To właśnie oni odsłonili okop szpitalny, który podkreśla bezwzględność prowadzonych walk. Wykopaliska były prowadzone w Mont-Saint-Jean w Belgii, gdzie 1. książę Wellington – Arthur Wellesley – założył szpital polowy, w którym leczono około 6000 żołnierzy. Jedną z oznak zapewnienia pewnego stopnia humanitaryzmu było to, że zwłoki jednego z poległych umieszczono oddzielnie od szczątków zwierząt, które zginęły w czasie bitwy.
Czytaj też: Dziś ciężko je sobie wyobrazić. Łodzie z tego materiału były w Skandynawii bardzo popularne
Ta miała miejsce 18 czerwca 1815 roku, Po jednej stronie stanęło około 70 tysięcy żołnierzy zgromadzonych przez Napoleona Bonaparte. Po drugiej znalazły się natomiast przeważające siły podlegające między innymi pod Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii, Prusy i Zjednoczone Królestwo Niderlandów. Wyprawa prowadzona przez Napoleona stanowiła część jego wielkich stu dni, w czasie których powrócił z wygnania i odzyskał władzę w marcu 1815 roku.
Pomimo początkowych sukcesów wojsk francuskich, ostatecznie uległy one siłom koalicji. Napoleon został zmuszony do abdykacji i zesłany na dożywotnie zesłanie na Wyspie Świętej Heleny. Przebywał tam sześć lat, aż do swojej śmierci 5 maja 1821 roku. O tym, jak potoczyłyby się losy Napoleona i jego wojsk, gdyby nie porażka pod Waterloo, możemy jedynie gdybać.
Bitwa pod Waterloo stanowiła zwieńczenie słynnych stu dni Napoleona. Porażka jego wojsk zmusiła go do abdykacji i zesłania na Wyspę Świętej Heleny
Archeologom pozostaje natomiast analiza zbieranych ponad dwieście lat później dowodów. I choć łącznie w bitwie pod Waterloo poległo bądź zostało rannych niemal pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, to do tej pory znaleziono… dwa szkielety. Jeden z nich wydobyli przedstawiciele Waterloo Uncovered, a losy pozostałych poległych stanowią wielką tajemnicę. Martwy żołnierz najwyraźniej został poddany pochówkowi, który miał oddać mu pewien szacunek.
Czytaj też: Kamienne budowle z Madagaskaru zastanawiają badaczy. Ich powiązań nie da się logicznie wytłumaczyć
Po jednej stronie rowu znajdowały się bowiem jego szczątki, a po drugiej – oddzielone skrzynkami z amunicją – kości siedmiu koni oraz wołu. Poza tym archeolodzy dotarli do ludzkich kończyn amputowanych na polu bitwy. Osobną kwestię stanowi niemal całkowity brak szczątków ludzkich na tym obszarze. Tony Pollard z Uniwersytetu w Glasgow zaproponował, iż kości zostały… skradzione i przeznaczone do produkcji nawozu. Wskazują na to relacje sprzed lat, które sugerowały, że w trzech zbiorowych grobach pod Waterloo mogło zostać pochowanych nawet 13 tysięcy ciał. Czy wyjaśnienie Pollarda, choć brutalne, faktycznie ma rację bytu?