Anna Witkiewicz: Wiele osób rezygnuje ze swoich marzeń. I zamiast być na przykład podróżnikiem, wybiera pracę w biurze, a potem cierpi. Gdy pytamy ich, dlaczego nie podążają za swoimi pragnieniami, tłumaczą: to nie takie proste jak myślisz.
Jennifer Grace: W grę mogą wchodzić dwie rzeczy. Po pierwsze możemy mieć obawy, że jeśli pójdziemy za naszymi marzeniami, nie będziemy w stanie opłacić rachunków. Albo też – to druga możliwość – nie wiemy, co tak naprawdę jest naszym marzeniem. W swojej pracy koncentruję się na tym, by pomóc ludziom pokonać ich obawy albo nauczyć z nimi żyć. I oczywiście dążymy do wyklarowania tego, co jest ich pasją. Nigdy nie mówię: rzuć pracę, bo to byłoby szaleństwo. Spowodowałoby tylko stres: „zaraz będę bez pieniędzy!” i pozbawiło jakiejkolwiek kreatywności. Ale jeśli masz jakieś marzenie, chcesz napisać książkę albo rozkręcić własny biznes, musisz czasem ponieść jakąś ofiarę.
Na przykład jaką?
– Kiedy postanowiłam napisać książkę, wstawałam codziennie o 5.30 i pracowałam przez godzinę. W ten sposób już po czterech miesiącach miałam napisaną całość. Żeby spełniać marzenia, potrzeba pracowitości, dyscypliny i gotowości do ciężkiej pracy. Ale najpierw trzeba samego siebie zapytać: chcesz tego, czy nie? Ja ustawiłam sobie takie pytanie w budziku. Codziennie rano pytał mnie: chcesz tego czy nie? „Tak, chcę!” – odpowiadałam i wstawałam. To naprawdę świetny sposób, pomógł już wielu moim uczniom.
A jeśli nasza odpowiedź brzmi: „nie, nie chcę”?
– Jeśli mówisz „nie”, to znaczy, że tak naprawdę to nie jest twoje marzenie. Może to marzenie twojej matki albo ojca, ale nie twoje. To znak, że musisz dopiero dojść do tego, co jest twoim marzeniem. Kursy, które prowadzę w Polsce, pochodzą z Uniwersytetu Stanforda i zawierają praktyczne narzędzia pozwalające dotrzeć do odpowiedzi na pytania: „kim jesteś?” i „o czym marzysz?”. A jeśli masz co do tego pewność, jesteś zdyscyplinowany i poświęcisz temu czas – to osiągniesz to, na czym ci zależy. Wszyscy mamy tyle samo czasu: 24 godziny na dobę siedem razy w tygodniu. Jak to się więc dzieje, że niektórzy spełniają swoje marzenia, a inni nie? Czy dlatego, że ci pierwsi są nieustraszeni? Nie. Bycie nieustraszonym nie oznacza wcale, że nie doświadcza się strachu, bycie nieustraszonym jest zwycięstwem odwagi nad strachem. Ludzie odnoszący sukcesy boją się tak samo jak inni, ale nie pozwalają, by strach ich paraliżował. Potrafią wykorzystywać swój strach.
Mam wrażenie, że wiele osób, zwłaszcza młodych, jest zagubionych, bo mają tyle możliwości wyboru, że nie wiedzą, jakie decyzje powinni podjąć. Nie są pewni, czy ich marzenia są rzeczywiście ich marzeniami, czy też może ich rodziców, a może tylko wmówili im to przez radio czy internet spece od reklamy. Jak dotrzeć do swoich marzeń?
– Moja rada jest następująca: zwróć uwagę na to, w jakich sytuacjach czas się dla ciebie zatrzymuje. Ja na przykład kiedy piszę, mam czasem wrażenie, że minęło ledwie 10 minut, a kiedy spojrzę na zegarek, okazuje się, że minęły dwie godziny. To samo może się dziać, kiedy biegasz, pracujesz w ogrodzie – to jak medytowanie, jesteś całkowicie w tym zanurzony. Pomyśl więc, jaka aktywność albo jaka tematyka fascynuje cię tak bardzo, że mógłbyś się jej oddawać cały dzień.
A jeśli interesuje nas wiele rzeczy naraz?
– To mój przypadek. Zanim zostałam coachem, próbowałam rozkręcić sześć biznesów, miałam sześć stron internetowych i chciałam zajmować się wszystkim naraz. I nic nie szło tak, jak tego bym sobie życzyła, bo byłam zbyt rozproszona, angażując się jednocześnie w aktorstwo, pisanie, fotografię i działania non profit.
Jak udało ci się zmienić tę sytuację?
– Moja mama powiedziała: „Wybierz swoją ścieżkę, ale tylko jedną, i idź nią”. Wybrałam ścieżkę zgodną z tym, co mnie interesuje, z czego mogę mieć korzyść i co powoduje zmianę w życiu innych. Przyjrzałam się temu, co lubię: fotografii, aktorstwu, filantropii, pisaniu, i powiedziałam sobie, że kiedyś to wszystko połączę, a na razie całą energię i uwagę skupię na coachingu, ponieważ czułam, że to jest właśnie to, co przyniesie największą korzyść mnie i mojemu synowi. Zaczęłam więc prowadzić ośmiotygodniowy kurs The Creative Insight Journey. Aż pewnego dnia poczułam, że jestem gotowa na kolejny krok: postanowiłam napisać i opublikować książkę. A kiedy to się udało, zaproponowano mi prowadzenie programu w radiu – mogłam więc zaistnieć jako aktorka. Ponieważ wcześniej byłam aktorką komediową, wystawiam teraz skecze. Ale to wszystko łączy się ze sobą pod jednym parasolem – działalności coachingowej. Całą swoją kreatywność skupiam w obrębie parasola, ale na początku wybrałam jedną ścieżkę. Kiedy ją określiłam, zaczęłam też odnosić sukcesy. Tylko jak się dowiedzieć, która ścieżka jest właściwa? Kierując się tym, co cię fascynuje, co sprawia, że możesz mieć z tego korzyść i co wywołuje zmianę. Kiedy w jednej dziedzinie osiągniesz sukces, pociągnie to za sobą sukces w następnej.
Często zastanawiamy się jednak, czy nie jest już za późno na zmiany. Myślimy sobie: skoro spędziłem 10 czy 20 lat robiąc to, co robię, może powinienem być szczęśliwy, mając to, co mam: obecną pracę, rodzinę, przyjaciół.
– W takiej sytuacji zawsze myślę o mojej mentorce Louise Hay, która dom wydawniczy Hay House założyła, gdy miała 58 lat. Nie wierzę, że kiedykolwiek jesteśmy na coś za starzy, to kwestia naszych przekonań. Dlatego tak ważna jest praca nad tym, by pozbyć się z głowy głosu, który mówi nam: jesteś za młody, za stary, niewystarczająco mądry. Podczas pracy coachingowej uważnie się mu przyglądamy i sprawdzamy: zaraz, zaraz, kto tak twierdzi? Społeczeństwo, moja mama, mój nauczyciel? Czy to prawda? Nie! Dziś wiemy, że naszą rzeczywistość tworzą nasze przekonania. Jeśli więc wierzymy, że na coś jesteśmy za starzy – rzeczywiście czujemy się za starzy, jeśli wierzymy, że nie damy rady – nie dajemy rady. Dlatego tak ważne jest wsparcie coacha, który potrafi użyć odpowiednich narzędzi, oraz grupy życzliwych osób, które będą cię dopingować, żeby przełamać ograniczające cię przekonania i wybrać te, które będą cię wspierać: tak, dasz radę, próbuj, idź po to. Ale zrób to z głową, czyli nie rzucaj pracy, poświęć się trochę, wstawaj wcześniej.
Jesteś autorką książki „Directing Your Destiny”. Powiedz, jak zostać reżyserem swojego życia?
– To, co myślimy, w co wierzymy i co czujemy, ma wpływ na otaczający nas świat. Czasem ktoś koncentruje się tylko na negatywach: o Boże, włamali mi się do samochodu, mój chłopak zerwał ze mną; potem widzi się wokół siebie kolejne złe rzeczy. W życiu możesz być tylko widzem, patrzeć na swoje życie jak na film w kinie i myśleć sobie: nie chciałbym stworzyć takiego filmu, bo jest straszny, nie znoszę mojego szefa, nie znoszę mojego partnera, jestem nieszczęśliwy. Czy rzeczywiście go nie tworzysz, czy nie stworzyłeś świadomie? Moim zadaniem – jako coacha – jest zabranie ludzi z fotela widza i posadzenie ich na miejscu reżysera. I przede wszystkim sprawienie, by sobie wyjaśnili, kim są i czego chcą. Zaplanuj swoje życie tak, jak chcesz, aby ono wyglądało i określ, kiedy chcesz zacząć działać. A potem rusz z kanapy i zacznij tworzyć swoją rzeczywistość! Jeśli chcesz być autorem książki, zacznij ją pisać, jeśli chcesz znaleźć miłość, wyjdź jej naprzeciw, bo sama nie zapuka do twoich drzwi, chcesz mieć ładne ciało, zacznij chodzić na siłownię.
Miałabyś jakieś proste rady, jak zacząć zmieniać swoje życie?
– Pierwsze to jasność, czego chcę, bo najgorzej, kiedy tego nie wiemy. Kiedy jednak już wiesz, czego chcesz, wszystko zaczyna cię wspierać, w odpowiednim momencie pojawiają się odpowiedni ludzie, doświadczasz flow. Ale to jest możliwe dopiero wtedy, kiedy masz jasność.
Wtedy też, razem z jasnością, pojawia się odwaga, by za tym podążać.
– Właśnie! Ażeby zyskać jasność, musisz się wyciszyć. Ale my wolimy pytać innych, co powinniśmy zrobić ze swoim życiem. I kiedy pytasz innych, mamę, przyjaciela, partnera, dostajesz trzy różne odpowiedzi i już zupełnie nie wiesz, co robić. A wszystkie odpowiedzi są w nas, potrzebujemy tylko przestrzeni, by one mogły się pojawić.
Jak sobie zapewnić tę przestrzeń?
Pomaga w tym medytacja, a prowadzenie dziennika umożliwia rozwinięcie tego, co ona daje. Jeśli codziennie zaczniesz medytować przez pięć minut i przez pięć minut pisać dziennik, stworzysz przestrzeń potrzebną, by usłyszeć swój wewnętrzny głos, który mówi: tak, to jest to, czego chcę, taki właśnie jestem.
Budzimy się, bierzemy do ręki długopis i co dalej?
– Po prostu zapisz pierwszą myśl, która ci przyjdzie do głowy. Może na początku będzie to jakiś zwariowany sen, może to być lista rzeczy, które masz do zrobienia, może to nie będzie nic szczególnego – z czasem nabierzesz wprawy. A potem zobaczysz w swoich zapiskach pewne wskazówki. Może odkryjesz, że myślisz o własnym biznesie albo chcesz podróżować i odważysz się zacząć realizować swoje marzenia i pragnienia. Mamy w głowie prawdziwy śmietnik, dopóki nie oczyścimy przestrzeni. I tak jak nie zostaniesz gwiazdą rocka w ciągu jednej nocy – bo to wymaga praktyki i cierpliwości – tak samo jest z pisaniem dziennika: na początku możesz nic z niego nie rozumieć, ale z czasem znajdziesz w nim nowe pomysły.
Czyli po jakimś czasie powinniśmy wrócić do naszych zapisków i je przeczytać?
– Tak, ale najpierw udajemy się w ośmiotygodniową podróż. Podczas moich kursów mówię: nie czytajcie, po prostu piszcie przez osiem tygodni. Kiedy ludzie wracają po tym czasie do swoich zapisków, mogą zobaczyć, jak zdezorientowani i zagubieni byli na początku i jaką jasność mają teraz. Kiedy kończą kurs, są wyraziści, wiedzą, co będą robić. Są też gotowi stawiać przed sobą cele, podejmować konkretne mierzalne działania. Wtedy dobrze jest też mieć obok siebie coacha czy przyjaciół, którzy będą nas trzymać za słowo. Uważam, że mówienie innym o swoich marzeniach wspiera cię. A zatem zdobądź pewność, czego chcesz, wyznacz sobie cele, rusz się i stwórz sobie prosty system działania. Bo kiedy starasz się za bardzo, może się nie udać. A chodzi o to, by w każdym tygodniu podjąć jedno małe działanie, by zbliżyć się do swoich marzeń, aż w końcu je zrealizujesz.
A co jest twoim największym marzeniem teraz?
– Prowadzić warsztaty The Creative Insight Journey w 20 krajach. I jestem dumna, że Polska jest po Stanach Zjednoczonych moim pierwszym krajem. Następne będą Australia, Włochy, Grecja, kurs będzie przetłumaczony także na hiszpański, holenderski, węgierski. Zaczyna się robić globalnie i to jest najbardziej ekscytujące. Anna Słabicka i Beata Paszyc, które poprowadzą kurs w Polsce, były moimi studentkami w Miami. Same do mnie przyszły i powiedziały, że chciałyby zabrać ten kurs do Polski. Wtedy pomyślałam, że marzenia się spełniają. Zamierzam także stworzyć program dla dzieci. Bo gdybyśmy jako dzieci mieli odpowiednie narzędzia pomagające nam lepiej zrozumieć nasze marzenia, uciszyć ten osądzający głos w naszej głowie – kim moglibyśmy się stać? Chcemy tym programem objąć dzieci w wieku przedszkolnym, wczesnoszkolnym oraz gimnazjum i liceum.