała Julie, która lepiej radziła sobie z odrzuceniem i wiedziała o istnieniu Jenny (osobowości pierwotnej). Jenny wiedziała o Julie i Jerrie (kolejne wcielenie), a Jerrie znała Julie, natomiast Julie nie znała Jerrie – odkryła ją dopiero w wieku 34 lat. Co ciekawe, w wieku 26 lat to Jerrie wyszła za mąż. Jenny wolała Julie, ale musiała przyznać, że przebojowa Jerrie lepiej sobie radzi w życiu, chociaż jej nie lubiła. Julie była lesbijką, ale angażowała się w macierzyństwo, chociaż to Jerrie adoptowała Adama – owoc romansu swojego męża. Jerrie nie chciała kontaktu z Julie, bo obawiała się u niej załamania psychicznego. „Julie w depresji samobójczej zgłosiła się do miejskiego szpitala wbrew woli Jerrie, która jednak przejęła kontrolę i namówiła Julie do opuszczenia szpitala. Julie napisała do terapeuty, że chce go odwiedzić, ale Jerrie się na to nie zgadza i odmawia dalszych wizyt. Od tej pory o Julie-Jenny-Jerrie nic nie wiadomo”.
LICZBA MNOGA
Już zmaganie się z dwoma wcieleniami wydaje się niemożliwe, a co dopiero z 24! Tyle tożsamości stworzył psycholog Cameron West. Davy, Mozart, Clay, Soul, Keith, Per i 18 innych osób. Kobiety, mężczyźni, a nawet dzieci niespodziewanie „wychodziły” z ukrycia, wprowadzając zamieszanie. Skąd ta mnogość?
Osoby z zaburzeniami tożsamości siłą własnej woli popadają w trans – stan mający właściwości indukcji hipnotycznej. Gdy odkrywają, że stworzenie przez autohipnozę nowej tożsamości uwalnia ich od problemu, w przyszłości będą wzbudzać kolejne wcielenia, chroniąc się przed przykrymi doświadczeniami.
Pierwsze wcielenie – chłopca o imieniu Davy Cameron stworzył w wieku czterech lat, gdy był molestowany seksualnie przez… swoją babcię (to wyszło na jaw podczas psychoterapii). Czterolatek nie mógł pojąć, dlaczego krzywdzi go ktoś, komu ufa. Kawałek jego psychiki oddzielił się wtedy od reszty, zabierając ze sobą koszmarne wspomnienia i związane z tym uczucia. Wypierając to wspomnienie, chłopiec mógł normalnie funkcjonować, dalej być dzieckiem. Gdy miał osiem lat, zaczęła molestować go matka, Cameron stworzył wtedy kolejne alter ego – Switcha. Po zgwałceniu przez obcego mężczyznę, w jego poranionej psychice powstały bliźniaczki: Anna i Trudi.
Gdy syn Camerona miał cztery lata (w tym wieku on sam był molestowany) „alter ego zaczęły wychodzić z ukrycia i komunikować się ze sobą. Mój dziennik pełnił funkcję pełnej wrzawy agory, na której spotykali się obcy ludzie. Szybko przyzwyczaiłem się do widoku mojej dłoni spisującej cudze słowa” – wyznaje w książce „Pierwsza osoba liczby mnogiej”. „Czuję się opętany. Bełkoczę do lustra. W środku nocy siedzę przed fortepianem. Czyjś głos, wychodzący z moich ust, odczytuje tablice drogowe”. Trudno mieć inne skojarzenia, gdy obce byty przejmują kontrolę nad ciałem.
„Wśród ludzi pierwotnych i w tradycjach religijnych nazywa się to opętaniem – zły duch zamieszkał w osobie, a metodą leczenia jest odprawienie egzorcyzmu, czyli wypędzenie ducha” – pisze Ole Vedfelt z Instytutu Psychoterapii Integralnej w Kopenhadze w książce „Ubevidst intelligens” (Nieświadoma inteligencja). Mordercy, których przebadała Dorothy Lewis, też byli podejrzewani o opętanie – mieli omamy słuchowe, wzrokowe i dotykowe, popadali w omdlenia, doznawali drgawek.
Dziś nie trzeba już szukać pomocy u księdza (albo nie tylko u niego). Leczenie takich zaburzeń jest długie i zniechęcające, ale możliwe. Najważniejsze, jak w każdej terapii, jest uświadomienie pacjentowi problemu (konfrontacja z rzeczywistością bywa oczywiście bolesna). Podczas psychoterapii dąży się do sklejenia wcieleń w całość lub przynajmniej nauczenia ich współpracy.
DRUGA STRONA MEDALU
Niektórzy jednak w ogóle powątpiewają w istnienie tego typu zaburzeń. Wspomnienia z wczesnego dzieciństwa dotyczące wykorzystywania seksualnego trudno udowodnić, a terapia ich przywracania jest uznawana za kontrowersyjną, bazuje bowiem na hipnozie, która nie jest zaliczana do klasycznych metod terapeutycznych. Zawsze też może pojawić się problem fałszywych wspomnień.
„Europejska klasyfikacja zaburzeń psychicznych (ICD-10) podkreśla, że osobowość mnoga występuje niezwykle rzadko i nie wiadomo w jakim stopniu jest to zaburzenie jatrogenne (spowodowane przez lekarza lub terapeutę – przyp. red.) lub uwarunkowane kulturowo” – mówi Dominika Ustjan. Sceptycyzm wielu osób wynika prawdopodobnie z dwóch faktów. Po pierwsze, większość doniesień o osobowości mnogiej pochodzi z USA (w amerykańskiej populacji pacjentów psychiatrycznych mówi się o 4% osób z tym zaburzeniem, w europejskiej to jedynie ok. 1,5%). Po drugie, są dowody wskazujące, że u szczególnie podatnych pacjentów pod wpływem sugestii hipnotycznych można wywołać objawy charakterystyczne dla osobowości mnogiej. Wykazano nawet, że normalni studenci college’u pod wpływem sugestii prezentowali objawy tego zaburzenia. Osobowość mnoga jest też często wykorzystywana jako linia obrony w sprawach karnych. Z drugiej jednak strony nowe metody obrazowania pracy układu nerwowego pokazują, że różne obszary mózgu są zaangażowane w momencie pojawiania się różnych osobowości. To są już dane, których nie da się zignorować i wyjaśnić jedynie „odgrywaniem ról”.
Nic dziwnego, że na cały problem patrzy się u nas z dystansem. „Zaburzenia te znam jedynie z amerykańskich opracowań oraz książek, takich jak »Pierwsza osoba liczby mnogiej« czy »Billy Milligan«” – mówi Dominika Ustjan. – „Z psychologicznego punktu widzenia są one możliwe, ale w swojej karierze się z nimi nie spotkałam. Nie słyszałam też, by taki przypadek był w Polsce udokumentowany”.
Joanna Nikodemska