”Bez nich nie da się przeżyć w pracy” – ocenia Aleksandra, 29–letnia absolwentka biologii na UW, pracownica warszawskiego koncernu farmaceutycznego. Zamiast słowa „kłamstwa” używa sformułowania „drobne uprzejmości, które ułatwiają życie”. Przykłady? „Po Gwiazdce szef paraduje w nowym, ohydnym krawacie. Ale na pytanie: »Ładny? Córka mi kupiła!« odpowiadam: Ma dziecko gust. Gdy zabaluję w środku tygodnia i następnego dnia jestem nieświeża, na pytania kolegów opowiadam: »Nie polecam tej suszarni na rogu ulicy, strasznie się tam strułam«”.
„Kłamstwo zaczęło się charakteryzować relatywizmem: co w jednej sytuacji jest kłamstwem, w innej przestaje nim być” – zauważa Magdalena Robak, trener umiejętności, psycholog organizacji i pracy z warszawskiej Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. „Mamy tendencję do rozróżniania kłamstewek typu »ślicznie wyglądasz w tej garsonce«, które są według nas dopuszczalne na przykład w imię utrzymania dobrych relacji, oraz prawdziwego kłamstwa – przeinaczenia danych o sprzedaży, byle nie ponieść konsekwencji za niskie wyniki”.
Aż 78 proc. pracujących zawodowo Polaków potępia kłamstwo – wynika z opublikowanego w październiku 2011 roku raportu TNS OBOP. Podobne badania przeprowadzone przez Demoskop dowodzą jednak, że aż 48 proc. ankietowanych uważa, iż kłamstwo w niektórych sytuacjach jest usprawiedliwione. Najczęściej kłamiemy, by nie robić przykrości innym (73 proc.) i „dla czyjegoś dobra” (54 proc.).
Mechanizm lawiny
Michel Fize, socjolog, autor książki „Kłamcy. Dlaczego boją się prawdy?”, do najpopularniejszych kategorii kłamstw zalicza kłamstwo z chęci uniknięcia czegoś i kłamstwo mające na celu uzyskanie jakiejś gratyfikacji: pieniędzy, pracy.
Robert, informatyk w koncernie spożywczym: „Koleżanka z działu studiowała ze mną i wiem, że ma nieźle podkolorowane CV. Na przykład staż zagraniczny, na którym rzekomo zdobyła doświadczenie, trwał tydzień, a nie pół roku, a rozpoczęty doktorat ograniczył się do złożenia papierów na studia doktoranckie”. To jedne z najpopularniejszych kłamstw pracowniczych. Co czwarte spośród 3 tys. CV przebadanych przez brytyjski Certyfikowany Instytut Kadr i Rozwoju zawierało przekłamania. Co trzeci ankietowany przez instytut przyznał, że kłamał w CV, co piąty użył kolegi lub członka rodziny, by zamiast pracodawcy potwierdził jego referencje. W badaniu przeprowadzonym w 2009 roku przez grupę Synovate Polska aż połowa pytanych przyznała się do ubarwiania życiorysów. Ludzie dodają do CV obrabiane komputerowo zdjęcia, na których wyglądają lepiej niż w rzeczywistości (22 proc.), podają lepszą niż faktyczna znajomość programów komputerowych i języków obcych (18 proc.), ukrywają informacje o stanie cywilnym czy dzieciach (13 proc.).
Magdalena Robak zauważa, że pierwsze kłamstwo uruchamia mechanizm lawiny. „Skłamałem raz, nie przyniosło to negatywnych konsekwencji, więc skłamię ponownie. Skłamałem klientowi, więc mogę skłamać szefowi. Po jakimś czasie to małe kłamstwo przestajemy nazywać kłamstwem. Zaczynamy też szukać usprawiedliwień poza nami – w otoczeniu, w tym, że inni też kłamią, że firma traktuje mnie nie fair. Legitymizujemy posługiwanie się kłamstwem” – ocenia.
„Pracownik, który skłamał w CV, zwykle potem szkodzi pracodawcy” – ostrzega Wojciech Dudziński z firmy Fraud Control, która specjalizuje się w wykrywaniu nadużyć gospodarczych w firmach. „Czasem tylko partaczy pracę, bo nie ma umiejętności. Czasem popełnia nadużycia finansowe, wynosi z firmy cenne dane” – wylicza. Tak było na przykład z dyrektorem w dużej korporacji, którego kierownictwo podejrzewało o nadużycia. „W CV chwalił się dyplomem prestiżowej brytyjskiej uczelni Nottingham University. Okazało się, że w rzeczywistości nie chodziło o NU, ale mały, prywatny college Nottingham Trent University. Małe kłamstewko, prawda? Potem wykryliśmy, że ten college miał podpisaną umowę z prywatną szkołą w Polsce, która zaliczała kursy z NTU i oferowała dyplom tej uczelni. Ostatecznie ustaliliśmy, że nawet tej polskiej nie skończył”.
Winien pracodawca
„Są zawody, w których kłamstwo jest uważane wręcz za obowiązek” – pisze Michel Fize. Magdalena Robak potwierdza: „Jeśli wartości akceptowane w moim otoczeniu zawodowym dopuszczają kłamstwo, to mam wytłumaczenie dla swoich zachowań. Mówimy, że handlowiec musi przeinaczać fakty, bo inaczej nic nie sprzeda. Przykład idzie też z góry: przełożeni kłamią i wymagają tego od pracowników”.
W koncernie farmaceutycznym Aleksandry w związku z kryzysem wprowadzono cięcia – obniżono pensje, pozabierano dodatki typu karnety na basen i siłownię, bony na święta. Oli nie dziwi, gdy widzi, jak koledzy odbijają sobie straty, wykonując prywatne rozmowy ze służbowych telefonów i przywłaszczając przeznaczone dla klientów próbki leków.
Z raportu OBOP wynika, że co czwarty badany przyznaje się do nadużywania telefonów firmowych do celów prywatnych, spóźniania się lub wcześniejszego wychodzenia z pracy, a 12 proc. zamiast pracować przegląda serwisy zakupowe i plotkarskie. Z badania towarzystwa ubezpieczeń Euler Hermes wynika, że 77 proc. firm w ciągu ostatnich dwóch lat padło ofiarą nieuczciwych pracowników: aż 15 proc. szacowało szkody na 50–100 tys. zł. Najczęściej nadużycia zdarzały się w działach zakupów i zaopatrzenia, produkcji i w magazynach.
„Osoby, które czują, że dostają mniej, niż im się należy, lub takie, które pracują na stanowisku poniżej swoich kwalifikacji, będą redukować poczucie niezadowolenia »w imię poczucia sprawiedliwości«. Do takich działań należą kradzieże, utrudnianie pracy, bumelanctwo, celowe opóźnianie działań, poświęcanie czasu zawodowego na sprawy prywatne czy korzystanie z narzędzi firmowych – jak ksero – do celów prywatnych. Pracownicy tacy będą się też negatywnie wypowiadać o firmie, wyładowując swoją frustrację i niezadowolenie” – wylicza Magdalena Robak.
Konsekwencje nawet małych kłamstw i oszustw mogą być poważne. „Może się skończyć naganą, ale może i zwolnieniem dyscyplinarnym. Jeśli firma w wyniku kłamstwa poniosła straty finansowe czy wizerunkowe, dochodzi do tego rekompensata strat” – wylicza Magdalena Robak.
„Drobne” kłamstwo w CV, typu wpisanie stanowiska innego, niż zajmowaliśmy, jest wykroczeniem. Zgodnie z art. 61 kodeksu wykroczeń przywłaszczenie tytułu, stanowiska lub stopnia podlega karze grzywny do 1000 zł albo karze nagany. Jeszcze gorzej, gdy sami sfałszujemy dyplom ukończenia szkoły wyższej, nawet jeśli ,,tylko” przerobimy datę jej ukończenia. Zgodnie z art. 270 kodeksu karnego podrabianie lub przerabianie dokumentu lub używanie go jako autentycznego może być zagrożone karą nawet pięciu lat więzienia. „Jeżeli dojdzie do nawiązania stosunku pracy, konsekwencje kłamstwa zależą od jego przedmiotu. Przyszły pracownik, podając nieprawdziwe dane, których zgodnie z art. 221 kodeksu pracy domagać się może przyszły pracodawca (imię i nazwisko, imiona rodziców, data urodzenia, miejsce zamieszkania, wykształcenie, przebieg dotychczasowego zatrudnienia), ryzykuje rozwiązanie umowy o pracę z powodu nielojalnego zachowania” – dodaje Paweł Kisiel, radca prawny, specjalista prawa pracy z Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy.
Nasze kłamstwa mogą zaszkodzić nie tylko nam. Oszukiwanie przez pracowników czujników metanu doprowadziło w 2007 r. do tragedii w kopalni Halemba. „Wszystkie dziedziny, w których zachowanie nieetyczne może narazić życie lub zdrowie innych, powinny mieć rozwinięte systemy etyczne. Ale jak wycenić, czy bardziej bolesny i nieakceptowalny jest wybuch w kopalni i śmierć górników, czy naciągniecie emerytki żyjącej z 1000 zł na pożyczkę w wysokości 300 zł?” – pyta Magdalena Robak.
Firmowa inwigilacja
Pierwszym sitem, które odławia kłamiących, są rozmowy kwalifikacyjne, ale coraz większą popularnością cieszy się też tzw. background screening, czyli profesjonalna weryfikacja CV. W Polsce tę usługę oferuje już kilkanaście firm, m.in. Veri, Kroll, Bigram i Fraud Control. Cena podstawowej weryfikacji, czyli sprawdzenie danych dotyczących wykształcenia i dotychczasowego zatrudnienia, wynosi 70–500 zł. Superweryfikacja, w której sprawdza się także doświadczenie zdobyte za granicą, a nawet powiązania z organizacjami terrorystycznymi, kosztuje kilka tysięcy złotych. Szczególnie dobrym źródłem informacji są byli pracodawcy. Częste są też telefony na uczelnie lub do instytucji typu izby adwokackie czy lekarskie. Dudzińskiemu kilka razy zdarzyło się korzystać z takiej metody, jak odtwarzanie daych z komputera. „Takie sytuacje dozwolone są w przypadku weryfikacji już po zatrudnieniu, gdy pracodawca zaczyna mieć podejrzenia co do pracownika. Sprawdzanie kandydatów bez informowania ich o tym jest nielegalne. Co więcej, poprzedni pracodawcy bez zgody byłego pracownika nie mogą udzielać informacji o nim” – przestrzega mecenas Kisiel.
Pracodawcy w sprawdzaniu pracowników idą jednak coraz dalej, posuwając się do metod łamiących prawo. Instalują kamery wideo i oprogramowanie szpiegujące pracę na komputerze. Pod groźbą wyrzucenia z pracy zmuszają do poddawania się badaniu wariografem. „Odwołanie się do takich metod mogłoby być potraktowane jako naruszenie godności osobistej i innych dóbr osobistych pracownika” – dodaje Paweł Kisiel. Jak zauważa Magdalena Robak: „Więzienny nadzór w firmie może nasilić nieetyczne zachowania. Pracownik, który czuje się traktowany jak przestępca, przestępcą może zostać”.
Lepsze, ale wciąż mało popularne jest konsekwentne wdrażanie systemów etycznych. Niektóre firmy wplatają je w system zarządzania i polityki personalnej (począwszy od rekrutacji, po zwolnienia). Menedżerowie dają przykład i na bieżąco reagują na zaobserwowane zachowania nieetyczne. Systemy kontroli etycznej są pod ciągłym nadzorem: uzyskanych informacji nie przyjmuje się na wiarę, ale rzetelnie weryfikuje, przestrzega się też reguły tajności. Takie firmy dążą do budowania zespołu z ludzi, których system wartości jest spójny z systemem etyki organizacyjnej.
„W wielu firmach kodeksy etyczne pozostają martwym przepisem” – zauważa psycholog. A infolinia, na którą pracownicy mogą zadzwonić, by poinformować o nadużyciach, milczy, bo przecież gorsze niż kłamstwo jest „donosicielstwo”.