Bloger, copywriter i pisarz Andrew Elsass stając na scenie konferencji TEDx w Colorado Springs, zaczyna wystukiwać powitanie na komórce. Tekst wyświetla się na dużym ekranie. Publiczność wybucha śmiechem. – Kilka lat temu to była moja ulubiona forma komunikacji – tłumaczy Elsass i wspomina, że kiedyś wolał udawać, że rozmawia przez telefon, byle tylko uniknąć prowadzenia small talku. Pogawędki z innymi, a nawet patrzenie im w oczy stanowiły dla niego duży problem. Chcąc go rozwiązać, w 2013 r. zdecydował się na eksperyment.
Postanowił, że w ciągu miesiąca zainicjuje rozmowy z 90 nieznajomymi. Dokumentację tej akcji można znaleźć na jego blogu. Jest tam między innymi arkusz ze szczegółami dotyczącymi kolejnych prób. Można się z niego dowiedzieć, w jakim wieku i jakiej płci były osoby, które zaczepił, jakich słów konkretnie użył, by nawiązać kontakt, i jak potoczyła się rozmowa. Bilans eksperymentu? 118 prób, z czego tylko kilka nieudanych. Andrew Elsass mówi, że dzięki temu doświadczeniu stał się bardziej otwarty, zaczął szybciej nawiązywać kontakty i poznał swoją dziewczynę. Rozmowy z nieznajomymi okazały się łatwiejsze i więcej wnoszące do życia, niż przypuszczał.
Nie on jeden był zaskoczony takim obrotem spraw. W sieci można znaleźć wiele relacji ludzi, którzy podjęli podobne wyzwanie i stwierdzili, że wypadło ono nadspodziewanie dobrze. Psycholodzy prof. Nicholas Epley i prof. Juliana Schroeder są pewni, że nie doceniamy potencjału rozmów z nieznajomymi. Podczas pracy na Uniwersytecie Chicagowskim przeprowadzili kilka eksperymentów, które to pokazują. Pytali mieszkańców miasta jeżdżących środkami komunikacji miejskiej o to, kiedy podróż do pracy będzie dla nich najprzyjemniejsza – wtedy, gdy odbędą ją w milczeniu, gdy spędzą ją w taki jak zawsze sposób, lub czy wtedy, gdy zainicjują rozmowę z nieznajomym.
Większość ankietowanych uznała trzecią opcję za najmniej atrakcyjną. Kiedy jednak naukowcy poprosili podróżnych o wypróbowanie jednej z tych trzech możliwości, okazało się, że ci, którzy dostali zadanie nawiązania kontaktu z nieznanym im towarzyszem podróży, byli najbardziej zadowoleni. Zaskoczeniem dla uczestników tego doświadczenia było też to, że wszystkie zaczepione przez nich osoby podjęły rozmowę, a nie jedynie 40 proc., jak wcześniej szacowali.
LEKARSTWO NA SAMOTNOŚĆ
– Z perspektywy psychologii ewolucyjnej lęk przed obcym jest dość naturalny i oczywisty. Kiedy żyliśmy w grupach zbieracko-łowieckich, w których wszyscy się znaliśmy, wtargnięcie obcego na nasze terytorium było zagrożeniem – mówi psycholog społeczny dr Jarosław Kulbat z Uniwersytetu SWPS. – Jeśli jednak spojrzymy na rozmowy z nieznajomymi z perspektywy antropologii, psychologii wpływu czy więzi, zobaczymy, że dziś takie kontakty mogą nam przynieść dużo korzyści. Przez „nieznajomych” rozumiemy
tu szeroką grupę obejmującą także tzw. znajomych z widzenia, czyli np. osoby, które często widujemy w swojej okolicy, ale nie zamieniamy z nimi ani słowa. Kiedy jednak spotkamy ich na wakacjach, czujemy się zobowiązani do tego, by przynajmniej ich pozdrowić – dodaje naukowiec.
Dr Jarosław Kulbat mówi, że obcy ludzie nie tylko mogą być źródłem informacji np. o tym, jak mamy się zachować na nieznanym terenie czy ułatwić nam realizację celów biznesowych. Pomagają również zaspokoić wiele ważnych potrzeb. Jedną z kluczowych jest potrzeba afiliacji, czyli nawiązywania i podtrzymywania kontaktów z innymi ludźmi. I ten zysk trudno przecenić, bo psycholodzy i socjolodzy biją na alarm, że grozi nam wielka epidemia samotności. W walce z nią mogą pomóc chociażby takie akcje jak vancouverska „Say Hi to Stranger” (powiedz „cześć” nieznajomemu).
Zainicjowano ją w odpowiedzi na raport, który pokazywał, jak bardzo mieszkańcy tego miasta czują się wyizolowani. W Wielkiej Brytanii z kolei zorganizowano Crossing Divides On The Move Day, podczas której osoby korzystające z publicznych środków transportu były na różne sposoby zachęcane do rozmów z współpasażerami. – Naturalna siła odśrodkowa, która powinna nas pchać w kierunku innych ludzi, wygasa – mówi psycholog dr Paweł Fortuna. – Stajemy się egzystencjalnymi konsumentami, którzy oczekują, że los i inni ludzie będą ich obsługiwać. Prezentujemy postawę: „Jeśli zostanę przedstawiony, jeśli ktoś zaaranżuje spotkanie, mogę ewentualnie kogoś poznać.” To prowadzi do szybkiego topnienia liczby naszych relacji. Tymczasem wystarczy wyjść do ludzi, odezwać się do nieznajomego, podejść do niego jak pięciolatek do pięciolatka, zadając sobie pytanie: „Co możemy razem zrobić?”. Wtedy zaczną się dziać czary – przekonuje.
Sam jest wielkim entuzjastą takich interakcji: – Napisałem 14 książek, połowę z kimś. Dlaczego? Często właśnie dlatego, że nawiązałem z kimś kontakt, byłem go ciekawy i podczas rozmowy wpadłem na pomysł, by coś razem stworzyć. Dr Jarosław Kulbat uważa, że rozmowy z obcymi ludźmi są ćwiczeniem ważnej umiejętności społecznej: – Nawiązywanie znajomości przydaje nam się w życiu wielokrotnie. Ta kompetencja to nie dar niebios, można ją wykształcić. Dla osób nieśmiałych regularne odbywanie rozmów z obcymi może być wręcz formą terapii. Pozwala obniżyć lęk – obcy przestaje jawić się jako zagrożenie, może zostać naszym przyjacielem czy nawet partnerem życiowym – tłumaczy. Nawet jeśli tak się nie stanie, i tak skorzystamy. Przez lata podkreślano, jak ogromne znaczenie dla naszego dobrostanu mają kontakty z bliskimi. Psycholożki prof. Elizabeth Dunn i dr Gillian M. Sandstrom udowodniły, że zwiększenie liczby interakcji z osobami, które znajdują się na peryferiach naszej siatki kontaktów, także zwiększa nasze poczucie szczęścia.
NATYCHMIASTOWA NAGRODA
Wiele korzyści z rozmów z nieznajomymi odnosimy natychmiast. Jedną z nich jest poprawa nastroju. Pokazują to m.in. wyniki eksperymentu przeprowadzonego przez Dunn i Sandstrom w Starbucksie. Klienci, których proszono, by składając zamówienie, pogawędzili przyjaźnie z baristą, wyszli z kawiarni bardziej radośni niż ci, którzy dostali zadanie kupna kawy bez wdawania się w rozmowę.
Dlaczego dialog z nieznajomym ma na nas tak dobry wpływ? Często odpowiada za to „efekt Benjamina”. Nazwa pochodzi od imienia chłopaka, z którym w czasach szkolnych była związana Dunn. Zauważyła, że kiedy są we dwójkę i Benjamin ma zły humor, nie kryje swego niezadowolenia. Kiedy jednak pojawia się ktoś obcy lub dalszy znajomy, chłopak mobilizuje się, zaczyna się uśmiechać, staje się milszy, co w konsekwencji prowadzi do tego, że humor mu się poprawia. Kiedy później zaintrygowana tą obserwacją Dunn przeprowadziła badania z udziałem romantycznych par, odkryła, że ludzie w obecności nieznajomych zachowują się właśnie tak jak jej Benjamin i czerpią z tego te same co on korzyści.
Psycholożka dr hab. Katarzyna Popiołek, profesor Uniwersytetu SWPS, w swoim wykładzie „O co się potykamy w drodze do drugiego człowieka” tłumaczy, że każdy z nas żyje zamknięty w swoim świecie. Świecie, w którym dzieją się najważniejsze dla nas rzeczy. Pojawienie się drugiego człowieka sprawia, że musimy ten świat opuścić. Z jednej strony jest to ryzykowne, budzi w nas lęk i oznacza konieczność zdobycia się na pewien wysiłek, z drugiej jednak może być uwalniające. – Drugi człowiek powoduje, że możemy na chwilę zapomnieć o własnych przykrych myślach albo o nudzie – mówi.
Kiedy więc borykamy się z naprawdę poważnymi problemami, rozmowa z kimś, kogo nie znamy, może pomóc nam się od nich oderwać, dać nam chwilę wytchnienia. „Wchodząc w interakcję z nieznajomym, nie jesteśmy już zamknięci we własnej głowie, nie kierujemy się jak automat z jednego miejsca do drugiego. A być obecnym to to samo, co żyć” – pisze Kio Stark w książce „Znajomi nieznajomi. Jak ludzie, których znasz, mogą cię zmienić”. Nazywa to cudownym zakłóceniem przewidywalnej narracji codziennego życia. Nasz mózg to uwielbia. Pojawienie się obcej osoby pomaga też rozwiązywać problemy. Przekonała się o tym psycholożka prof. Katherine Phillips, kiedy dała studentom detektywistyczną zagadkę do rozwiązania. Podzieliła ich na czteroosobowe zespoły. Część składała się z samych przyjaciół, część z trójki przyjaciół i jednego obcego. Zespołom złożonym z samych bliskich sobie osób rzadziej udawało się odgadnąć, kto zabił. Ważne jest to, że, jak pisze: „dostrzeżono i przyjęto do wiadomości nasze istnienie.
INTYMNOŚĆ ULICZNA
Kio Stark przekonuje w swojej książce, że rozmowy z nieznajomymi mogą też – paradoksalnie – zaspokoić potrzebę intymności. Przekonuje, że nawet dzięki krótkiemu powitaniu czy skinięciu głową rodzi się „intymność uliczna”. Przez te drobne działania potwierdzamy nawzajem swoją egzystencję.
ROZMOWA ZOSIA CZERNIAKOWSKA, I ZA PACIOREK Z SASKIEGO STOŁU – KOLACJA Z NIEZNAJOMYM
„Zobacz, ilu szczęśliwych ludzi od nas wyszło” – mówią często do siebie gospodynie Saskiego Stołu. W weekendy organizują w swoim ogrodzie biesiady dla dwunastu – zazwyczaj nieznających się – osób
Ewa Pągowska, Focus: Dlaczego założyłyście Saski Stół?
Iza Paciorek: Chciałyśmy stworzyć przestrzeń, która będzie łączyła ludzi. Miejsce, w którym zarówno goście, jak i my będziemy mogli nawiązywać nowe znajomości w domowej atmosferze.
Zosia Czerniakowska: Przyznaję, że na początku chciałam po prostu dobrze nakarmić gości. Mam naturę włoskiej mammy. Mój dom zawsze był otwarty i nigdy nikt nie wyszedł ode mnie głodny. Jednak jedzenie szybko zeszło na dalszy plan. Okazało się tylko pretekstem do ciekawych spotkań.
Kto do was przychodzi?
Z.C.: Nasi goście to zazwyczaj osoby niezwykle otwarte, ale zdarzają się też ludzie bardziej zdystansowani. Bywa, że przychodzą z ciekawości np. zainspirowani relacjami znajomych na Instagramie. Z przyjemnością patrzymy, jak się poznają i otwierają. Wychodzą najedzeni, przytulając się na pożegnanie i umawiają na kolejne spotkanie.
I.P.: Nasi goście najczęściej mają od 25 do 40 lat, chociaż były też osoby około 60. Czasem przychodzą dwójkami, lecz zwykle odwiedzają nas osoby, które nikogo nie znają. Witając ich w drzwiach, od razu mówimy do nich po imieniu. Czasami na początku trochę moderujemy rozmowę, ale częściej błyskawicznie robi się naprawdę gwarno bez naszej pomocy.
Co zyskują goście?
I.P.: Rodzą się znajomości, które są potem kontynuowane. Są osoby, które poznały się przy naszym stole i już rozpoczynają wspólny projekt biznesowy. Ludzie wymieniają się wiedzą, kontaktami. Niektórzy mówią, że dzięki nam wyszli ze strefy komfortu i było to dla nich bardzo dobre doświadczenie.
Z.C.: Niektórzy mówią, że rozmowy ze znajomymi zwykle toczą się wokół tych samych tematów, a nasz Saski Stół daje okazję do poszerzenia horyzontów.
Zostaliśmy zauważeni”. Psycholog prof. Eric D. Wesselmann ze współpracownikami przeprowadził eksperyment, w którym jeden z badaczy szedł przez kampus Uniwersytetu Purdue i albo patrzył mijanym osobom w oczy z uśmiechem, albo bez uśmiechu, albo spoglądał „w kierunku ich oczu”, tak jakby ich nie dostrzegał, jakby jego spojrzenie przechodziło przez nich, jakby byli powietrzem. Kiedy mijał przechodniów, drugi badacz podchodził do nich i pytał, jak bardzo w ciągu ostatniej minuty czuli się odseparowani od
innych ludzi. Okazało się, że uczucie wykluczenia było silniejsze u osób, które zostały potraktowane jak powietrze. Zdarza się też, że pomiędzy nieznajomymi dochodzi do naprawdę dużej bliskości. Np. osoby, które widzą się po raz pierwszy, zaczynają się sobie zwierzać. Czasami, według Kio Stark, mogą liczyć na większe zrozumienie, niż gdyby otworzyły się przed przyjacielem czy partnerem.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż w tym drugim przypadku często dochodzi do tzw. skrzywienia bliskości. W kontaktach z bliską osobą zwykle przeceniamy swoje komunikacyjne możliwości. Zakładamy, że skoro tak dobrze się znamy, nie musimy dokładnie wszystkiego tłumaczyć i jednocześnie z tego powodu nie słuchamy rozmówcy zbyt uważnie. Tymczasem według psychologa prof. Kennetha Savitsky’ego z Williams College, który zajmował się badaniem tych błędów, uświadomienie sobie, że to co my wiemy, jest czymś innym niż to, co wie nasz rozmówca, jest kluczowe dla efektywnej komunikacji. Kio Stark przekonuje też, że rozmawiając z człowiekiem, którego widzimy pierwszy raz na oczy, nie mamy nic do stracenia. Jeśli on „wyrobi sobie o nas złą opinię, będzie zaszokowany albo się z nami nie zgodzi, nie ma to żadnego znaczenia. Nieznajomy może wysłuchać naszych uczuć, ale nie musi z nimi żyć” – pisze.
– Oczywiście są pewne granice w tym otwieraniu się na obcych – mówi dr Jarosław Kulbat i podaje przykład osób, które czasami spotyka w autobusie czy tramwaju i które zagadują pasażerów, są głośne i próbują za wszelką cenę ze wszystkimi się zaprzyjaźnić. – Takie zachowanie może zostać odebrane jako swego rodzaju rozhamowanie, które, delikatnie mówiąc, nie jest uznawane za oznakę zdrowia psychicznego. Osoby, które w ten sposób postępują, osiągają więc często odwrotny od zamierzonego efekt. W kontaktach z nieznajomymi dobrze jest więc być uważnym zarówno na sygnały, jakie nam wysyłają, jak i na podszepty intuicji. Jeśli mamy dobry kontakt z własnymi uczuciami, łatwiej nam zdecydować, kiedy warto za nią podążyć i np. przejść na drugą stronę ulicy, a kiedy jednak warto pokonać lęk przed obcym.