Największe dotychczas badanie rzuca nowe światło na związek między liczbą zakażeń a polityką. Jego autorzy, psychologowie z Uniwersytetu w Cambridge, sugerują też, że pandemia będzie miała istotny wpływ na nasze decyzje przy urnach.
Naukowcy wpierw wykorzystali dane ze Stanów Zjednoczonych z lat 1990-2010. Stwierdzili, że im więcej w danym mieście lub stanie odnotowywano chorób zakaźnych, tym bardziej autorytarne były w nich władze i prowadzona przez nie polityka. W najbardziej autorytarnie rządzonych stanach liczba przypadków chorób zakaźnych była około czterokrotnie wyższa niż w najbardziej demokratycznych.
Dodatkowo uwzględniono ankiety wypełnione przez ponad 240 tys. osób w latach 2016-2017. Stwierdzono, że im wyższa była liczba infekcji w danym mieście lub stanie, tym chętniej głosowano tam na Donalda Trumpa w 2016 roku.
Choroby sprowadzają polityków o dyktatorskich zapędach
Badanie mogło jednak odzwierciedlać tylko zachowania Amerykanów. Naukowcy powtórzyli je więc, analizując dane z 47 krajów i ankiety wypełnione przez 50 tys. osób. Zaobserwowany wcześniej efekt był nieznacznie słabszy, ale również widoczny. W najbardziej autorytarnych krajach liczba przypadków chorób zakaźnych była trzykrotnie wyższa niż w najbardziej demokratycznych.
W przypadku amerykańskich stanów analizowano dane z CDC (Centers for Disease Control and Prevention), odpowiednika polskiego Sanepidu. Rejestruje on przypadki różnych chorób zakaźnych, od wirusowego zapalenia wątroby i HIV, przez odrę i ospę, po opryszczkę. W przypadku amerykańskich miast wzięto pod uwagę również chlamydiozę i rzeżączkę. Dla innych krajów uwzględniono dziewięć różnych chorób, w tym gruźlicę i malarię.
Efekt utrzymywał się, gdy w statystycznej analizie wykluczono wpływ takich czynników jak poziom wykształcenia, zamożność czy poglądy religijne. Wszystko wskazuje więc na to, że to ryzyko zakażenia skłania społeczeństwa do wyboru polityków o dyktatorskich zapędach.
Tam, gdzie chorób jest więcej, prawo staje się ostrzejsze
Dodatkowo badacze stwierdzili, że wszędzie tam, gdzie liczba zakażeń była wyższa, uchwalano nieproporcjonalnie więcej ustaw dotyczących tylko określonych grup – na przykład ograniczających dostęp do aborcji. Liczba ustaw dotyczących wszystkich obywateli w równym stopniu nie ulegała zmianie. W takich miastach, stanach i krajach zaostrzano też kary za przestępstwa.
– Odkryliśmy spójną zależność częstości występowania chorób zakaźnych z psychologicznymi preferencjami do konformizmu i hierarchicznych struktur władzy – mówi dr. Leor Zmigrod, ekspertka w dziedzinie psychologii ideologii z Cambridge. – Wyższa liczba przypadków chorób zakaźnych przewiduje preferencje polityczne takie jak głosowanie na partie konserwatywne i wprowadzanie autorytarnych struktur prawnych. Taki związek wynika z analiz historycznych i geograficznych – dodaje.
– Jeśli pandemia COVID-19 zwiększy urok polityków autorytarnych, efekty te będą utrzymywać się długo – podkreśla Zmigrod. To dlatego, że polityków wybieramy na kilkuletnie kadencje, a uchwalone przez nich prawo pozostaje często normą, nawet gdy władze się zmienią.
Dlaczego chętniej głosujemy na „rządy silnej ręki”, gdy boimy się chorób
Badacze przeanalizowali, czy efekt ten widać, gdy więcej jest również chorób przenoszonych przez zwierzęta. Okazało się, że dotyczy chorób wyłącznie przenoszonych przez ludzi. To sugeruje, że jest to efekt „behawioralnego układu odpornościowego”.
Co to znaczy? Badacze tłumaczą, że często zachowujemy się tak, jak to konieczne, by unikać zakażenia. Na przykład nieznane sytuacje, przedmioty i osoby traktujemy z rezerwą i ich unikamy. Bywamy też podejrzliwi wobec obcych. Takie zachowanie zmniejsza ryzyko zakażenia i nie musi być świadome.
Gdy ryzyko zakażenia oceniamy jako wysokie, dodatkowo odczuwamy stres. To z kolei przekłada się na nasze zachowania i wybory. Częściej zachowujemy się tak, jak większość naszej grupy. Stajemy się konformistami.
– Wyniki naszych badań to sygnał ostrzegawczy, że zachowania mające na celu zmniejszenie ryzyka zakażenia mają głęboki wpływ na konformizm i uległość. To przekłada się na bardziej autorytarne preferencje polityczne – mówi Zmigrod. – Zdrowie i polityka mogą być ze sobą związane ściślej niż sądziliśmy wcześniej – dodaje badaczka.
A co, jeśli to nie choroby sprowadzają na nas despotycznych polityków?
Wypada jednak zauważyć, że badacze mogli odkryć inną zależność, a ich wnioski nie muszą być do końca słuszne.
Liczba przypadków chorób zakaźnych jest ściśle związana z nakładami na ochronę zdrowia. Jeśli te są niskie – liczba przypadków będzie wyższa. Odkryta przez badaczy zależność może wynikać z niedofinansowania usług publicznych. Demokratyczne władze mogą po prostu bardziej troszczyć się o obywateli.
Z wielu badań wynika, że dostęp do takich usług jest bardzo istotnym czynnikiem wpływającym na jakość życia. Być może więc na autorytarnych polityków głosują ludzie sfrustrowani. Badacze nie wykluczyli hipotezy, że głosowanie na rządy silnej ręki nie jest spowodowane spadkiem jakości opieki zdrowotnej.
To jednak błąd wyjątkowo łatwy do naprawienia. Wystarczy przeanalizować, czy w demokratycznie rządzonych miastach, stanach i krajach wyższe są nakłady na służbę zdrowia. Wyniki takich badań będą bardzo ciekawe.
Źródła: Cambridge University, Journal of Social and Political Psychology