Kiedy w XVI wieku europejscy osadnicy zaczęli przybywać do Ameryki Północnej, napotkali oszałamiającą liczbę ptaków morskich. Jednym z najliczniejszych w tym rejonie jest nawałnik Leacha, który w ciągu dnia żeruje na morzu. Ogromną kolonię tych ptaków odkryto też na archipelagu St. Pierre i Miquelon, tuż przy południowym wybrzeżu obszaru znanego obecnie jako Nowa Fundlandia. Marynarze, którzy tam dopłynęli, opisali kolonię jako „colombier”, co jest francuskim terminem oznaczającym gołębnik. Dlatego też nazwali to miejsce Grand Colombier.
Tego typu kolonie ptaków morskich są szczególnie narażone na negatywne skutki działalności człowieka i uważa się, że obecnie ich liczba gwałtownie spada. Jednak naukowcy, którzy próbują chronić gatunki zagrożone wyginięciem, często zadają sobie pytanie: „Jak zmieniały się te populacje?” i „Co jest dla nich naturalne?” – piszą Matthew Duda i John P. Smol z Natural Sciences and Engineering Research Council of Canada (NSERC) na łamach „The Conversation”.
Chociaż kolonia nawałnika na Grand Colombier liczy obecnie ok. 300 000 osobników i wydaje się stosunkowo stabilna i liczba w porównaniu z innymi znanymi koloniami, to obecnie stanowi zaledwie 16 proc. tej, jaka mogła tu istnieć przed przybyciem Europejczyków. Do takich wniosków doszli Duda i Smol, badając ptasie odchody i muł z miejscowego jeziora.
Ptasia kupa w służbie nauce
Badanie ptaków morskich jest o tyle skomplikowana, że tylko ok. 19 procent gatunków zostało poddanych badaniom pozwalającym wiarygodnie oszacować ostatnie trendy populacyjne.
Według aktualnych szacunków, od lat 80. XX wieku liczebność globalnej populacji nawałnika dużego spadła o ponad 30 procent. Jako że populacja tego gatunku nie była badana przed okresem ingerencji człowieka, nie sposób było oszacować jak bardzo zmieniła się obecnie w stosunku do swojej „normy”. Jak liczne pierwotnie były kolonie nawałnika – postanowili zbadać naukowcy z Queen’s University.
– Nasze laboratorium przyjrzało się osadom na dnie jezior, w których przez tysiące lat gromadziły się odchody i inne szczątki pozostawione przez gniazdujące ptaki morskie, warstwa po warstwie. Nawałniki są bałaganiarzami. Kiedy się rozmnażają, budują gniazda na odległych wyspach. W ślad za sobą pozostawiają odchody, wyrwaną roślinność, skorupki jaj i pióra – opisują autorzy analizy.
Deszcz zmywa te ślady ptasiej obecności, a część z nich trafia do jezior i stawów. To sprawia, że muł na dnie zbiorników wodnych staje się swoistym „archiwum”. Zachowując historię środowiska, pozwala śledzić losy populacji ptaków morskich.
– Wiedzieliśmy, że odchody nawałników były kwaśne, bogate w składniki odżywcze i bardzo bogate w kadm i cynk. Doszliśmy do wniosku, że jeśli kolonia nawałnika zwiększała się, środowisko, a co za tym idzie osady, musiały zawierać dowody na wyższą kwasowość. Gdyby wielkość kolonii się zmniejszała, spodziewalibyśmy się odwrotnego trendu – wyjaśniają Duda i Smol.
– Korzystając z tych zasad, moglibyśmy wykorzystać osady jako wehikuł czasu, aby zrozumieć trendy w populacji ptaków morskich w przeszłości – piszą.
Drastyczne załamanie
Jako miejsce pierwszych badań naukowcy wybrali wyspę Grand Colombier, ze względu na obecność dużej kolonii ptaków morskich oraz jezioro zlokalizowane w pobliżu siedliska. Dane z monitoringu kolonii pozwalały twierdzić, że jest ona stosunkowo stabilna pod względem liczebności, szczególnie w porównaniu z innymi koloniami na świecie. Szacowano, że liczy ok. 300 000 osobników.
Badacze chcieli dowiedzieć się, dlaczego żyjące na wyspie nawałniki nie napotykają na problemy, z jakimi borykać się muszą inne ptasie kolonie. „Cofając się w czasie, mieliśmy nadzieję, że uda nam się znaleźć wskazówki, które pomogłyby w ochronie nawałnika tu i w innych miejscach” – piszą.
Udało im się pobrać próbki osadów datowane nawet na 5 800 lat. Wyniki analizy były dla badaczy zaskoczeniem. Okazało się bowiem, że populacja kolonii nie zawsze była stabilna i podlegała naturalnym fluktuacjom. Najwyższą liczebność osiągnęła ok. 2 700 lat temu, a następnie ok. 740 lat temu.
– Najwyraźniej duże kolonie ptaków morskich wahały się pod względem wielkości, jeszcze przed okresem ingerencji człowieka – zauważają autorzy badania.
Jednak wraz z nadejściem człowieka widać poważne załamanie w liczebności populacji.
– Populacja załamała się na początku XIX wieku, co zbiegło się w czasie z osadnictwem w Europie i początkiem produkcji świec z tłuszczu ptaków morskich, inwazją szczurów i zwiększającym się ruchem łodzi w tym rejonie – opisują naukowcy.
Chociaż kolonia nawałnika na Grand Colombier wydaje nam się stabilna i liczna, to obecnie stanowi zaledwie 16 proc. tej, jaka mogła tu istnieć przed przybyciem Europejczyków.
– Uświadomienie sobie, że obecna populacja petreli burzowych jest tylko ułamkiem jej dawnej wielkości, rozwiązuje problem systemowy w biologii konserwatorskiej, a mianowicie coś, co naukowcy nazywają „syndromem przesunięcia linii podstawowych”. W szczególności, jak wyznaczyć realistyczne cele ochrony, jeśli nie znamy wielkości naturalnych populacji, zanim ludzie mieli znaczący wpływ na ich wielkość? – pytają Duda i Smol.
Mają nadzieję, że lepsze zrozumienie przeszłych zmian oraz skali spadków w liczebności gatunków, do której przyczynił się człowiek, pozwoli szerzej spojrzeć na kolejne zagrożenia i podjąć właściwe kroki w celu ochrony ptaków.
Źródło: The Conversation