Tekst pochodzi z najnowszego numeru magazynu Focus Historia. Do kupienia na kultowy.pl
Oda marzył o zjednoczeniu rozrywanej wojnami domowymi Japonii. Prawie mu się to udało, bo w chwili śmierci władał już połową Kraju Kwitnącej Wiśni. A mający z nim do czynienia portugalscy jezuici wprost nazywali go w swoich pismach królem. Ba, wedle misjonarza Luisa Fróisa (1532–1597) znalazłszy się u szczytu potęgi, Oda Nobunaga zapragnął dokonać własnej deifikacji! I to właśnie ów akt najwyższej pychy portugalski ksiądz uznał za czyn, który wzbudził gniew Boga, doprowadzając do spektakularnego upadku władcy.
Jak było naprawdę i jaki był Oda? Po fakcie, gdy jakaś osoba dokonała już wielkich rzeczy, ludzie lubią mówić, że już w dzieciństwie zapowiadała się na kogoś niezwykłego. Nie w przypadku Nobunagi. Szczerze mówiąc, wszystko wskazywało raczej na to, że jeszcze za młodu źle skończy.
Pochodził z leżącej w środkowej Japonii prowincji Owari. Władający nią klan Oda był rozrośnięty i swarliwy. Nie dość, że dzielił się na dwie główne linie (Nobunaga pochodził z młodszej), to te jeszcze rozpadały się na kolejne skłócone rodziny. Sąsiadami rodu był z jednej strony kontrolujący trzy prowincje potężny klan Imagawa, a z drugiej strony władający krainą Mino niejaki Saitō Dōsan. Człowiek, który nim zdobył władzę zarabiał na sprzedaży oleju, a potem przezywany był Żmiją z Mino.
W pierwszej połowie XVI w. sytuację w Owari jako tako ogarnął ojciec Nobunagi, Oda Nobuhide. Stanął na czele krewnych, położył kres rodzinnym waśniom i poprowadził armię braci, kuzynów oraz innych pociotków na rajdy przeciw sąsiednim domenom. Niestety, dobra passa nie trwała zbyt długo, bo już w roku 1551 Nobuhide zmarł, zostawiając rodzinny interes osiemnastoletniemu Nobunadze.
Młodość chmurna i durna
Członkowie klanu pogrzeb swego niedawnego przywódcy zapamiętać mieli na długo. A to za sprawą zachowania dziedzica zmarłego. Podczas gdy pozostali synowie nieboszczyka stawili się na nabożeństwie żałobnym w uroczystych szatach i mieli należycie ponure miny, Nobunaga na uroczystość wparował ubrany w byle co i miast w skupieniu odmawiać modły, złapał garść leżącego na ołtarzu kadziła, trzasnął nim posąg Buddy w twarz. Czy młody dziedzic był do tego stopnia nieczuły, że nie wzruszyła go nawet śmierć własnego ojca? Wydaje się, że cierpiał, ale okazywał to po swojemu. Jednym z pierwszych posunięć nowego dajmio było wymordowanie mnichów, którzy modlili się – nieskutecznie – za zdrowie Nobuhide podczas jego choroby. Rozstrzeliwanym za pomocą arkebuzów na dziedzińcu świątyni i błagającym o litość zakonnikom Oda miał doradzić… modlitwę o ocalenie życia.
Po tych ekscesach krewni obrazili się na Nobunagę. Nawet matka nie chciała mieć z nim nic wspólnego i ostentacyjnie zamieszkała z jego młodszym bratem Nobuyukim. Spod sztandarów Nobunagi czmychnęła też część wasali.
Młody dajmio niezbyt jednak przejmował się tym wszystkim i miast rządzić, wolał rozbijać się z kompanami po okolicy i szaleć. W efekcie stracono do niego szacunek i zaczęto przezywać mianem Ōutsuke, czyli Wielki Dureń. Znalazł się jednak ktoś, kto w porę go otrzeźwił. Dawny perceptor Nobunagi, niejaki Hirate Masahide, widząc jak ten puszcza z dymem dzieło swego ojca, napisał do młodzieńca list. Zestrofował wychowanka, a następnie, by wzmocnić przekaz, popełnił seppuku. Zadziałało to na Odę jak kubeł zimnej wody. Ogarnął się, ale było już za późno: część krewnych, na czele których stanął Nobuyuki, zbuntowała się. W Owari wybuchła wojna domowa. Dysponujący niespełna tysiącem ludzi Wielki Dureń wybił do nogi liczniejszą rodzinną opozycję. Nobunaga stał się tym samym niekwestionowanym panem prowincji. Ale to nie był jeszcze koniec jego kłopotów.
Wielki Dureń zadziwia Japonię
W 1560 r. potężny magnat Imagawa Yoshitomo postanowił ruszyć z 25 000 żołnierzy na stołeczny region Yamashiro i przejąć kontrolę nad Kioto. By jednak dostać się do stolicy, musiał przejść przez Owari.
Wojska klanu Imagawa przekroczyły granicę w czerwcu. Nobunaga zarządził mobilizację swych sił. Były one żałośnie małe, bo liczyły zaledwie 3000 wojowników, w większości lekkozbrojnych piechurów. Doradcy młodego dajmio wpadli w panikę i namawiali go do zabarykadowania się w rodowym zamku. Ten nie chciał nawet o tym słyszeć i na czele swych sił pociągnął naprzeciw najeźdźcy. Żegnający go dworzanie i krewni zapewne uznali, iż więcej go już żywego nie zobaczą.
Do bitwy między wrogimi armiami doszło 22 czerwca 1560 r. u stóp góry Okehazama. Choć nazywanie bitwą tego, co się wydarzyło, jest nieco mylące. W tym przypadku jedna strona wyrzynała bowiem drugą, która biegała dookoła w panice. O dziwo, masakrującymi były… siły klanu Oda. Pod Okehazamą po raz pierwszy objawił się bowiem geniusz taktyczny Nobunagi. Obóz klanu Imagawa zaatakował pod osłoną oberwania chmury. Podczas gdy żołnierze wroga chronili się przed deszczem w namiotach, popijając sake, Nobunaga poprowadził swych ludzi do natarcia na obóz nieprzyjaciela. Uderzenie klanu Oda zupełnie zaskoczyło armię Yoshitomo, która poszła w rozsypkę, a sam jej wódz naczelny zginął w zamieszaniu.
Zwycięstwo pod Okehazamą całkowicie zmieniło sytuację w tej części Japonii. Miniimperium klanu Imagawa rozpadło się jak domek z kart. Część wziął sobie Nobunaga, trochę uszczknął dla siebie groźny władca prowincji Kai – Takeda Shingen, a resztę w postaci prowincji Mikawa objął we władanie jej więziony dotychczas przez Yoshitomo, prawowity spadkobierca Tokugawa Ieyasu (który wtedy nazywał się jeszcze Matsudaira Motoyasu). Ten zawarł niebawem sojusz z Nobunagą.
Gra o najwyższą władzę
Tymczasem Oda rozpoczął ekspansję poza granicę ojczystej prowincji. Jego celem stało się Mino, gdzie stary wąż Dōsan już nie żył (zamordowany przez własnego syna), zaś niesnaski w szeregach jego klanu zachęcały do inwazji. Nobunaga podjął ryzyko i zaatakował sąsiadów w roku 1562. Opanowanie Mino zajęło mu pięć lat.
Kiedy opadł bitewny kurz, z Odą skontaktował się Ashikaga Yoshiaki – były mnich buddyjski, który na wieść o zamordowaniu jego brata szoguna Yoshiteru, czmychnął z klasztoru i szukał protektora, który mógłby osadzić go w Kioto. Nobunaga dostrzegł okazję, zmobilizował więc swoje siły (które rozrosły się do ponad 50 000 ludzi) i pociągnął na stolicę. Wkroczywszy doń, 9 listopada 1568 r. obwołał swego protegowanego szogunem, a sam stał się szarą eminencją.
Zdobycie stolicy dodało Nobunadze wiatru w żagle. Następne pięć lat prowadził żywiołową ekspansję. Przy czym wszystkie swoje akcje przedstawiał jako usankcjonowane przez szoguna poskramianie buntowników. Zacieśniał również więzi z cesarzem, by pławić się w blasku bijącego od imperatora majestatu.
I wtedy pojawił się wróg, przeciw któremu Nobunaga musiał użyć superbroni: muszkieterów. Walczących w szyku nieznanym nie tylko w Japonii, ale który zadziwiłby nawet Europę…
Więcej w Focusie Historia nr 2/2021